Niech brukselscy koledzy prezydenta stolicy dadzą mu i odmrożą kasę, a wtedy nie musiałby brać „brudnych” pieniędzy od polskiego państwa.
Rząd ma wręcz obowiązek pomagania samorządom, np. Warszawie, w czasie pandemii, bo bez tego będzie źle. A właściwie to rząd jest właśnie od tego – takie złote myśli formułuje w połowie kwietnia 2020 r. prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. Cóż za odmiana! Przecież nawet w czasie, gdy z rur doprowadzających ścieki do oczyszczalni Czajka trująca breja lała się do Wisły (od 27 sierpnia 2019 r.), przez kilka dni Rafał Trzaskowski nie reagował na podpowiedzi, że powinien przyjąć pomoc rządu. I rząd trochę się musiał napraszać, żeby jego oferta została przez prezydenta Warszawy zaakceptowana. Trzaskowski był wtedy w separatystycznym transie. „Jego” Warszawa miała być „wolnym miastem”, podobnie jak Gdańsk, Wrocław, Poznań czy Łódź. A teraz prezydent tego „wolnego miasta” chce, żeby pomogła mu Polska.
4 czerwca 2019 r. w Gdańsku prezydenci największych miast stworzyli deklarację, z której można było zrozumieć, że nie chcą mieć nic wspólnego z władzami państwa, czyli z Polską. I zrobią wszystko, żeby Polsce na każdym kroku wypowiadać posłuszeństwo. W zamian miał być związek samorządów luźno powiązanych z polskim państwem.4 czerwca 2019 r. prezydenci największych miast wręcz wzajemnie się nakręcali, żeby zademonstrować wstręt do polskiego państwa unitarnego. Już w październiku 2018 r. (podczas wyborów samorządowych) opozycyjni kandydaci na włodarzy wielu miast opowiedzieli się za miastami jako czymś w rodzaju samodzielnych republik. Trochę na wzór włoskich republik miejskich w IX-XII wieku: Wenecji, Pizy, Genui czy Amalfi, a w XII-XVI wieku Florencji, Sieny czy Mediolanu. A przede wszystkim na wzór Wolnego Miasta Gdańska.
W Gdańsku, zarówno za prezydentury Pawła Adamowicza, jak i po objęciu zarządu miasta przez Aleksandrę Dulkiewicz, próbowano i próbuje się uczynić z tego miasta miejsce eksterytorialne. I to specyficznie eksterytorialne, bo jakoś nawiązujące nie tylko do „wolnego miasta”, ale bardziej do niemieckiej niż polskiej przeszłości.Wolne Miasto Warszawa miało mieć tę przewagę nad Wolnym Miastem Gdańskiem, że nie kojarzy się z tym, co w tym drugim działo się w latach 1920-1939. Rafałowi Trzaskowskiemu nie przeszkadzałoby zapewne, że Warszawa podobny status miała w czasach Księstwa Warszawskiego (1807-1815), gdy było to terytorium całkiem autonomiczne, choć podporządkowane Cesarstwu Francuskiemu i Napoleonowi Bonaparte. A jeszcze bardziej pasowałyby tu analogie do Warszawy jako stolicy Królestwa Polskiego (tzw. Kongresówki) połączonego unią personalną z władcą Imperium Rosyjskiego.
Przynajmniej w latach 1815-1832 Warszawa jako stolica Kongresówki cieszyła się sporą autonomią: z własną konstytucją, Sejmem, wojskiem, pieniądzem, szkolnictwem i polskim jako językiem urzędowym. To wtedy, za rządów cara Aleksandra I, a po jego śmierci – Mikołaja I (jako królów Polski - do 1831 r.), zbudowano ważną oś miasta, jaką są Aleje Jerozolimskie, a ponadto powstały uniwersytet, Teatr Wielki, Belweder czy Pałac Staszica. Drugi okres autonomicznego rozwoju Warszawy przypada na lata 1875-1892, gdy prezydentem miasta (formalnie tylko pełniącym obowiązki) był generał Sokrat Starynkiewicz. Wtedy powstał nowoczesny system wodno-kanalizacyjny, pojawiło się oświetlenie zmodernizowanych i wyremontowanych ulic, tramwaje, telefony czy miejskie szalety. W tych czasach, a konkretnie w latach 1878-1879, rozgrywa się akcja „Lalki” Bolesława Prusa.
Rafał Trzaskowski tak się rozmarzył, że Warszawa mogłaby mieć jak najmniej wspólnego z polskim państwem rządzonym przez zjednoczoną prawicę, że w czerwcu 2019 r. snuł scenariusze wykorzystania środków zamrożonych rządowi przez Brukselę. W ramach karania obmierzłego rządu PiS. Miałoby to wyglądać tak: „Na szczęście dzięki naszym staraniom pieniądze nie przepadają, tylko będą mrożone. Jak wygramy kolejne wybory, to będą odmrożone i Warszawa skorzysta z olbrzymich pieniędzy na inwestycje”. A skoro to on rządzi w Warszawie, nie trzeba by nawet czekać na wygraną w wyborach parlamentarnych. W grudniu 2018 r. Trzaskowski mówił „Gazecie Wyborczej”: Chcę wykorzystać to, że znam ważne osoby w Brukseli, żeby wspierać fundusze strukturalne dla miast. (…) Rozmawiamy np. o bezpośrednim dostępie miast do funduszy europejskich. (…) Te wydatki nie przechodziłyby przez koperty narodowe państw – miasta mogłyby z nich korzystać bezpośrednio”.
Skoro Rafał Trzaskowski jako prezydent Wolnego Miasta Warszawa tak nie lubi polskiego państwa (formalnie nie lubi państwa rządzonego przez PiS) i ma takie układy w Brukseli, że mógłby nie tylko bezpośrednio dostać „fundusze strukturalne dla miast”, ale też środki ewentualnie zamrożone przez Komisję Europejską, to niech tak zrobi. Niech mu koledzy w Brukseli dadzą i odmrożą, a wtedy nie musiałby brać „brudnych” pieniędzy od rządu. Jak się polskiego państwa nie cierpi, to trzeba być konsekwentnym. Także w czasie pandemii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496239-trzaskowski-chcial-wolnego-miasta-warszawy-i-pieniedzy-z-ue