Bufonada konstytucyjna, moralna i aksjologiczna nie przykryły prawdziwych celów propozycji wyborczych przewodniczącego PO.
Nowe wyborcze propozycje przewodniczącego PO Borysa Budki są próbą wyjścia partii z kryzysu wewnętrznego, a nie rozwiązaniem problemów. Mają tylko takie przebranie. Budka zgłaszał swoje propozycje z takim patosem, jakby chodziło o podpisanie traktatu pokojowego po długoletniej, wyniszczającej wojnie. I nawet do czegoś takiego nawiązywał – wewnętrznej wojny politycznej. Z odpowiednią nabożnością odnosił się też do konstytucji i jej statusu tekstu objawionego oraz nienaruszalnego, co oznaczało, że żadnych zmian w konstytucji w związku z wyborami robić nie wolno. Tylko, gdy wejść w szczegóły, nic tu się nie zgadza.
Borys Budka przede wszystkim ustawia sobie pozostałych liderów i partie. Ma propozycję kompromisową, odkładającą wybory na rok, czyli na rok zamrażającą status quo. A kto tego nie poprze, będzie nie tylko kontynuował polityczną wojnę, którą on chce zakończyć, ale przede wszystkim będzie igrał zdrowiem i życiem obywateli. Stosując ten szantaż moralny przewodniczący PO wprawdzie się nie popłakał, co byłoby ważnym argumentem, ale mógł to zrobić – tak był przejęty swoją rolą. Bo on nie tylko przywraca pokój w Polsce, ale też zapewnia wyborom hiperdemokratyczną formułę oraz gwarantuje najwyższe standardy ochrony głosujących przez każdym możliwym ryzykiem, z epidemicznym na czele. Tylko że niczego takiego Borys Budka nie może z tak dużym wyprzedzeniem zagwarantować. To zresztą tylko wybieg, gdyż najważniejszy jest ów szantaż moralny i odegranie roli tego dobrego oraz wrobienie opornych w role złych.
Gdy przyjrzeć się dążeniom do zagwarantowania, a wręcz umocnienia świętości konstytucji, to są to puste słowa, a wręcz bufonada. Borys Budka nie zgadza się na zmiany w konstytucji, ale chce tak manipulować stanem nadzwyczajnym i jego przedłużaniem, by 16 maja 2021 r. idealnie wstrzelić się w nowy termin wyborów. Jest tylko mały szkopuł: konstytucja nie pozwala dopasowywać sobie stanu nadzwyczajnego do terminu wyborów, bo ten stan w ogóle nie służy do ich regulowania. Stan nadzwyczajny tylko zawiesza wybory i w tym czasie przedłuża legalny mandat zawieszonego organu. Ale nie z powodu kalendarza wyborczego, tylko zagrożeń, jakie mają być w tym czasie zwalczane. Manipulowanie stanem nadzwyczajnym w celu jego zestrojenia z wygodnym terminem wyborów jest konstytucyjnym deliktem. I jest robieniem sobie z prawa ścierki, którą można dowolnie wykręcać i swobodnie nią machać.
20 kwietnia 2020 r. nie da się przewidzieć, jaki będzie stan pandemii w maju 2021 r., więc zakładanie, że da się wtedy przeprowadzić wybory we wszystkich możliwych formach jest wyłącznie zabawą. Może być przecież znacznie gorzej niż w maju 2020 r., choć może być też lepiej. Ale to loteria. A nadzwyczajne rozwiązania to nie loteria i zabawa, lecz konieczność. Ani tym bardziej dowolna kombinatoryka. A także precedens: gdy się raz zacznie takie manipulacje, można przy następnej okazji robić to samo, a nawet więcej, bo takie bezkarne kombinowanie rozzuchwala.
Propozycje Borysa Budki musiały mieć jakiś kostium, żeby przy nawet pobieżnym oglądzie nie rzucały się w oczy prawdziwe powody i motywy. Musiała zatem być stosowna bufonada konstytucyjna, moralna i aksjologiczna. I ona była w przedstawieniu odegranym przez Borysa Budkę przed południem 20 kwietnia 2020 r. Ale, jak mawia Tadeusz Cymański, „nawet dzidzi to widzi”, że chodzi o całkiem co innego. A chodzi o to, żeby PO nie straciła statusu największej i najważniejszej siły po stronie opozycji oraz o najbardziej elegancką formę zastąpienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej kimś innym.
Platforma Obywatelska realnie obawia się, że dosłownie za chwilę zostanie przegoniona przez Polskie Stronnictwo Ludowe bądź Lewicę. I występując w roli tego, kto porządkuje scenę polityczną oraz przedstawia rozwiązania w najbardziej drażliwej obecnie politycznie kwestii wyborów, stwarza pozory, że w roli lidera opozycji jest nie do zastąpienia. Ale to tylko prężenie muskułów na sterydach. Bo realnie nikt tego przywództwa już nie uznaje. I nie zmieniają tego propozycje przedstawione przez Borysa Budkę. Konkurenci na opozycji nie są aż tak naiwni i niekumaci, żeby zamiarów przewodniczącego PO nie czytać. Tym bardziej że nie mają żadnego interesu we wzmacnianiu PO i Borysa Budki jako jej lidera. A on musi się czymś wzmocnić, skoro po kilku miesiącach nie jest silnym liderem nawet we własnej partii, a co dopiero w społeczeństwie.
Propozycje Borysa Budki to także rozpaczliwa próba zrobienia czegoś z Małgorzatą Kidawą-Błońską. Poza wycofaniem się samej kandydatki, co byłoby dla PO zabójcze, nie ma konstytucyjnej i zgodnej z prawem procedury zastąpienia jej kimś innym. Borys Budka może liczyć na to, że przesunięcie wyborów o rok stworzy jakieś możliwości, ale to tylko błądzenie w ciemności po omacku. A na razie chodzi tylko o zyskanie czasu i oswojenie opinii publicznej z myślą, że zamiana będzie w jakiś sposób możliwa. I że nie trzeba będzie się otwarcie przyznawać, iż wystawienie Kidawy-Błońskiej to jedna wielka katastrofa.
Borys Budka przygotował przedstawienie, gdzie występował jako odpowiedzialny, zatroskany o Polskę lider najsilniejszej partii opozycyjnej, gotowej do przejęcia władzy. Ale żeby widownia to kupiła, scenariusz musi być wiarygodny, a tym bardziej aktor. A tu chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie ma do czynienia z Szekspirem i sir Laurencem Olivierem, lecz z prowincjonalną trupą, której dyrektor posklejał kilka sztuk w jedną i jeździ z nią po domach kultury. Wyborcy w Polsce aż tak niewyrobieni nie są i byle sztuczydło jednak potrafią odróżnić od klasowego przedstawienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496554-borys-budka-chcial-zagrac-szekspira-ale-wyszlo-sztuczydlo