Borys Budka stracił przedostatnią szansę na uratowanie Platformy przed czekającym ją majowym pogromem wyborczym. W jego konsekwencji Władysław Kosiniak Kamysz stoi przed wielka szansą na wyprzedzenie Małgorzaty Kidawy Błońskiej w prezydenckim wyścigu, a co za tym idzie detronizację jego ugrupowania, jako tego, które przewodzi dziś opozycji. Ostatnią szansą przewodniczącego Budki jest rozbicie Zjednoczonej Prawicy przez Jarosława Gowina, ale na to lider opozycji będzie miał już znikomy wpływ. Wszystko będzie zależało od Jarosława Gowina.
Dwa możliwe terminy
Biorąc pod uwagę uwarunkowania konstytucyjne, zdrowotne i gospodarcze są tylko dwa sensowne i przy tym możliwe terminy prezydenckiej elekcji. Maj br. i dwa lata później. Każdy inny termin wymagałby wprowadzenia jednego z trzech stanów nadzwyczajnych. Sam Jarosław Gowin jeszcze całkiem niedawno perorował, że Polski nie stać na taki ruch, którego konsekwencją byłoby zarządzenie np. stanu klęski żywiołowej. Dlatego wg planu szefa Porozumienia uzgodnionego z Jarosławem Kaczyńskim byłoby dogadanie się z opozycją celem zwołania Konstytuanty, czyli Zgromadzenia Narodowego, by nanieść poprawki w Konstytucji RP i przeprowadzić wybory za dwa lata. Po dzisiejszym spotkaniu Budka-Gowin Platforma po raz kolejny odrzuciła tę propozycję pokazując rzeczywiste intencje. Chodzi o wyznaczenie takiego terminu elekcji, który zapewni tej formacji wzrost notowań, najlepiej sierpień-październik, bowiem wtedy rząd borykać się będzie z wyjściem z trudnej sytuacji gospodarczej i jego notowania, a co za tym idzie notowania prezydenta Andrzeja Dudy zapewne mogą spaść. Platforma liczy też na zastąpienie niefortunnej kandydatki do najwyższego urzędu w państwie kimś innym. Po drugie daje to kilka miesięcy formacji Borysa Budki na mobilizację elektoratu wściekłymi ataki na władzę. Z innej strony, stan permanentnej kampanii wyborczej nie przysłużyłby się skupieniu rządu na walce z koronawirusem i problemami wyjścia z kryzysu, co odbiłoby się na kieszeni obywateli. Dzisiejsza narracja opozycyjnych mediów skupiona na atakach zostałaby wzmocniona jeszcze silniejszym przekazem, że wszystkiemu winien jest rząd. Składając swoją propozycję przewodniczący Platformy wprowadził dodatkowo w błąd wyborców (świadomie lub z niewiedzy) twierdząc, że:
W sytuacji stanu klęski żywiołowej, a więc stanu nadzwyczajnego, limitowanie odpowiedzialności Skarbu Państwa i ograniczenie go do podmiotów, które w Polsce płacą podatki, to wytrąci rządzącym ostatni - co prawda nieprawdziwy - argument, który dotyczy stanu klęski żywiołowej, ale to również pozwoli ograniczyć te niepokoje w opinii publicznej.
Co oznacza opcja stanu klęski żywiołowej?
Słowa te dyskwalifikują Borysa Budkę. Nie ma czegoś takiego jak „limitowanie odpowiedzialności Skarbu Państwa i ograniczenie go do podmiotów, które w Polsce płacą podatki”. Widać z tego, ze skoro lider PO wybiera opcję stanu klęski żywiołowej godzi się na odszkodowania wynikające z ustawy. A skoro tak to wchodzimy automatycznie w umowę między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji, sporządzoną w Warszawie dnia 10 listopada 1989 r. Umowa ta Oświadczeniem Rządowym (Dziennik Ustaw, 26 kwietnia 2019 r. Poz. 775) została przedłużona do 18 października 2039 r. w przypadku inwestycji poczynionych przed 18 października 2019 r. Artykuł 4 pkt. 3 i 4 tego aktu prawnego stanowią, że inwestorzy [niemieccy w Polsce], którzy doznali uszczerbku w wyniku m.in. wojny i stanów nadzwyczajnych będą mieli prawo do rekompensat i najwyższego uprzywilejowania. To tylko niektóre z zapisów tej ustawy, które świadczą o tym, iż w tym konkretnym przypadku „inwestorzy” niemieccy, niezadowoleni z zapisów zawartych w ustawach tzw. „Pakietu Antykryzysowego”, który ma ochronić polskie państwo i obywateli przed kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa będą dochodzić swych „praw” przed Trybunałami Arbitrażowymi i uzyskiwać ogromne kwoty (dowolnie uzasadnione) od Polskiego Skarbu Państwa. Podobne umowy Polska podpisała także z innymi krajami. Wprowadzenie więc stanu klęski żywiołowej naraziłoby Skarb państwa na potężne straty, których by mógł nie wytrzymać. Ale Jarosław Gowin przechodzi nad tym problemem bez zmrużenia okiem. Jeszcze przed rozmowami z Budką założył, co będzie w razie, gdyby jego scenariusz przełożenia wyborów na dwa lata nie uzyskał akceptacji.
Jeżeli opozycja odrzuciłaby plan zmiany konstytucji, to krótki stan klęski żywiołowej na początek – to usuwa nam problem z terminem 10 maja, pozwala przesunąć wybory np. na połowę sierpnia. W tym czasie przygotowalibyśmy porządną ustawę o głosowaniu korespondencyjnym, dobrze to wszystko organizacyjnie przygotowali i wyznaczyli – to byłaby decyzja marszałek Sejmu – termin od połowy sierpnia w górę .
Konsekwencje krótkiego stanu nadzwyczajnego
Czyli w konsekwencji Gowin zdaje się godzić się na wariant opozycji przełożenia wyborów na sierpień br. Decydując się na króciutki (tylko tyci, tyci) stanik nadzwyczajny. Tylko jego konsekwencje będą dokładnie takie same jak tego, który trzeba by było przedłużać co miesiąc przez bity rok. Rozbijanie chorymi koncepcjami kasy państwowej działa na szkodę każdego obywatela nawet tego, który popiera opozycję. Ale minister Gowin dalej gra w swoją niekonsekwentną, pełna sprzeczności i do końca niezrozumiałą grę (konflikt z Jarosławem Kaczyńskim?). Jeśli jej celem będzie na końcu drogi zablokowanie ustawy o głosowaniu korespondencyjnym po jej wyjściu z Senatu pozbawi Zjednoczoną Prawicę większości sejmowej, bowiem nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie dalej tolerował rozbijactwa w łonie partii sprawującej władzę w czasach kryzysu. Doprowadzi to nie tylko do chaosu, ale także do przedterminowych wyborów, które skończą się zmieceniem z polityki ministra Gowina i jego formacji. Jeśli szef Porozumienia myśli, że uda mu się „przytulić” po drugiej stronie barykady tkwi w głębokim błędzie. Wystarczy zerknąć w media społecznościowe, co elektorat opozycji o nim mówi, a naprawdę nie są to przyjemne opinie. Ale Jarosław Gowin wraz ze swoimi posłami może zagłosować za wyborami korespondencyjnymi. Wtedy Polska uzyska stabilną władzę na czas wyjścia z turbulencji gospodarczych spowodowanych pandemią i samej pandemii. Na całkiem niedaleką przyszłość byłaby to klęska Platformy, która straciłaby najprawdopodobniej hegemonię w koordynacji działań całej opozycji. Natomiast kiedy Gowin wraz z Porozumieniem rozbiją większość sejmową w maju, czeka go los posła upickiego ziemi trockiej Władysława Sicińskiego. Ów w 1652 r. powodowany najprawdopodobniej własnym rozpędem, urażony dekretem królewskim, nie zgodził się na przedłużenie obrad sejmu, zrywając go. Po raz pierwszy stosując liberum veto. Przełamane tabu otworzyło drogę innym warchołom do zrywania Sejmów, co w konsekwencji doprowadziło do anarchizacji życia politycznego w Rzeczpospolitej, a wiek później do rozbiorów. Kiedy marszałek po „liberum veto” Sicińskiego ogłaszał senatorom i królowi rozwiązanie sejmu, wojewoda brzesko-kujawski Jakub Szczawiński krzyknął: „Bodajby przepadł!”, na co cała izba senacka odpowiedziała chórem: „Amen”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RAPORT O STANIE EPIDEMII
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496617-oszustwa-budki-i-czy-gowin-pojdzie-w-slady-sicinskiego