Były już minister i wicepremier Jarosław Gowin realizuje skomplikowaną grę polityczną i nie wyklucza, że może ona doprowadzić do powstania „rządu mniejszościowego”. Kryje się za tym ewentualna opcja wyjścia jego niewielkiej partii z koalicji z PiS-em, co może pozbawić ugrupowanie rządzące większości parlamentarnej.
Mówiąc szczerze takie igraszki, w sytuacji poważnego kryzysu spowodowanego epidemią, gdy potrzebny jest mocny rząd, wywołują fatalne wrażenie. Myślę, że bez względu na to, czy gowinowskie Porozumienie pozostanie w koalicji z PiS-em aż do wyborów parlamentarnych, czy też wcześniej pójdzie swoją drogą, kariera polityczna Jarosława Gowina powoli kończy się. Po prostu ani prezes Jarosław Kaczyński, ani nikt w pisowskich elitach nie wybaczy mu obecnych demonstracyjnych posunięć i rozterek. Pan wicepremier zawiódł w momencie próby, a na samodzielną karierę polityczną jego partyjka szans nie ma i mieć nie będzie.
Jarosław Gowin pozostawia po sobie nie tylko nerwowe zaniepokojenie na szczytach władzy – a nuż Porozumienie, po z pewnością negatywnej opinii Senatu, zagłosuje przeciwko wyborom korespondencyjnym?, a to doprowadzi wręcz do kryzysu konstytucyjnego (gdyż klasycznych wyborów z urnami w lokalach zorganizować się nie da). Wicepremier pozostawia po sobie także szkolnictwo wyższe w stanie w stanie ciężkiej choroby. Dokładnie sprawdzają się wszystkie diagnozy i przewidywane negatywne skutki o których mówiono, gdy Jarosław Gowin przedstawiał założenia swojej „Konstytucji dla Nauki”. No więc mamy na uczelniach państwowych dyktaturę rektorów, którzy w praktyce obsadzają wszystkie stanowiska (łącznie ze stanowiskiem swojego następcy) i podejmują wszelakie istotne decyzje. Często także niestety swoje uprawnienia wykorzystują do tłumienia wolności słowa. Dodajmy, że część rektorów dostaje pensje wyższe niż Prezydent RP. Mamy zupełnie ubezwłasnowolnione senaty, dekoracyjne i do niczego nie potrzebne rady uczelni. Mamy też nie posiadających żadnych uprawnień w zakresie zarządzania uczelnią profesorów. Dawniej, zasiadając w Radach Wydziału, mieli oni duży wpływ na kierowanie swoimi jednostkami. Dzisiaj są tylko trybikami w bezwzględnej korporacji, sterowanej centralnie. Rektorzy na uczelniach podpierają się wysokimi urzędnikami administracyjnymi, którzy wprawdzie na nauce zazwyczaj nie znają się, a o dydaktyce mają też zazwyczaj niewielkie pojęcie, ale za to coraz częściej traktują pracowników naukowych jako swoich podwładnych. Wprowadzony model zaprzecza tradycyjnym mechanizmom autonomii akademickiej na uczelniach, podważa autorytet pracowników naukowych i fatalnie odbija się na prowadzeniu badań. Zbiurokratyzowany system oceniania (tzw. ewaluacji) uczelni i pracowników, poprzez punkty, dopełnia miary nieszczęścia. System ten faworyzuje nie solidnych naukowców, ale spryciarzy, którzy tworząc dzieła mierne, niepotrzebne a związane z modnymi trendami myślowymi, umieją je umieścić w zachodnioeuropejskich „prestiżowych” pismach. Owi spryciarze robią szybkie kariery umiejętnie operując punktami, slotami, indeksami, projektami, grantami itp. za którymi kryje się często absolutna pustka. Pisanie solidnych i ciekawych książek czy prowadzenie badań regionalnych uważane jest wręcz za szkodnictwo nie przynoszące uczelni odpowiednich korzyści.
Czy nowy minister nauki Wojciech Murdzek zmieni coś w tym fatalnym systemie? Jest to człowiek związany raczej z samorządami niż z wyższymi uczelniami. Większość naukowców patrzy na niego z rezerwą, zakładając, że skoro wywodzi się z partii Gowina to będzie realizował linię byłego wicepremiera. Może tak być, jednak dopóki nie nastąpią pierwsze decyzje ministra Murdzka daję mu kredyt zaufania. Poczekajmy. Na razie radzę mu ze szczerego serca, żeby wystąpił z inicjatywą ustawodawczą przywracającą wydziały i rady wydziałów na uczelniach. Będzie to najważniejszy krok w kierunku odnowienia zmasakrowanej autonomii wewnętrznej polskich wyższych uczelni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496813-tylko-u-nas-prof-polak-co-dalej-ze-szkolnictwem-wyzszym