„Nie wszystko jest stracone, póki jesteśmy z siebie niezadowoleni”, pisał Emil Cioran. Łukasz Warzecha jest z siebie zadowolony. No, może nie całkiem, bo… „tęskni za Trybunałem Konstytucyjnym” i mu „zieje czarna dziura”…
Napisał to na portalu Onet. Od razu zastrzegę, całkowicie niezależny publicysta Łukasz Warzecha w polskojęzycznym, całkowicie niezależnym portalu niemieckiego wydawcy Axel Springer – to tak dla porządku, który musi być.
Będziemy sobie stanowić prawo, jakie nam się podoba, i możecie nam skoczyć
– napisał już w pierwszym zdaniu. Dalej następuje baaardzo długi wywód, co do tej „czarnej dziury”. Że wysoki trybunał niby jest, ale go nie ma, że „wszyscy prezesi TK reprezentowali określony krąg towarzyski” - jaki, tego nie określił - „ale dopiero Julia Przyłębska jest zależna od jednego konkretnego polityka”. I teraz ta władza wprowadza, i narusza prawa, więc Warzecha uciążliwie odczuwa brak tego „niezawisłego strażnika” i „tęskni”, i wylicza, po pierwsze, po drugie, po któreś..,.
Coś mi się tu kupy nie trzyma. Po pierwsze, ten eufemizm dotyczący „wszystkich”, że niby co, że „krąg” nie miał nazwisk, że był tylko „towarzystwem”, który przy szklaneczce whisky wymieniał się „światopoglądami”, ale - niech Bóg broni! - niezależny był jak, za przeproszeniem, „dzika świnia”? Przepraszam za tę „świnię”, dostosowuję się do semiotyki autora Łukasza Warzechy, który wywodzi dalej: że wprawdzie jakieś obiekcje miał do tego gremium, nawet do wcześniejszego prezesa, że co prawda wojnę o TK rozpoczęła PO, ale to „PiS Trybunał całkowicie zaorał, stawiając ostatecznie na jego czele Julię Przyłębską – człowieka Naczelnika” - koniec cytatu ze śródtytułu. Po drugie, autor z Onetu niby broni środowiska sędziowskiego, a przynajmniej jego części (nie powiem, że zupełnie nadzwyczajnej kasty, tego określenia nie używa), lecz w rzeczywistości mu ubliża. Wychodzi bowiem na to, że wszyscy sędziowie to załgani hipokryci, którzy służą władzy, jednej albo drugiej, wykonują polecenia na telefon i próżno oczekiwać od nich niezależnych orzeczeń.
Łukasz Warzecha dostrzega jednak różnice i zmiany na gorsze. Ci poprzedni mieli „poglądy pod wieloma względami zbieżne z linią poprzedniej władzy - ale nie we wszystkim”, natomiast „w przypadku prezes Przyłębskiej – to całkiem odmienna sytuacja”. Jej sędziowskie dokonania Warzechy „nie powalają, jest po prostu człowiekiem Kaczyńskiego”.
Nie wiem, czy w Onecie-Springera płacą od metra, czy potrzeba było aż tyle tej pisaniny, żeby napisać to zdanie? Mało tego, bo potem następuje rozwinięcie tej myśli, i to dwa razy dłuższe, niż wstęp. I znów, żeby czytający wbili sobie do głów:
Poprzedni prezesi mogli być zakładnikami swoich kręgów towarzyskich czy politycznych, ale obecna jest zakładnikiem jednej osoby
– powtarza co kilka zdań. Nie będę tego omawiał, całość oddają same śródtytuły: „Orzeczenie będzie po myśli rządzących” - że TK „stał się de facto agendą partii rządzącej”, „Wątpliwa konstytucyjność zakazów, manipulacja ordynacją” - tu konstytucjonalista-amator Warzecha nawiązuje do „epidemii COVID-19”, jak to „w krótkim czasie nagromadziło się wiele decyzji i działań władzy, których konstytucyjność jest więcej niż wątpliwa”, i ubolewa, że „nie ma dzisiaj w Polsce organu niezależnego (…), który byłby w stanie postawić tamę tym działaniom”, bo „Władza bez hamulców. Jak na Węgrzech” - brzmi kolejny śródtytuł, i ostatni, że „Dziś w miejscu TK zieje czarna dziura”, od czego Łukasz Warzecha zaczął, co powtórzył razy kilka i na czym kończy, żeby była klamra. Ale jedno zdanie jeszcze przytoczę, w którym wyraża, w jakim strachu przyszło mu żyć:
Co gorsza, wygłaszane z hiobowym obliczem przez ministra Łukasza Szumowskiego stwierdzenie, że restrykcje mogą trwać latami, aż do upowszechnienia szczepionki, każą poważnie spytać, czy aby władza nie zamierza przez tak długi czas ingerować w naszą wolność i prywatność.
No, koszmar! I tu Łukasz Warzecha radzi, co należałoby zrobić, aby było lepiej, bo gorzej być nie może. Przy okazji żali się, że spytał Ministerstwo Zdrowia m.in. „o zgodność z prawem zakazu przemieszczania się”, i że „odpowiedź była należycie bełkotliwa”, więc konkluduje ironicznie, wcielając się w TK, którego nie ma, w prezes Przyłębską i w prezesa Kaczyńskiego, którzy są, i w ogóle w cały ten reżimowy PiS: „możecie nam skoczyć, (…), nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”
Przyznam, że cały ten długaśny tekst z wczoraj na onetowym portalu przeczytałem z zapartym tchem. Tak zapartym, że aż mnie zatkało. No, może teraz Kolegę Warzechę i w Niemczech zacytują, może nawet Deutsche Welle rozpowszechni różnojęzycznie, a potem jeszcze ktoś ważny w europarlamencie w Brukseli przytoczy? Czy konie go słyszą…? Tak się przecież stara, że wspomnę jego nieodległe komentarze, jak ten pt. „Demolka z elementami państwa policyjnego”, czy „Stan zagrożenia epidemicznego - rząd mógł ciąć skalpelem, a wali maczetą”, itd. Wreszcie postawił kropkę nad „i”, i ostatecznie dołączył do tęskniących za tym, żeby było tak, jak było.
Po niektórych upadkach można się już nie podnieść. A skoro zacząłem od Ciorana, to i na nim skończę - jak pisał: „Granice istnieją. W końcu każdy je dostrzega, ale zawsze za późno”. Teraz będzie kosztować Cię, Łukaszu - pozdrawiam, dużo wysiłku, aby znosić od rana do wieczora samego siebie. No, chyba że rzeczywiście jesteś z siebie zadowolony…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496323-warzecha-bez-plaszcza