Liczy się potencjał, tradycja i ciągłość, choćby u samej kandydatki PO nigdy nie miały się objawić żadne specjalne umiejętności czy cnoty.
Kłótnie w platformerskiej rodzinie o Małgorzatę Kidawę-Błońską między Różą Thun, Katarzyną Lubnauer, Tomaszem Lisem czy Leszkiem Jażdżewskim to tylko folklor. Ale pokazują one właściwą i pożądaną hierarchię w tym świecie. I w tej hierarchii najniżej kłócący się umieszczają szefa „Liberte” Leszka Jażdżewskiego, znanego głównie z tego, że 3 maja 2019 r. na Uniwersytecie Warszawskim obcesowo i demagogicznie przemawiał przed samym Donaldem Tuskiem. Gdy zatem Jażdżewski zaczął się nabijać z wywiadu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w „Gazecie Wyborczej”, zaraz sprowadzono go na właściwe miejsce, czyli do czworaków. Bo co taki Jażdżewski może przy grafini Thun und Hohenstein czy prawnuczce prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i premiera Władysława Grabskiego?
Jażdżewski został słusznie zapędzony do czworaków, bo napisał, iż „niektórym w PO wciąż wydaje się, że ‘właściwe’ pochodzenie daje jakąś specjalną legitymację do władzy”. Oczywiście, że daje, szczególnie gdy sięga czasów bitwy pod Grunwaldem. Dlatego grafini Thun und Hohenstein zaraz zadała Jażdżewskiemu miażdżące pytanie o jego przodków. Leszek Jażdżewski jest w mylnym błędzie, gdy sądzi, iż własny dorobek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest żaden, dlatego musi się wspierać słynnymi przodkami, bo to jeszcze np. pisarz Władysław Jan Grabski (dziadek), malarka Zofia z domu Wojciechowska (babcia) czy profesor nauk technicznych Maciej Władysław Grabski (ojciec).
Tacy jak Jażdżewski nie rozumieją, że Małgorzata Kidawa-Błońska (podobnie zresztą jak grafini Thun und Hohenstein) może nie potrafić skonstruować poprawnie żadnego zdania złożonego, może być kompletnie na bakier z logiką i semantyką, może dukać i fukać, a mimo to zawsze pozostanie wielka. Wielkość(podobnie jak grafini Thun und Hohenstein) jest jej przeznaczeniem. To wręcz pomazanie wielkością. To swego rodzaju imprimatur. Tym bardziej że Małgorzata Kidawa-Błońska może specjalnie robić różne dziwne rzeczy, żeby tacy jak Jażdżewski się pogrążali, a kiedyś nagle wystrzeli z taką petardą, a nawet rakietą, że przyćmi swoich słynnych przodków.
Nie warto sobie kpić z tego, że „nasi krewni [w sensie – przodkowie Grabskich i Wojciechowskich] walczyli po jednej i po drugiej stronie bitwy pod Grunwaldem. Tata [Maciej Władysław Grabski] to odkrył”. Po jednej było rycerstwo europejskie, po drugiej, polskie, litewskie i ruskie (z różnymi dodatkami), a zatem już na początku XV wieku przodkowie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej należeli do elity i mieli wpływ na dzieje Europy. To specjalne miejsce ich potomkini (prezydentura Polski) jest absolutnym minimum tego, co jej się należy. To powinien rozumieć każdy.
Ludzie dobrze urodzeni to nie tylko dziedzictwo, ale też klasa, poziom i ciągłość. Dlatego tak ważny jest „stolik prababci Marii, który stał u niej w Kupryszkach pod Wilnem”. Ważna jest nawet „naklejka, którą dziadek Władysław Jan przywiózł z Austrii, jak zdobywał szczyt Großglockner”. Małgorzata Kidawa-Błońska pojechała tam, „po kilkudziesięciu latach” i „sprzedają takie same” To jest właśnie ta ciągłość. Podobnie jak w„kawałku szyby z hotelu Astoria w Petersburgu, która wypadła, gdy zaczęła się rewolucja październikowa”. Szkiełko wziął dziadek Władysław Jan, ale to nas naprowadza na pradziadka „Władysława Grabskiego, jego tatę”, który „był w tym czasie posłem w Dumie, walczył o polskie sprawy”. No, może niezupełnie „w tym czasie”, bo posłem do Dumy przestał być w 1912 r. ale to naprawdę drobiazg. Liczą się tradycja i ciągłość.
Jest oczywiste, że jeśli „pradziadek [Stanisław Wojciechowski] był człowiekiem zasad, dla niego słowo, honor i konstytucja były święte”, to tak samo ma Małgorzata Kidawa-Błońska. I gdyby mogła, tak jak jej pradziadek, na Moście Poniatowskiego rozmawiać z jakimś współczesnym Piłsudskim, też by się „nie zgodziła na odwołanie rządu”, choćby przez„długie lata przyjaźnili się”. A to wszystko „ze względu na honor i konstytucję”, nawet w wersji OTUA. Gdy „pradziadek [Wojciechowski] dostał od Niemców propozycję – bo przecież politycy znali się sprzed wojny – że jeśli podważy legalność rządu polskiego na uchodźstwie, to oni oddadzą mu syna, pradziadek odmówił”. I „do końca życia z tego powodu cierpiał, ale wiedział, że nie mógł się na to zgodzić”. To zupełnie tak samo jak u Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która absolutnie się nie godzi na „podważanie legalności rządu polskiego” przez jej kolegów skarżypytów z PO w Brukseli. To po prostu kwestia fundamentalnych zasad.
Tacy jak Leszek Jażdżewski w życiu nie zrozumieją, że elita reprodukuje wszystko, co najlepsze, w tym talenty, jak w wypadku pradziadka Władysława Grabskiego, który „świetnie grał na fortepianie”. I mimo pochodzenia pokochał„prababcię Kasię”, chociaż „była córką kaletnika z Piątku i jedna z pań zatrudniła ją jako lektorkę, do czytania książek”. Ale„pradziadek uparł się, że z nią będzie, i wystąpił przeciwko matce, która w proteście opuściła dwór w Borowie. Był wielki skandal. A on zrobił to, co powinien, czyli związał się z kobietą, którą kochał”. Podobnie Małgorzata Grabska postąpiła poznawszy Jana Kidawę-Błońskiego. Zasady i miłość - to się liczy.
Chociaż pradziadek Władysław Grabski „przez krótki czas był związany z endecją, z Dmowskim”, to potem, „kiedy krytykowano go za reformy, rzucił politykę i zajął się nauką, ekonomią i socjologią”. Ale w domu „mówiono, że to, co zrobił, było dobre, odpowiedzialne, że dzięki niemu mamy złotego polskiego”. I pradziadek Wojciechowski „po zamachu majowym też się wycofał z polityki”. Ale Małgorzata Kidawa-Błońska się nie wycofa z kandydowania na prezydenta – w imię tych samych zasad, którymi kierowali się obaj pradziadkowie.
Gdy się odpowiednie pochodzenie i klasę, to nawet takie rzeczy jak patrzenie przed siebie szlachetnieją. I nie ma siermiężnej rzeczywistości z „Rejsu” Marka Piwowskiego, tylko zaduma i oczekiwanie na coś wielkiego. Jak w wypadku prababci Marii Wojciechowskiej, która nawet, „kiedy siedzi na tarasie i patrzy, co się dzieje na drodze”, i choć „tam rzadko coś się działo”, to„ona liczyła, że coś się wydarzy”. I tak samo ma Małgorzata Kidawa-Błońska. Ona siedzi i patrzy, bo coś się wydarzy. A nie, że słabo się stara. Babcia „jako osoba praktyczna kupiła maszynę do szycia: bo szkoda czasu na dzierganie, ma co innego do roboty”. Wypisz, wymaluj metoda działania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Zobowiązaniem dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest to, że jej babcia Zofia (z domu Wojciechowska)„była emancypantką, jedną z pierwszych kobiet w Polsce, która jeździła samochodem, mieli chevroleta”. A „opony zmieniała podobno lepiej niż dziadek”. Ponieważ dziadek (Władysław Jan) był poetą i pisarzem, „więc pradziadek, człowiek zapobiegliwy, wyposażając syna na nową drogę życia, kupił mu ziemię we wsi Gołąbki, czyli w dzisiejszym Ursusie, i w 1926 r. zbudował im ten dom, w którym mieszkam. Dziadka wysłał do Holandii na praktyki hodowania warzyw i kwiatów, a on potem stworzył nowoczesne gospodarstwo”. Widzicie Jażdżewski? Ludzie pracy, a nie żadna elita. Dlatego nie ma się co natrząsać. Liczy się potencjał, tradycja i ciągłość, choćby u samej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nigdy nie miały się objawić żadne specjalne umiejętności czy cnoty. Rację ma więc grafini Thun und Hohenstein, a nie wy, Jażdżewski.
— CZYTAJ RÓWNIEŻ:
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495608-kidawa-blonska-moze-dukac-i-fukac-a-pozostanie-wielka