Szymon Hołownia chciał wprowadzić do polskiej polityki świeżość i nowe spojrzenie. Jak dotąd wprowadził jedynie jeszcze więcej zdziecinnienia, choć przecież wydawało się to właściwie niemożliwe.
Teraz kandydat, który wyraźnie miał nadzieję na więcej niż te 7-8 punktów, które do tej pory uzbierał, składa pozew przeciwko Skarbowi Państwa. Jak wyjaśnił, że jest to pozew o ochronę dobra osobistego, jakim jest - w ocenie wielu specjalistów, z którymi się konsultował - bierne prawo wyborcze. Czyli prawo do bycia wybranym.
To jest wniosek o to, aby uznać, że kandydując na urząd prezydenta nie mam w tej chwili możliwości skorzystania w pełni ze swojego biernego prawa wyborczego, dlatego że nie mam kampanii, która pełnowymiarowo, we wszystkich swoich aspektach powinna trwać 81 dni, że nie ma równej rywalizacji, gwarancji przeprowadzenia wyborów w uczciwym trybie.
Nie chodzi w tym pozwie o mnie. Ja nie zwracam się do państwa ani o jeden grosz. Zwracam się o to, aby oni przyznali na swoich stronach internetowych, że prawo było łamane.
A co najważniejsze, zwracam się do sądu o to, aby wprowadził w trybie pilnym zabezpieczenie w trybie tego pozwu, a więc wystąpił do premiera i marszałek Sejmu o przesunięcie wyborów, a to jest możliwe tylko w trybie wprowadzenia stanu klęski żywiołowej.
Mamy epidemię, obiektywnie trudne warunki i wymagające egzaminy. Mamy wybór między chaosem a stabilizacją, między szybkimi wyborami a kampanią w trakcie odbudowy gospodarki. Mamy czasy, które wymagają i powagi, i odpowiedzialności. Ale tego nie uświadczysz. W ofercie jest jedynie jawne dążenie do anarchizacji państwa.
Hołownia idzie tu tropem tzw. „kasty”, która w walce przeciwko reformie sądownictwa - do której rząd miał pełne prawo konstytucyjne - nie cofnęła się nawet przed próbą zepchnięcia Polski w piekło dwóch porządków prawnych. Próbą, na szczęście nieudaną, ale sam fakt jej podjęcia mówi wszystko o polityzacji tego środowiska. Bo tego typu działania - pozywanie państwa pod absurdalnymi pretekstami, przy przychylności części sędziów - to w gruncie rzeczy uderzanie w jego najważniejsze immunitety, w prawo do podejmowania trudnych decyzji. Być może takich, które Hołowni się nie podobają, ale takich, które wymagają podjęcia. Choćby w sprawie wyborów.
To wszystko jest niewiarygodnie wprost prowincjonalne. W Wielkiej Brytanii zmarło do tej pory w wyniku epidemii ponad 15 tys. osób, zarażonych jest 114 tys. Premier Johnson ewidentnie spóźnił się z podstawowymi decyzjami, a i sam złapał wirusa, co jest jednak kompromitacją państwa. Służbie zdrowia brakuje sprzętu, niektórzy lekarze mówią, że „są wysyłani jak owce na rzeź”. Ale tam nikt nie szarpie rządzących za nogawki w tak dziecinny sposób jak nasza opozycja.
I Hołownia, i cała opozycja, przegrywają tę batalię głównie z powodu swojego zdziecinnienia. Skąd się ono bierze? Czy to duch czasów, czy też źródeł trzeba szukać gdzieś na początku lat 90., gdy tak liczne środowiska uwierzyły na kanwie reakcji antyautorytarnej i niemądrych podszeptów z zachodu, że historia się skończyła, i polityka ogranicza się do wcielania ogólnie uznanych recept? Może i jedno, i drugie. Na pewno warto zauważyć, że jako jedyny w czasie obecnego kryzysu zyskuje Władysław Kosiniak-Kamysz, czyli polityk wychowany w środowiskach wyrastających z PRL, a tym samym jednak dużo lepiej rozumiejących naturę i władzy, i państwa, niż dzieci Jerzego Owsiaka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496394-holownia-zmienil-opozycje-jest-jeszcze-bardziej-dziecinna