To bardzo ważne, by wiedzieć, że na kłamstwa Jana Tomasza Grossa istnieje metoda inna niż „Powrót do Jedwabnego” Wojciecha Sumlińskiego, Ewy Kurek i Tomasza Budzyńskiego. Odpowiedzią na oskarżenia o współudział Polaków w Holokauście nie musi być pieśń o wszechwładnym spisku Żydów na państwo polskie. Książka profesora Bogdana Musiała „Kto dopomoże Żydowi” to najbardziej rzeczowa, przy tym naukowa, ale napisana popularnym językiem, prawdziwa historia relacji pomiędzy Niemcami, Żydami a Polakami w czasie II wojny światowej.
Nauka przeciw kłamstwom
Jest jednym z najlepszych w Polsce znawców II wojny światowej, badaczem historii Niemiec, Związku Sowieckiego i historii Polski I połowy XX wieku. Największym problemem dla jego przeciwników jest fakt, że nie jest związany z żadnym środowiskiem politycznym, nie jest uzależniony od żadnej uczelni czy instytucji, bo ze swoim polskim i niemieckim dorobkiem, niekwestionowaną wiedzą, znajdzie pracę naukową w każdych okolicznościach i przy każdej koniunkturze partyjnej - jest po prostu Naukowcem - wielka litera nie jest tu przez pomyłkę.
Profesor Bogdan Musiał wielokrotnie wbijał kij w mrowisko poruszając tematy niewygodne, rozwiewając mgłę mitów i zakłamań historycznych. To on opisał pracę Zygmunta Baumana dla komunistycznej bezpieki, wielokrotnie krytykował antypolskie kłamstwa o zbrodni w Jedwabnem, potępiał także takie popkulturowe manipulacje jak niemiecki serial „Nasze matki nasi ojcowie” czy film Władysława Pasikowskiego „Pokłosie”. I ostatnia rzecz, którą czytelnik musi znać, przed zapoznaniem się z książką „Kto dopomoże Żydowi” - profesor Musiał jest tym historykiem, który wyciąga z archiwów nieprzebadane dotąd źródła - dlatego jego prace nie są powtarzaniem postawionych już tez, żonglowaniem już publikowanymi dokumentami, ale zupełnie nowym obrazem przeszłości. Musiał co raz dokonuje rewolucji w naszym patrzeniu na historię, a my często nie wiemy, że jakieś szokujące fakty, powtarzamy po tym, jak to on odkopał je w zachodnich lub polskich archiwach. Tak było we wspomnianym przypadku biografii Baumana, ale też przy łgarstwach niemieckiej narracji o „wypędzeniach” z powojennej Polski, mitach wokół waleczności i szlachetności sowieckich partyzantów, albo o tym jak profesor Grabowski wysysa z palca swoje dane o Holokauście.
Dlatego ostatnia książka Musiała jest tak ważna. Zadaje kłam dwóm skrajnym postawom publicystycznym - Grossowo-Grabowskiej i Sumlińsko-Kurkowej, gdzie jedni budują narrację antypolską, a drudzy antyżydowską, gdy tymczasem trudna prawda nie jest tak łopatologiczna. Ważne jest jednak, że Autor „Kto dopomoże Żydowi” wprost kwestionuje kompetencje nieuczciwych autorów:
ani Jan Tomasz Gross, ani Jan Grabowski, ani tym bardziej Barbara Engelking nie władają językiem niemieckim, a bez wątpienia nie znają go na tyle, by czytać i przede wszystkim rozumieć niemieckie źródła, często spisane w specyficznym języku prawniczo-biurokratycznym…
-notuje Musiał. Tym lapidarnym sformułowaniem obnaża niską w istocie rangę merytoryczną prac wspomnianych autorów. Pomijając bowiem istotę źródeł niemieckich nie da się opisać realiów okupacyjnych choćby w przybliżonym stopniu. A Gross, Grabowski i Engelking robią to w wielosettysięcznych nakładach, dość szybko dostając środki na tłumaczenie swoich prac na język angielski. Zresztą lewicowi autorzy:
za wzór do naśladowania podają Niemców, którzy jakoby wzorcowo rozliczyli się z „nazistowską” przeszłością. Czyni tak choćby wspomniany już Jan Tomasz Gross. To twierdzenie potwierdza jednak dobitnie, że autor nie ma pojęcia o realiach niemieckiego rozliczenia się z „nazistowską” przeszłością i powiela bezkrytycznie frazesy niemieckiej propagandy historycznej…
Nigdzie indziej Niemcy tak nie postępowali
Jednak książka nie jest pisana przeciwko komukolwiek - jest to książka o tym, jak Niemcy wprowadzali i stosowali represje na Polakach, którzy w jakikolwiek sposób pomagali Żydom.
prawodawstwo obowiązujące w okupowanej przez Niemców Polsce jest ewenementem w skali Europy, podobnie jak represje i kary egzekwowane za udzielenie pomocy prześladowanym Żydom. Nigdzie indziej Niemcy nie rozstrzeliwali osób obwinionych o pomoc z ich rodzinami, a przynajmniej nie udało mi się takich przypadków (…) znaleźć.
Jak wiemy z dwóch dekad pracy takich autorów jak Gross, Grabowski i Engelking, chcą oni udowodnić, że Polacy byli współsprawcami Holokaustu, że pomagali mordować Żydów, np. podczas III fazy ludobójstwa (likwidacja gett), że masowo uprawiali donosicielstwo, a ostatnio prof. Engelking pracuje nad redefinicją pojęcia świadek - aby nawet tych, którzy nie byli aktywni po żadnej ze stron, dało się wpisać na listę winnych Zagłady.
Po publikacji Musiała będzie to wyzwanie trudniejsze, skoro historyk potrafi wskazać zasługi nawet szmuglerów, tych co nieleganie handlowali z Żydami m.in. z gett, na co przytacza opinię świadka tamtych wydarzeń:
spółpraca polsko-żydowska na odcinku szmuglu jest jedną z najpiękniejszych kart w dziejach stosunków wzajemnych obu narodów w czasie obecnej wojny
-pisał Emanuel Ringelblum, żydowski intelektualista, w czasie okupacji.
Co więcej, Musiał twierdzi, że Polacy - postrzegani przez Niemców jako naród filosemicki - mieli być karani w sposób szczególny, nawet za drobną pomoc dla żydowskich dzieci:
W opinii urzędników niemieckich nie tylko rodzice żydowskich dzieci uprawiających żebractwo poza granicami getta powinni być karani, lecz także nie-Żydzi, czyli Polacy, którzy udzielali tym dzieciom pomocy (…) dr Doering [z wydziału spraw policyjnych w rządzie GG] uważał, że nie-Żydzi, którzy pomagali Żydom, w tym dzieciom żydowskim, powinni być karani surowiej niż sami Żydzi.
Za ratowanie Żydów mogli ginąć także ci Polacy, którzy Żydom nie pomagali, ale w ogóle wiedzieli o takiej pomocy.
Na przykład w czerwcu 1943 w Jaśle odbyło się zebranie sołtysów z tamtejszego powiatu [dr Alfred Schrödl, po wojnie adwokat w Austrii] ogłosił że posiada informacje o przetrzymywaniu Żydów i jeśli kogoś nakryje, to wyśle karną ekspedycję do ujęcia ich, w przypadku pochwycenia Żydów może być co najmniej 5 osób z danej gromady z powodu rozstrzelanych i może dotknąć nawet niewinnych.
Jak wspomniano powyżej, Musiał pisze swoje prace nie na wybranych pamiętnikach dostępnych w antykwariatach, ale na nieznanych dokumentach z archiwów, także zagranicznych - stąd też w jego książce jest mnóstwo przykładów zawziętości niemieckiego okupanta na Polaków, którzy próbowali polepszyć niedolę ofiar Holokaustu. Ale historyk przyznaje też, że zdarzały się przykłady donosicielstwa, do czego Niemcy intensywnie zachęcali:
Starosta powiatu grójeckiego Werner Zimmermann wyznaczył 17 grudnia 1941 roku nagrodę w postaci 100 kg zboża za donos na „wałęsających” się bez zezwolenia Żydów oraz na osoby, które udzielały im schronienia i dawały jedzenie.
Czy wielu Polaków ulegało takim zachętom? Liczb, przyznaje Musiał, nie znamy, ale
Pewne jest jednak, że takie postawy były powszechnie piętnowane przez ogół polskiego społeczeństwa, a nawet ścigane przez polskie podziemie. (…) Jeżeli to haniebne zjawisko byłoby tak powszechne, to Niemcy nie musieliby uciekać się do terroru i drastycznych kar za wszelką pomoc zbiegom z gett.
Książka zawiera ponad 60 stron samych dokumentów administracji okupacyjnej - od poziomu centralnego do poziomu centrali do powiatów - która gorliwie i z narastającą determinacją zwiększała terror wobec Polaków, którzy mimo śmiertelnego zagrożenia angażowali się we wspieranie ukrywających się Żydów. Niemcy, dla wyegzekwowania swoich zakazów brali także zakładników i dokonywali publicznych rozstrzeliwań, aby zastraszyć kolejnych potencjalnych współpracowników organizujących pomoc dla prześladowanej żydowskiej ludności.
Systemowy charakter miało bez wątpienia wzięcie jako zakładników sołtysów, którzy osobiście mieli dopilnować i organizować polowania na uciekinierów z gett.
W podsumowaniu książki profesor Bogdan Musiał działalność Centrum Badań nad Zagładą Żydów nazywa de facto „psychoanalityczną konfabulacją”. Twierdzi, że jeśli był jakiś problem z Polakami, to raczej taki, że w imię chrześcijańskiego miłosierdzia i troski o ludzie życie, narażali swoje niewinne, nieletnie dzieci, ratując czasem żydowskich sąsiadów ale czasem nawet obcych sobie ludzi. Przykład rodziny Ulmów czy Zofii Kosak tylko otwiera całą listę bohaterstwa czasów okupacji.
Przeciwko umniejszaniu Holokaustu
Książka „Kto dopomoże Żydowi” obnaża także manipulacje książki „Powrót do Jedwabnego” Sumlińskiego, Kurek i Budzyńskiego - dlatego jest tak ważne, że powstała w tym czasie, gdy dyskusja na temat Holokaustu i Polaków ratujących Żydów przybiera tak intensywną formę i wielu ludzi próbuje zbić na tym polityczny kapitał. A przypomnijmy, że z książki „Powrót do Jedwabnego” wyłania się teza, jakoby ustanowienie przez Niemców gett dla Żydów było dla nich… dobrodziejstwem. Tak pisali autorzy książki udramatyzowującej do granic możliwości relacje polsko-żydowskie:
Uznali [Żydzi], że wojna jest sprawą polsko-niemiecką, a dla nich nadszedł wreszcie dogodny czas, by zrealizować marzenie o autonomii [tj. o gettach - przyp. JAM]
W książce Sumlińskiego jest zresztą wiele manipulacji, z których gorsząco brzmią te o niezaangażowaniu Żydów w sprawę polską przez setki lat (sic!) ale skoro profesor Musiał opisał realia lat 1939-1945, to przytoczmy jego twarde dane, fakty o gettach, które już od początku były udręką dla ich mieszkańców.
W związku z utworzeniem getta w Warszawie 138 tys. żydowskich mieszkańców miasta zostało zmuszonych do opuszczenia dotychczasowych mieszkań i przeprowadzenia się na teren wyznaczonej dla nich dzielnicy. Równocześnie 113 tys. polskich mieszkańców Warszawy, którzy mieszkali na przeznaczonym na getto obszarze, musiało się przeprowadzić do innych części miasta.
Nie wiem jak ktokolwiek, a tym bardziej historyk Ewa Kurek, może zinterpretować przymusowe przesiedlenie jako „realizację marzenia o autonomii”, ale kolejne dane tym bardziej dyskwalifikują, ba - miażdżą właśnie - takie wyobrażenie.
Jak wylicza profesor Musiał dzielnica warszawskiego getta zajmowała 403 hektary, na których znajdowało się 27 tysięcy kwater przydzielonych dla 410 tysięcy Żydów, a to oznaczało, że w jednym mieszkaniu żyło nie mniej 15 osób, średnio 6-7 osób na pokój, a faktycznie więcej, bo liczba mieszkańców była wyższa niż podawały oficjalne dane. Dlaczego więc autorzy „Powrotu do Jedwabnego” piszą o tej tragedii jako o szczęściu dla późniejszych ofiar Holokaustu?
CZYTAJ WIĘCEJ: Po lekturze książki Sumlińskiego o Jedwabnem. Wątpliwości
Przy całym moralnym i naukowym spustoszeniu jakie rozprzestrzenia się w wyniku zakłamanej debaty o roli Polaków w ratowaniu Żydów, można wskazać i ten pozytywny owoc, że powstała właśnie ta książka. Istotną część badań Profesora sfinansowała Polska Fundacja Narodowa, publikacją zajęło się wydawnictwo Zysk i spółka.
Czy książka trafi do głównego obiegu dyskusji naukowej? Dobrze wiemy, że kluczem do tego nie jest rzetelność pracy (Gross i Grabowski nie mieliby tu szans), ale koneksje, uznanie mainstreamu i polityczne uwarunkowania. Ale każdy Polak, toczący dyskusję i broniący prawdy historycznej może się zapoznać z argumentami i faktami podanymi w omawianej książce. Dostaliśmy do ręki naprawdę solidny oręż o dużym kalibrze merytorycznym. I na tym nie powinniśmy poprzestać.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496449-praca-prof-musiala-nie-spodoba-sie-grossowi-i-grabowskiemu