„Ależ to dekoduje wasze mity o tym, że Kaczyński już rozstrzygnął o wyborach, sfałszował je, pozamiatał opozycją, prawda?” - pisze na Facebooku Marek Migalski. Według politologa wybory prezydenckie odbędą się tradycyjnie - nie korespondencyjnie - i opozycja powinna wziąć w nich udział, a prawdopodobieństwo fałszerstw jest znikome.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Tradycyjna forma wyborów?
Migalski na początku wskazuje, że jego tekst odnosi się do sytuacji, w której wybory odbędą się w formie tradycyjnej. Zdaniem politologa, ze względu na kalendarz, Prawu i Sprawiedliwości nie uda się przeprowadzenie głosowania korespondencyjnego. Co więcej, w dalszej części wywodu twierdzi, że Jarosław Kaczyński wcale nie chce zmian w Kodeksie wyborczym.
Dziś czas na to, by pokazać, jak bardzo ich przekonanie o tym, że Kaczyński już sfałszował wybory, że nie można ich wygrać, że wszystko już przesądzone i dlatego nie warto brać udziału w oszustwie i farsie, jest oddalone od rzeczywistości i nie przystaje do realiów
— pisze Migalski.
Na początek uwaga – pamiętajmy, że na razie wybory mają odbyć się w trybie „normalnym”, a nie korespondencyjnym, bowiem ten drugi jest dopiero procedowany w senacie i trafi do sejmu na początku maja
— podkreśla.
Biegacie po mieście i straszycie się projektem, który rzucił wam jako zabawkę, wzywacie do bojkotu, oburzacie się na niemożność przeprowadzenia całej akcji zgodnie z przepisami, podczas gdy prezes PiS prze do wyborów „tradycyjnych”
— pisze w dalszej części tekstu.
Straszenie fałszerstwami
Marek Migalski obala opozycyjne mity o obozie władzy fałszującej wyniki wyborów.
Każdy, kto ma elementarną wiedzę o procesie wyborczym wie, że jeśli gdzieś może dochodzić do fałszerstw, to w komisjach obwodowych
— wskazuje.
Kto twierdzi inaczej, po prostu nie wie, co mówi, a jeśli nadal upiera się, że tam, gdzieś „na górze”, pisowcy mogą sfałszować wyniki, to niech wskaże gdzie, na jakim poziomie, w jakim ciele.
— podkreśla.
Mężowie zaufania
Według politologa, aby ograniczyć do minimum możliwość rzekomych fałszerstw wyborczych wystarczy wysłanie po jednym opozycyjnym mężu zaufania do każdej komisji wyborczej.
Dlatego opozycja musi zrobić tylko jedno – do każdej z komisji skierować jednego męża zaufania, który przypilnuje procesu liczenia głosów. Czyli musi mieć 30.000 ludzi, którzy byliby gotowi na to, by spędzić jeden dzień w jednej z komisji. Samo PSL ma ponad 120.000 członków, a razem z PO i SLD, to grubo ponad 150.000 ludzi (o ludziach z Konfederacji czy od Hołowni nie wspominając)
— pisze Migalski.
Były europoseł nie widzi możliwości fałszerstw czy to w Państwowej Komisji Wyborczej, czy też w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego.
Proces późniejszego liczenia głosów i ogłoszenia wyników spoczywa na PKW, a tu ostali się raczej ludzie, których trudno nazwać hunwejbinami Kaczyńskiego
— wskazuje.
No to teraz już ostatnia instancja – Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN będzie ostatecznie rozstrzygać o ważności (lub nieważności) wyborów. Histeryczni zwolennicy opozycji już orzekli, że tu musi dokonać się ostateczny przekręt, bo nawet jeśli ich kandydat wygra, to przecież Kaczyński nakaże członkom tej Izby nieuznanie wyborów. A skąd to przekonanie?
— pyta Migalski i przedstawia szereg argumentów zbijających narrację opozycji.
A może wcale nie chodzi o „demokrację”?
Migalski sugeruje, że opowieść o wszechmogącym Jarosławie Kaczyńskim i bezbronnej opozycji jest nie do utrzymania.
Ależ to dekoduje wasze mity o tym, że Kaczyński już rozstrzygnął o wyborach, sfałszował je, pozamiatał opozycją, prawda? Jakże sprzeczne to jest z waszym przekonaniem o jego wszechmocy, potędze, wpływach, nieprawdaż? Oczywiście – bo on już nad wami zwyciężył, zaczarował was, wmówił wam swój wszeteczny czar. Dlatego nawołujecie do bojkotu, bo boicie się tego maga i stwórcy waszych strachów
— pisze politolog. Dodaje również, że podstawą do bojkotu byłoby wprowadzenie głosowania korespondencyjnego „w całkowitej sprzeczności z zasadami”, ale nawet i wtedy opozycja powinna „zastosować moje rady do konkretnych zapisów nowej ustawy”.
Chyba, że tak naprawdę boją się, iż po prostu ich kandydaci zostaliby pokonani przez Dudę i chcą odwlec elekcję nie ze względu na epidemię, i nie ze względu na łamane procedury, ale dlatego, że najzwyczajniej lękają się przegranej. No, ale wówczas nie należałoby ubierać się w płaszcz obrońców demokracji, lecz wdziać na siebie zupełnie inne szaty. Na przykład błaznów
— kończy Migalski
xyz/Facebook
*
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496321-nawet-migalski-ma-juz-dosc-narzekan-opozycji-ws-wyborow