Rzeczywiście obstawiałbym, że wybory odbędą się 17 maja, ponieważ marszałek Grodzki zrobi wszystko, żeby opóźniać pracę
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, politolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wiceprzewodniczący Sejmiku województwa lubelskiego z ramienia PiS.
wPolityce.pl: Jak pan ocenia zaostrzenie retoryki Koalicji Obywatelskiej ws. wyborów prezydenckich? Poseł Tomczyk powiedział dziś, że opozycja nie będzie negocjowała z „terrorystami”.
Prof. Mieczysław Ryba: Retoryka godna totalnej opozycji. Nic się nie zmieniło w jej zachowaniu. Mija pięć lat od kiedy stracili władzę, a stosują taką retorykę, jakby rzeczywiście w Polsce były czołgi na ulicach. Notabene wzywają do tych czołgów – wzywają do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, stanu klęski żywiołowej. W istocie wzywają więc do zaostrzenia kursu, a jeśli PiS nie zaostrza tego kursu w sferze zarządzania epidemią, to oskarżają go o terroryzm polityczny, faszyzm i o wszystko, co najgorsze. Dla wyniku wyborów są w stanie powiedzieć wszystko i zrobić wszystko. Wydaje mi się, że wynika to z poczucia porażki. Opozycja zdaje sobie sprawę, nie z tego, że wybory będą niebezpieczne dla społeczeństwa, ale z tego, że jeżeli wybory odbędą się w terminie, to będą dla nich porażką. I już teraz tworzą całą narrację, aby usprawiedliwić tę porażkę – nie jest ona wynikiem słabości Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, porażka jest wynikiem zamordyzmu i terroryzmu PiS-u, który nie wprowadził stanu wojennego. Logiki w tym żadnej, ale taka jest stosowana. Ona oczywiście jest przeniesiona na grunt europejski. Tam też się o tym mówi, bo z tego co wiem, w Parlamencie Europejskim Węgry mają być oskarżone za to, że wprowadziły stan wyjątkowy i Polska za to, że go nie wprowadziła. Są to rzeczy, które w żaden sposób nie trzymają się rozumu, ale nie o rozum, a o siłę tu chodzi. Ale nie siłę poparcia społecznego, jeśli mówimy o opozycji, tylko siłę włączenia czynnika niemieckiego, czyli niemieckie Unii Europejskiej, do rozegrania wyborów prezydenckich w Polsce. I oni najprawdopodobniej już przygotowują się do takiej narracji, że jeśli wybory wygrałby Andrzej Duda, to te wybory są nieważne. Nie wiem na jakiej podstawie prawnej, ale powiedzą, że to jest po prostu terroryzm, ponieważ nie można było prowadzić kampanii. Ale to, że nie można prowadzić tradycyjnej kampanii, to nie jest wina PiS-u, tylko to są warunki obiektywne. To jest rzecz oczywista.
A co można powiedzieć o skuteczność tej narracji? Politycy KO brną w coraz ostrzejszą retorykę, a sondaże Małgorzaty Kidawy Błońskiej cały czas spadają. Z kolei wyniki Władysława Kosiniaka-Kamysza stopniowo się poprawiają, przy powściągliwym zachowaniu kandydata PSL.
Tak, ale oni od dłuższego czasu nie liczą już na ulicę, tylko na zagranicę. Liczą na to, że zagranica wprowadzi sankcje, doprowadzi do upadku rządu i że to właśnie ona wyniesie ich do władzy. Jest to skrajnie szkodliwe dla państwa – taka retoryka, w której podważa się wszystko. Przez ostatnie lata trudno znaleźć ważną reformę, której opozycja by nie podważała, i z którą opozycja nie biegałaby po Brukseli, skarżąc Polskę. To wszystko jest szkodliwe dla państwa, dla jego siły. A pamiętajmy, że siła państwa i władzy jest bardzo ważna w zbliżającej się konfrontacji gospodarczej, która będzie miała miejsce nie tylko w Europie, ale na całym świecie, w Euroazji przede wszystkim. Jeśli już teraz, nim się odbyły, podważa się sen przeprowadzenia wyborów, czyli w istocie próbuje się delegitymizować i osłabiać władzę na arenie międzynarodowej, to jest to działanie, na które chyba nikt w normalnym świecie by sobie nie pozwolił. Począwszy od Chin i Rosji, gdzie ktoś taki po prostu siedziałby w więzieniu, poprzez takie kraje jak Niemcy, Francja, kraje zachodnie, w których jest konsensus co do pewnych spraw niedyskutowalnych na zewnątrz. Nikt nie wynosi konfliktów wewnętrznych na zewnątrz, wiedząc, że to osłabia całą wspólnotę, całą strukturę państwowo. Niestety nasza opozycja to robi. Jest to skrajnie antyskuteczne. Mieli hasła: „demokracja” i „konstytucja” na sztandarach, a teraz, właśnie wedle konstytucji, wybory powinny się odbyć. A demokracja to są właśnie bezpieczne wybory. Wobec tego powinni podjąć temat głosowania korespondencyjnego albo podjąć konstytucyjną propozycję Jarosława Gowina. Nie są niestety w stanie zaproponować nic, poza negacją. A jeśli negacja, to chaos. Mają dziwną nadzieję, że jesienią mogliby te wybory wygrać, ale przecież na jesieni może być równie dobrze epidemia porównywalna do tej dzisiejszej. Kto zaręczy, że wtedy wybory będą bezpieczniejsze. Natomiast strategia jest taka: nie liczą już na głosy wyborców, ponieważ poparcie spada na łeb na szyję, tylko liczą na chaos i że dzięki niemu oraz wynoszeniu spraw zagranicę, jakimś cudownym sposobem powrócą do władzy. Tak myśleli kiedyś słynni targowiczanie w XVIII w., że jeśli wyniesie się sprawy polskie poza granice, to ta zagranica przywróci im władzę. Skończyło się tak, jak się skończyło.
Czy według pana uda się przeprowadzić wybory korespondencyjne w maju, biorąc pod uwagę przetrzymanie ustawy przez 30 dni w Senacie? „Wprost” informuje dziś, że w wewnętrznym sondażu PiS udział w głosowaniu 17 maja deklaruje 46 proc. Polaków. To zdecydowanie więcej niż jeszcze kilka tygodni temu, kiedy mówiło się o wyborach 10 maja, przeprowadzonych w tradycyjnej formie.
Rzeczywiście obstawiałbym, że wybory odbędą się 17 maja, ponieważ marszałek Grodzki zrobi wszystko, żeby opóźniać pracę. Po pierwsze, o tym, że wybory korespondencyjne są bezpieczniejsze mówią wszyscy racjonalni znawcy tematu, więc to na pewno zwiększy frekwencję. Po drugie, frekwencję zwiększy też to, że my coraz bardziej przyzwyczajamy się do życia z epidemią. Jeśli minister Szumowski – któremu trudno zarzucić niewiedzę czy manipulację – i wielu innych medyków, twierdzi, że będziemy się z tym problemem zmagać 1-1,5 roku, a może nawet dłużej – w tej czy innej formie – to przecież siłą rzeczy, im więcej upływa czasu, tym bardziej się do tego przyzwyczajamy. Musimy jednak iść do sklepu, musimy załatwić jakąś sprawę w urzędzie, będziemy musieli iść do pracy, zachowując wszelkie zasady bezpieczeństwa. Jeśli przez te kilka najbliższych tygodni nie wybuchnie nowa, zaostrzona fala, która zmusiłaby rząd do wprowadzenia stanu klęski żywiołowej – bo może też tak być – to ludzie tez przywykną, że musimy po prostu z tym żyć. I dlatego ta frekwencja może nawet przekroczyć 50 proc. A gdyby tak było, to dla narracji Platformy byłaby to gigantyczna klęska wizerunkowa. Oni wzywając do bojkotu wyborów są sprzeczni sami ze sobą, ponieważ nie wycofują kandydatki. Nie ma też zgodności w szerokim obozie opozycji, bo Władysław Kosiniak-Kamysz nie zamierza się wycofać. Zostaje więc to wszystko tylko na poziomie retorycznym. Demobilizują swój własny elektorat licząc na to, że będzie niska frekwencja i na kanwie tego będą mogli ogłosić, że wybory są nieważne. Ale jeśli wszystko pójdzie jakimś logicznym sensownym rytmem zdarzeń, to po prostu Polacy, Niemcy, świat będzie się przyzwyczajał do względnie normalnego funkcjonowania w dobie pandemii, przy wszystkich środkach ostrożności.
Not. kb
*
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496083-prof-ryba-o-wyborach-opozycja-liczy-juz-tylko-na-zagranice