Myślę, że teraz dopiero wielu działaczy PO może zdawać sobie sprawę, w jak wielkim strategicznym zagrożeniu znalazła się ta partia. Paradoks polskiej polityki polega na tym, że to nawet nie działania PiS-u, skala przewagi w sondażach tworzą zagrożenie dla Platformy, ale raczej to, co się dzieje wśród opozycji i to, że chętnych na schedę po PO, na przejmowanie jej wyborców, na uczynienie z PO co najwyżej jednym z równorzędnych ugrupowań opozycyjnych jest bardzo wielu
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Opozycja nie ustaje w histerii z powodu wyborów korespondencyjnych. Czy w Pana ocenie wysuwane przez nią argumenty przeciwko temu trybowi głosowania, który zresztą do nie tak znowu dawna sama postulowała, są racjonalne?
Prof. Rafał Chwedoruk: Same w sobie zastrzeżenia wobec idei głosowania korespondencyjnego są jak najbardziej uzasadnione i sensowne. Prawo i Sprawiedliwość też swego czasu wskazywało różne możliwe uchybienia. Szczególnie jest to możliwe w państwie, w którego systemie politycznym trwa strukturalny konflikt. Na przykład we Francji w latach 70. dyskredytowano tę ideę. Natomiast biorąc pod uwagę pojawiające się nie tylko w Polsce z ust ekspertów od pandemii informacje o tym, że będziemy jako społeczeństwa podlegali różnorodnym ograniczeniom, być może liczonym lata czy miesiące, to może się okazać, że owe niewątpliwie niedoskonałe i zawsze budzące emocje wybory korespondencyjne będą jedynymi w formie, które można będzie odbyć. Tak jak w chwili obecnej olbrzymia część kontaktów międzyludzkich nie ma możliwości odbywać się inaczej niż poprzez telefon czy sieć internetową, więc zapewne jesteśmy na takie wybory skazani. Nawet gdyby te wybory nie mogły się odbyć w maju tego roku, nie mamy żadnej gwarancji, że za trzy, cztery, pięć miesięcy, za rok, czy za dwa lata będziemy mogli głosować tak normalnie, jak było to niegdyś.
Warto też to zauważyć, że cyklicznie niemal, co dziesięć lat globalizacja i współczesny kapitalizm fundują nam kryzys gospodarczy o globalnym charakterze i zaraz po nim – cykl lokalnych wojen. Świat jest kompletnie nieprzewidywalny i musimy zdawać sobie sprawę, że to co się dzieje jest absolutnie niespotykane wcześniej, jeśli chodzi o wybory w Polsce.
Małgorzata Kidawa-Błońska nie zadeklarowała, czy weźmie udział w debacie w TVP. Podobnie Władysław Kosiniak-Kamysz. Czyżby obawiali się, że konfrontacja z innymi kandydatami będzie skutkować kolejnymi spadkami poparcia?
Myślę, że w przypadku lidera PSL jest to raczej gra na zwłokę po to, by dać sobie możliwość zobaczenia, w którą stronę pójdą opozycyjne nastroje. Na razie nie ma tutaj jednoznacznych sygnałów co do nastawienia całości liberalnej części opinii publicznej. Także różnych partii opozycyjnych. Zresztą w polityce dobrze jest zwlekać często do ostatniej chwili po to, by zwiększać zainteresowanie swoją osobą.
Natomiast w przypadku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej myślę, że wynika to z sytuacji, w jakiej się znalazła. Jej kampania znalazła się w pewnym paraliżu, choćby między zapowiedziami bojkotu, a jednak jakimiś formami komunikowania się z wyborcami. Także w kontekście tego, że dotychczas nie znaleziono drogi powrotu przynajmniej do tych notowań sprzed koronawirusa, które dawały jej pewną pozycję numer dwa, choć i tak były niższe niż tradycyjny poziom notowań z ostatnich miesięcy Platformy Obywatelskiej. Myślę, że te motywacje w przypadku tej dwójki kandydatów o niedeklarowaniu się w tej chwili są zupełnie od siebie różne.
Działaniom kandydatów opozycji, w tym przede wszystkim Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, brak spójności i jako takiej strategii. Z czego to wynika? Czy PO jest już politycznie wypalona, czy może w grę wchodzą inne przyczyny?
Myślę, że w przypadku tej osoby dyskusje o tym, że nie zawsze dobrze wypada w mediach, to tak naprawdę dyskusje o problemie trzy czy cztery. Strategiczny problem ciągnie się od początku poprzedniej kadencji Sejmu i wiąże się z modelem opozycyjności. To znaczy olbrzymia część wyborców liberalnych, wielkomiejskich oczekuje strategicznego sprzeciwu wobec PiS-u we wszystkim, bez względu na okoliczności. Natomiast ci wyborcy, którzy są w stanie zmienić jeszcze swoje preferencje, od których zależą zwycięstwa w wyborach, oczekują raczej umiaru w polityce, a nie takiej całkowitej, totalnej asertywności.
Gdy Małgorzata Kidawa-Błońska pojawiła się skutecznie bardzo w wymiarze lokalnym w kampanii sejmowej, pojawiła się jako osoba łagodna – te gesty z przytulaniem itd… - sygnalizując, że PO będzie próbowała długoterminowo iść w taką stronę, uznając, że i tak najbardziej liberalnych wyborców będzie miała w zasięgu swojego oddziaływania. Będzie próbowała otwierać się na tych, którzy byli bardzo dalecy od postawy totalnej opozycyjności wobec PiS-u. Tymczasem już w samej kampanii wyborczej, jeszcze przed koronawirusem te radykalne nastroje znów dały o sobie znać. Kandydatka, która była szykowana chyba do innej roli, nagle znalazła się w wirze kampanii wyborczej i jednoznacznego odrzucenia a priori wszystkiego, co wiąże się z obozem rządzącym.
Po drugie wiąże się to z problemami Platformy jako partii i momentem dokonania zmiany przywództwa. Zmiana lidera, i to zmiana dość daleko idąca, bo pewne różnice pokoleniowe itd., w momencie, w którym de facto trwa już kampania prezydencka była olbrzymim ryzykiem. Taki lider, mając jakąś pozycję wewnątrz partii, musi budować ją także na zewnątrz, wobec innych podmiotów. Kampania prezydencka to nie jest moment na organiczno-pozytywistyczną pracę przez młodego lidera partii. Gdyby PO dokonała tej zmiany od razu po wyborach parlamentarnych, albo zaczekała i dokonała tego po wyborach prezydenckich, zapewne byłoby to dużo bardziej logiczne.
Strategia poprzedniego lidera PO wyraźnie opierała się na tym, że Platforma nie pozwalała innym opozycyjnym środowiskom politycznym wyrosnąć ponad nią. Wykorzystywała do tego swoje możliwości organizacyjne itd. i siłą rzeczy ten model wraz ze zmianą przewodniczącego odszedł do przeszłości. I myślę, że to jest drugi czynnik, który spowodował, że Małgorzata Kidawa-Błońska startowała w innym otoczeniu politycznym, a w innym zaczęła dalej funkcjonować w trakcie samej kampanii.
Na trzecim miejscu należałoby wymienić różne faktyczne błędy na poziomie kampanii wyborczej. Myślę, że teraz dopiero działacze PO mogą zacząć zdawać sobie sprawę, jak dużym ryzykiem był moment zmiany przywództwa partii przy jednoczesnym braku zmiany całej strategii partii. Olbrzymia część pozostałych opozycyjnych sił politycznych, różnych grup interesu, nawet publicystów, tak naprawdę od kilku lat orientuje się na zamknięcie projektu pod nazwą „Platforma” i tworzenie innej, bardziej eklektycznej formacji, a być może dwóch równoległych formacji opozycyjnych. Jednej bardziej centrowo-liberalnej, wręcz z pewnymi skłonnościami konserwatywnymi w stylu Platformy z jej początków, i drugiej o charakterze liberalno-lewicowym. Ofiarą tego procesu musi paść Platforma jako partia polityczna, która ma w swoich szeregach działaczy o bardzo różnych poglądach i ma także wyborców o bardzo różnych poglądach. Myślę, że teraz dopiero wielu działaczy PO może zdawać sobie sprawę, w jak wielkim strategicznym zagrożeniu znalazła się ta partia. Paradoks polskiej polityki polega na tym, że to nawet nie działania PiS-u, skala przewagi w sondażach tworzą zagrożenie dla Platformy, ale raczej to, co się dzieje wśród opozycji i to, że chętnych na schedę po PO, na przejmowanie jej wyborców, na uczynienie z PO co najwyżej jednym z równorzędnych ugrupowań opozycyjnych jest bardzo wielu.
Opozycja totalna w Polsce zrobiła coś bezprecedensowego – zaangażowała Brukselę w proces wyborczy w Polsce i to z użyciem fake newsa. Mówię o rezolucji w sprawie Covid-19. Jakie będą tego konsekwencje, przede wszystkim dla totalnej opozycji?
Myślę, że nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Koronawirus ujawnia realne potencjały różnych podmiotów w polityce. I bardzo wyraźnie widać, nawet to przejmujące wystąpienie pani von der Leyen to pokazuje, że Unia Europejska, jej główne podmioty nie wyjdą z tego wzmocnione. Co do tego chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości, że gdzieś tam wewnątrz Europy pojawi się nowy układ sił, nowy modus vivendi między głównymi podmiotami unijnymi. A możliwości oddziaływania na poszczególne państwa członkowskie po tym wszystkim, co obserwujemy w wykonaniu instytucji europejskich, nie będą większe, aniżeli były wcześniej. Realna polityka rozegra się zupełnie gdzie indziej niż na poziomie rezolucji mających tylko symboliczne znaczenie.
O przyszłości Unii Europejskiej i jej sposobie funkcjonowania w większym stopniu niż przypadki sporu pomiędzy Komisją Europejską a Polską i Węgrami zadecyduje na przykład to, co stanie się we Włoszech, gdzie nawet politycy, których trudno byłoby posądzać o cień eurosceptycyzmu wyrażają poglądy mocno krytyczne wobec sposobu funkcjonowania UE. Także ekonomiczne położenie Włoch podlegnie daleko idącej komplikacji. W tle rozgrywka amerykańsko-chińska. To wszystko przysporzy Europie, Unii Europejskiej, poszczególnym państwom członkowskim, nam zresztą też, wystarczająco wiele problemów dużo większych niż rezolucja, która niczego nowego do starego sporu nie wnosi.
Czy to oznacza, że kryzys związany z koronawirusem ma siłę tak wielką, że jest w stanie rozsadzić Unię Europejską?
To chyba za daleko idąca sugestia. Natomiast ma taką siłę, która kolejny raz pokazuje, że coś strukturalnie będzie się musiało zmienić. Już kryzys grecki, to co nam globalizacja zafundowała dekadę temu także na poziomie kilku państw europejskich, pokazywał, że albo część UE będzie musiała dążyć do pogłębionej integracji czyli de facto wykonać olbrzymie kroki w stronę stworzenia swoistego superpaństwa europejskiego, na co oczywiście wiele innych podmiotów, szczególnie Stany Zjednoczone z sympatią by nie patrzyły, albo będzie musiała zastopować, o ile nie wykonać małego kroku do tyłu w poziomie dotychczasowej integracji, by projekt europejski w ogóle się nie zawalił. W tym sensie ten kryzys jest kolejnym momentem pokazującym, że nie da rady wiecznie odwlekać strukturalnych decyzji. A owe drobne spory między różnymi państwami europejskimi w trakcie koronawirusa pokazują tylko nagłość całej sytuacji i to, że liberalny wzorzec stosunków międzynarodowych, oparty w różnym stopniu na wierze w prawa międzynarodowe oraz instytucje ponadnarodowe podlega bardzo silnym wstrząsom.
Na przykład polityka Trumpa jest bardziej tego efektem, aniżeli sama w sobie przyczyną. USA bardziej wykorzystują to, co się dzieje, aniżeli tylko to kreują. Ponowię więc refleksję, że czeka nas wiele różnych turbulencji. W istocie kierunek polityki wobec Polski myślę w większym stopniu wskazywała pewna elastyczność zauważalna w niemieckiej dyplomacji jeszcze w miesiącach przed koronawirusem, aniżeli różne daleko idące deklaratywne zapowiedzi.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496224-prof-chwedoruk-ten-tryb-wyborow-wymusza-epidemia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.