Zmieniają się ci, którym „wolno mniej”, ale salon się nie zmienia. On, poprzez swoje media, ekspertów i celebrytów wyznacza standardy i pasuje na rycerzy postępu, liberalizmu, demokratycznych reguł niczym król Artur i to porównanie nie jest przypadkowe, jeśli wspomnieć Okrągły Stół, przy którym, wedle legendy, owi rycerze zasiadali.
Przez lata wolno było mniej lewicy, przede wszystkim SLD, bo to było zagrożenie dla demokracji.
SLD mniej wolno, bo po szkarlatynie, ciężkiej chorobie, jaką była PRL, obowiązuje kwarantanna
— napisała Ewa Milewicz bodajże w 1999 roku w „Gazecie Wyborczej”, dodając że wolno mniej nawet wtedy, gdy jest w opozycji. Niektórzy prominentni politycy lewicy uwierzyli publicystce do tego stopnia, że ich marzeniem stało się, żeby „salon”, którym wówczas niepodzielnie rządził Adam Michnik i „Gazeta Wyborcza”, ich pokochał i przytulił. Rywalizacja Leszka Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim o względy guru „salonu”, naczelnego Wyborczej, nie wyszła mu na dobre, czego szczegółowo nie muszę przypominać. Te publiczne uściski po wygranym referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej, konfidencjonalne spotkania, wspólny grill u szefowej Agory, wzajemnie słodzenie sobie w obecności kamer to tylko politura, pod którą kryła się pogarda dla „komunistów” i przekonanie, że to jest „szemrane towarzystwo”, że zacytuję Adama Michnika, który taką opinię raczył wyrazić w czasie pewnego sporu ze mną.
Historia się powtarza
I znowu obserwuję, jak historia się powtarza. Jak niektórzy politycy Zjednoczonej Prawicy, której „wolno mniej”, więdną niczym niepodlewana paprotka bez choć pozoru akceptacji przez „salon”. Jak starają się różnymi” przyjacielskimi” przeciekami do mediów zyskać choć jedno zdanie, a może nawet cały akapit, który dałby im certyfikat postępowych i liberalnych prawdziwych demokratów, według jedynej i niepowtarzalnej sztancy, jaką „salon” już dawno wyprodukował i złożył na swoim ołtarzu jako wzór myślenia i poglądów. Jak puszczają oko do opozycji, z zawstydzeniem dając sygnał, że oni tak przypadkowo z tym towarzystwem się zadają, bo przecież ich serce i dusza aż się wyrywa, by zająć godne ich miejsce w „salonie”.
Sztuczny miód zamiast konfitur
Niepomni doświadczeń innych, których „salon” najpierw wykorzystał, a potem zwyczajnie wypluł na peryferie polityki, a nawet poza nią, liczą na protekcjonalne poklepanie po plecach i jakieś polityczne konfitury w przyszłości. Owszem, zdarzały się przypadki przytulenia przez „salon” tych, którzy z neofickim zapałem przekraczali jego progi, ale oni raczej dostawali sztuczny miód zamiast konfitur. I nigdy tak naprawdę przez „salon” nie byli szanowani, bo przecież kiedyś zadawali się z „szemranym towarzystwem”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RAPORT O STANIE EPIDEMII
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496751-tesknota-za-protekcjonalnym-poklepaniem-po-plecach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.