24 stycznia potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusaw Europie, w drugiej połowie lutego epidemia wybuchła we Włoszech, a 15 kwietnia liczba zarażonych na świecie przekroczyła dwa miliony. Dzień wcześniej Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, poinformowała o działaniach Unii w walce z pandemią:
„Unia Europejska pomaga krajom członkowskim wysyłając lekarzy i sprzęt medyczny: 150 pierwszych respiratorów, opłaconych z budżetu UE, jest już w produkcji i zostanie wysłanych niezwłocznie do krajów najbardziej potrzebujących”.
150 respiratorów dla 500-milionowej populacji UE…O lekarzach, wysyłanych przez UE, nie wspomnę, bo żadnych informacji na ten temat nie ma. Owszem, do Włoch pojechali polscy lekarze, ale nie skierowała ich tam pani von der Leyen.
Koniec snów o europejskim superpaństwie?
Pandemia weryfikuje sny o potędze Unii, jako superpaństwie, w którym rządzą najsilniejsi, a ich interesów pilnują eurokraci, uzurpujący sobie prawa daleko wykraczające poza - a czasami wręcz łamiące - zapisy traktatowe, będące podstawą wspólnoty państw, której fundamentem jest przecież współpraca między nimi, a nie próby podporządkowania i federalizacji.
Era produkcji przez struktury KE tysięcy bzdurnych dokumentów typu instrukcja przewozu karmelków czy zalecenia dla fryzjerek w kwestii biżuterii i ubioru, dająca spore pole do kpin, zakończyła się wraz z pierwszą próbą narzucania krajom UE rozwiązań, które nie zostały przez nie, choć w mniejszości, zaakceptowane. Ratowanie Niemiec po zalewie nielegalnych imigrantów poprzez wymuszenie na członkach UE przyjęcia zasady tzw. relokacji spotkało się z oporem Polski i Węgier i choć przyszłość pokazała, że polityka „otwartych drzwi” Angeli Merkel przyniosła same negatywne skutki, Polska i Węgry do dzisiaj płacą cenę za sprzeciwienie się narzucanym rozwiązaniom, które z ich punktu widzenia były szkodliwe dla państwa.
Stare koncepcje Alberto Spinellego federalnej koncepcji zjednoczenia Europy znalazły następców, przekonanych, że współpraca międzyrządowa z zachowaniem pełnej suwerenności narodowej jest niemożliwa. I choć państwa, podpisując traktaty unijne, zrzekały się części swojej suwerenności na rzecz wspólnych rozwiązań prawnych, ich zdaniem było to niewystarczające. Stąd pomysły przekształcenia Unii w superpaństwo i próby uczynienia z Trybunału Sprawiedliwości UE supersądu, nadrzędnego nad narodowymi instytucjami wymiaru sprawiedliwości. A batem na nieposłuszne państwa ma być „praworządność”, dowolnie interpretowana przez unijnych urzędników i sędziów TSUE, bowiem termin ten nie ma definicji w żadnym z dokumentów parafowanych przez państwa członkowskie. Szczytem arogancji unijnych urzędników była wypowiedź sprzed trzech dni rzecznika KE, AdalbertaJahnza, który oświadczył:
„Wiążący charakter orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE nie może być kwestionowany na podstawie konstytucji, prawa krajowego lub orzeczeń sądów krajowych”.
Nic to, że zgodnie z dorobkiem orzeczniczym polskiego i niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego to TK jest sądem ostatniego słowa wobec UE, a w Polsce Konstytucja jest najwyższym aktem prawnym. Nic to, że kompetencje TSUE nie są wymienione w żadnym z traktatów…
Wali się w gruzy koncepcja superpaństwa, czyli Unii Europejskiej jako federacji państw pozbawionych w dużej mierze swoich kompetencji, a idea państw narodowych, działających na rzecz swoich obywateli sprawdza się w okresie epidemiologicznej katastrofy, wobec której kolos na glinianych nogach, czyli Komisja Europejska przez wiele tygodni była bezwolna. Bezwolna, bezradna i nie wykazująca żadnej inicjatywy przyjścia swoim członkom z pomocą, za co już Ursula von der Leyen dwukrotnie przepraszała Włochy, najdotkliwiej doświadczone tą tragedią. I teraz,zamiast skupić się na pomocy krajom członkowskim, Parlament Europejski znowu wyciąga bat praworządności i rozpoczyna polityczną wojenkę.
Rezolucja przeciw Polsce i Węgrom, czyli szczyt hipokryzji
Zamiast skupić się na działaniach, jakie powinno się podjąć w ramach wspólnoty, by chronić zdrowie obywateli państw członkowskich i niwelować skutki gospodarczej katastrofy, rezolucja przygotowana przez liberalno-lewicową większość parlamentarną i właśnie przegłosowana w PE, piętnujedwa kraje za łamanie praworządności, bowiem w punkcie 36 odnosi się ona do Polski i Węgier:
„wszystkie środki podejmowane na szczeblu krajowym i/lub europejskim muszą być zgodne z praworządnością, ściśle proporcjonalne do wymogów sytuacji, wyraźnie związane z kryzysem zdrowotnym, ograniczone w czasie in podlegające regularnej kontroli: uważa za całkowicie niezgodne z wartościami europejskimi zarówno decyzje rządu węgierskiego o przedłużeniu stanu wyjątkowego na czas nieokreślony, upoważnienie rządu do sprawowania władzy poprzez dekrety bezterminowo oraz osłabienie nadzoru parlamentarnego w sytuacjach nadzwyczajnych oraz działania podjęte przez polski rząd, mianowicie zmianę kodeksu wyborczego niezgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego i przepisom ustawowym, w celu przeprowadzenia wyborów prezydenckich w środku pandemii, która może zagrozić życiu obywateli polskich i podważyć idee wolnych, równych, bezpośrednich oraz tajnych wyborów, co zapewniają zapisy w polskiej konstytucji”.
Jak naprawdę wygląda sytuacja na Węgrzech? Rząd węgierski skorzystał z konstytucyjnego prawa do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, który został przedłużony na podstawie ustawy uchwalonej przez parlament, a upoważnienia dane rządowi kończą się wraz z ustaniem pandemii lub nawet przed jej zakończeniem. Decyzja o tym należy do parlamentu..
Jeżeli przeczyta się fragment dotyczący Polski, nie pozostaje nic innego, jak podzielić zdanie europosła Saryusza-Wolskiego, który twierdzi:
„To nie jest tak, że Donald Tusk nic nie może. Mam przed sobą dowód, że może. Mam przed sobą projekt rezolucji, który będziemy głosowali, gdzie totalna, dowodzona w Brukseli przez Donalda Tuska, zadbała o to,że jest krytyka Polski”.
Widać z tego, że były przewodniczący PO, były premier, były przewodniczący Rady Europejskiej i obecny przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, której przedstawiciele tworzą największą frakcję w Parlamencie Europejskim, ma znacznie większe ambicje niż zostać Coelho polskiego Twittera, do czego zresztą całkiem udatnie zmierza.
Treść zapisu, dotyczącego Polski, nie pozostawia żadnych wątpliwości – to „gotowiec”, podsunięty przez europosłów opozycji, bowiem trudno uznać, by ktoś inny mógł się posługiwać tą frazeologią i argumentacją, jaką słyszymy w kraju od wielutygodni.
Wirus donosicielstwa silniejszy od koronawirusa
Kłamstwo jako narzędzie w walce politycznej stało się powszechnie stosowanym narzędziem i jest używane nie tylko na krajowym polu, ale także w akcji donoszenia na Polskę i oczerniania naszego kraju na forum międzynarodowym. Do starych tuzów, ponownie wybranych do Parlamentu Europejskiego z list opozycji, dołączyły nowe siły, które już beż żadnych oporów na forum Parlamentu Europejskiego opierają swoje wystąpienia na kłamstwach i one stają się podstawą do formułowania zarzutów wobec naszego kraju i piętnowania polityków, którym w demokratycznych wyborach społeczeństwo dało mandat do rządzenia.
Robert Biedroń, kłamiący o szykanach i dyskryminacji osób LGBT, co stało się podstawą do uchwalenia poprzedniej rezolucji PE, potępiającej Polskę za łamanie praw społeczności LGBT, czy Sylwia Spurek, która w szkalowaniu Polski w niczym nie ustępuje starszym stażem kolegom. W czasie swojego wczorajszego wystąpienia w Parlamencie Europejskim mówiła:
„Nadal musimy przypominać, że prawa człowieka są fundamentem naszej wspólnoty. Fundamentem, którego nie można podważać i niszczyć! Nie można tego robić szczególnie wtedy, kiedy trwa pandemia i zaczyna się poważny kryzys gospodarczy. Ludzie chorują, umierają, tracą pracę i frimy, pracownicy i pracowniczki ochrony zdrowia bohatersko walczą z pandemią przy często bardzo ograniczonych środkach. A rządy niektórych państw korzystają z okazji do naruszania demokracji i fundamentalnych praw człowieka, I kiedy Victor Orban na Węgrzech ogranicza prawa osób LGBT, a Jarosław Kaczyński w Polsce prowadzi debatę o odbieraniu kobietom ich praw, musimy stanowczo reagować.Przypomnę, że kobiety w Polsce mają i tak utrudniony dostęp do aborcji, nie mają dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, w szkołach nie ma nowoczesnej edukacji seksualnej, to, co dzieje się i na Węgrzech, i w Polsce pokazuje, że czas najwyższy na szersze kompetencje wspólnoty. Prawa kobiet i prawa osób LBGTI muszą stać się jednym z priorytetów Unii Europejskiej”.
Szczególnie w wystąpieniu pani Spurek ujęła mnie fraza „Jarosław Kaczyński w Polsce prowadzi debatę o odbieraniu kobietom ich praw” i bardzo bym chciała tę debatę zobaczyć, bo jakoś przeoczyłam. Nawoływanie o „szersze kompetencje wspólnoty” to oczywiście wpisywanie się w koncepcję Spinellego, bo jak już wcześnie napisałam, w dzisiejszej Unii są godni następcy włoskiego komunisty.
Unia tak jest przejęta działaniami rządu w Polsce, że apele o podjęcie wobec naszego kraju sankcji budżetowych i rozpoczęcie procedury z art. 7 traktatu o UE padają na podatny grunt. Tym bardziej, że apelują przecież o to sami Polacy, wybrani w 2019 roku do PE, co prawda z list opozycji, ale demokratycznego mandatu nikt im nie odmówi. Także pani Spurek, której zaufało ponad 50 tysięcy wyborców, powierzając jej zadanie godnego reprezentowania Polski w Brukseli.
Epidemia koronawirusa zablokowała jeden z elementów strategii opozycji „ulica-zagranica”. Tym bardziej uruchamiana jest zagranica, bo w niej jedyna nadzieja, że uda się storpedować prezydenckie wybory i zastąpić kandydatkę PO kimś, kto ma szansę choć wejść do II tury. Czy zagranica w tym pomoże?
Jak powiedział portalowi wPolityce.pl Jacek Saryusz-Wolski po głosowaniu rezolucji:
„W skali całej Unii to bardzo fatalnie wygląda dla Polski, a w skali Polski to bardzo fatalnie wygląda dla Unii”.
Być może porównanie Unii Europejskiej do Titanica, który nieuchronnie zmierza do zderzenia z górą lodową, a orkiestra gra do końca, jest na wyrost, bo jednak rozpad tej wspólnoty byłby dla Europy bardzo niekorzystny. Choć Włosi i Hiszpanie, pozostawieni przez Unię samym sobie wobec szalejącej epidemii są coraz bardziej eurosceptyczni, to jednak przeważa pogląd, że Unia musi się zreformować, a nie rozpaść. Także Polacy w swej większości są za naszym uczestnictwem w UE. Jedno nie ulega wątpliwości – jeżeli Unia ma się odrodzić po katastrofie epidemicznej i gospodarczej, to tylko jako zreformowana wspólnota równych, narodowych państw. Jeżeli jej przywódcy tego nie zrozumieją, to kurs na górę lodową może okazać się wielce prawdopodobny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496242-titanic-oda-do-radosci-i-polski-wirus-donosicielstwa