Postrzegam jego wczorajszą decyzję w kategoriach prób ratowania własnej kariery, ponieważ pozostanie po tym wszystkim, co się stało, w tym miejscu, gdzie był, oznaczałoby jego niechybną marginalizację i w zasadzie czekanie na spadnięcie w polityczny niebyt. Mówiąc w skrócie, polityk ten, którego oczywiście dzień wczorajszy był gigantyczną porażką, zostawił sobie tym niemniej pewne możliwości politycznego manewru
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl o decyzji Jarosława Gowina podania się do dymisji politolog, prof. Rafał Chwedoruk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: W Pana ocenie, jak ułożą się po dymisji Jarosława Gowina relacje między koalicjantami w Zjednoczonej Prawicy?
Prof. Rafał Chwedoruk: Nie ulega dla mnie wątpliwości, że to co najlepsze, już za Zjednoczoną Prawicą, ponieważ moment, w którym ów spór się ujawnił, był momentem szczególnym i bezprecedensowym. Był momentem być może szczytowego rozwoju pandemii w sytuacji niewielkiej przewagi w Sejmie i braku przewagi w Senacie, w cieniu skomplikowanej sytuacji z wyborami prezydenckimi i wielu wyzwań w funkcjonowaniu państwa związanych z kryzysem gospodarczym, jego perspektywą itd.
Jeśli taka sytuacja pojawiła się w takim momencie, to znaczy, że może się powtórzyć zawsze i wszędzie. A jeśli może się powtórzyć zawsze i wszędzie, to rodzi pytanie o sens dotychczasowego kształtu koalicji. Kształtu – dodajmy, coś co w polskiej polityce jest częste, bo podobnie funkcjonują obecnie Koalicja Obywatelska i Koalicja Polska i Lewica – to znaczy sytuacji, w której mniejsze ugrupowanie niezdolne do samodzielnego życia i przekraczania progu 5 proc., korzystając z potęgi większego partnera wchodzi do parlamentu i wykorzystuje swoją pozycję ponad realne poparcie społeczne, stawiając pod ścianą większego partnera.
W bardzo wielu państwach Europy, tam gdzie funkcjonują w miarę stabilne partie koalicje wyborcze dotyczą z reguły mniejszych ugrupowań. Natomiast główne partie z reguły są po prostu partiami politycznymi w klasycznym rozumieniu tego słowa. I cała ta sytuacja niejako będzie wymuszała na kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości uwzględnienie tej perspektywy i zmierzanie w stronę tego, by efektem dyskusji wewnętrznej było zgodne głosowanie, a nie kryzys koalicyjny i debatowanie poprzez media. Myślę zatem, że w obecnej sytuacji pewnymi zwycięzcami wewnątrz Zjednoczonej Prawicy będą politycy Solidarnej Polski, którzy zachowali lojalność wobec tej partii, mimo że wcześniej, przed koronawirusem, to oni zdawali się być tą częścią Zjednoczonej Prawicy, która będzie w większym stopniu eksponowała samodzielność. Natomiast myślę, że po ostatnim głosowaniu siła Porozumienia ze względu na wewnętrzne nieporozumienia będzie dużo mniejsza. Jeśli się nic nie zmieni, to różni politycy z tego środowiska wcześniej czy później zaczną się orientować na indywidualne drogi dalszego trwania w polityce.
Powiedział Pan, że zaczną się orientować na indywidualne drogi dalszego trwania w polityce… Tak naprawdę bez solidnego poparcia i zaplecza partyjnego nie mają szans, więc siłą rzeczy będą skazani na oscylowanie w kierunku partii obecnie opozycyjnych.
Dokładnie to miałem na myśli. Część z nich zapewne zda sobie sprawę, że Zjednoczona Prawica z PiS-em w roli głównej w dalszym ciągu będzie główną siłą wśród konserwatywnej prawicy. Siłą trwałą, gwarantującą czy to rządzenie, czy bycie potężnym podmiotem opozycyjnym i należy się zorientować na niego. Natomiast nie mam cienia wątpliwości, że będzie podejmowana próba tworzenia wokół PSL-u – być może z udziałem Platformy, czy części Platformy, ale z całą pewnością wokół PSL-u i związanego z nim obecnie ruchu Kukiza – formacji liberalno-konserwatywnej, kolejny raz. Wszystkie próby do tej pory zawiodły, ponieważ w Polsce elektorat, który byłby tradycjonalistyczny kulturowo i rynkowy ekonomicznie jest bardzo mały i nie daje szans na wejście do Sejmu, a taka próba znów będzie podejmowana i nie wątpię, że te osoby związane z Jarosławem Gowinem będą tam podmiotem.
Mówiąc w skrócie, w jakimś sensie Porozumienie wejdzie na drogę Nowoczesnej, której większość bardzo szybko musiała się zorientować na najbliższą programowo Platformę i w jej stronę dryfować. Niektórzy politycy szukali własnych dróg, a był nawet taki, który zawędrował w stronę rzeczonego środowiska Jarosława Gowina.
Dodajmy, że jeśli przyjrzymy się kandydatom w wyborach na przykład samorządowych popieranych przez Porozumienie, to znajdziemy tam naprawdę bardzo zaskakujące nazwiska i myślę, że wielu polityków i wyborców prawicy mocno by się zdziwiło, kogo tam można było czasami odnaleźć. Pokazuje to dobitnie, że było to środowisko o bardzo eklektycznym charakterze.
Myślę wreszcie, że ta sytuacja kolejny raz pokazuje, że wokół byłego już wicepremiera bardzo trudno byłoby PiS-owi zbudować to, o czym ta partia ewidentnie marzy, a co jest jej niezbędne długoterminowo, to znaczy znalezienie drogi pozyskania poparcia dużo większych niż do tej pory segmentów wielkomiejskich, bardziej liberalnie zorientowanych wyborców. I że ceną dalszego poszukiwania tą drogą poparcia tych wyborców mogłyby być coraz większe wątpliwości, które narastałyby wśród tradycyjnej bazy wyborczej PiS-u oraz wśród tych mniej zdeterminowanych, motywowanych głównie kwestiami socjalnymi wyborców, którzy doszlusowali do Zjednoczonej Prawicy. Jak sądzę za tym raczej w PiS-ie pojawi się tendencja do tego, żeby wokół polityków młodszej generacji szykować takich, którzy mogliby próbować podjąć rywalizację o wyborców z tych grup wiekowych i z tych segmentów elektoratu, jak pokolenie 30-, 40-latków z wielkich miast, którzy do tej pory byli najdalej ze wszystkich od prawicy.
A co dalej będzie z samym Jarosławem Gowinem?
Postrzegam jego wczorajszą decyzję w kategoriach prób ratowania własnej kariery, ponieważ pozostanie po tym wszystkim, co się stało, w tym miejscu, gdzie był, oznaczałoby jego niechybną marginalizację i w zasadzie czekanie na spadnięcie w polityczny niebyt.
Mówiąc w skrócie, polityk ten, którego oczywiście dzień wczorajszy był gigantyczną porażką, zostawił sobie tym niemniej pewne możliwości politycznego manewru. Po pierwsze może liczyć na to, że uda się znaleźć jakiś konsens pomiędzy częścią opozycji a PiS-em w sprawie rozstrzygnięcia problemów wyborczych na najbliższe miesiące, co dałoby mu być może jakąś legitymizację do powrotu do jakichś poważniejszych ról w obrębie Zjednoczonej Prawicy. Chociaż z perspektywy dnia dzisiejszego to nie wydaje się być najbardziej realnym scenariuszem.
Drugi scenariusz długofalowy to oczywiście sytuacja, w której w Zjednoczonej Prawicy nikt nie będzie oczekiwał na jego powrót. Warto zauważyć, że jego wynik w ostatnich wyborach sejmowych w okręgu, z którym wszak jest od lat związany, trudno byłoby nazwać bardzo wysokim wynikiem. Na pewno był to wynik nieadekwatny do jego pozycji politycznej w Zjednoczonej Prawicy, co może pokazywać, że wielu wyborców konserwatywnej prawicy, ceniących sobie ponad wszystko lojalność i trwałość politycznej postawy, niekoniecznie chętnie przyjmowałaby jego dalszą obecność w łonie Zjednoczonej Prawicy. Wówczas byłby niejako skazany na „powtórkę z historii”, mówiąc symbolicznie, i zostanie wiceprzewodniczącym Koalicji Polskiej wokół PSL-u.
I trzecia możliwość: w sytuacji, w której Porozumienie przestałoby się liczyć jako podmiot w kolejnych wyborach, próba startu do Senatu jako niezależny kandydat, chociaż oczywiście w polskich realiach „niezależny” oznacza popierany przez któryś z dwóch głównych bloków politycznych. Myślę, że to jest jedyny zysk, jaki może z dnia wczorajszego Jarosław Gowin zanotować, to znaczy taki, że w krótkim czasie może nie podzielić drogi Kazimierza Marcinkiewicza, natomiast powrót do wielkich ról politycznych w jego wypadku raczej musiałby być powrotem bardziej długoterminowym, a nie liczonym w miesiącach.
Czy w Pana ocenie opozycja może czuć się zawiedziona faktem, że nie doszło do rozpadu koalicji rządzącej, czy może wręcz przeciwnie? W sondażach wypada słabo i może być niezainteresowana w przeprowadzeniu przedterminowych wyborów…
Opozycja może być zadowolona, ponieważ kampania prezydencka nie wszystkim, ale większości kandydatów opozycyjnych niezbyt się udawała. Reakcje opinii publicznej na działania PiS-u pod względem koronawirusa w pierwszych tygodniach bardzo wyraźnie wskazywały na aprobatę postawy związanej z profilaktyką i stanowczymi działaniami. Przez ostatnie lata jednym z elementów składających się na siłę PiS-u była względna przewidywalność, stabilność koalicji rządzącej, co umożliwiało stopniowe przesuwanie się ku politycznemu centrum i pozyskanie także nowych wyborców w ostatnich kampaniach, a to wszystko wczoraj na chwilę stanęło pod znakiem zapytania.
To jest jeden z pierwszych zysków opozycji w ostatnich tygodniach, gdy w skomplikowanym momencie w obozie rządzącym w zasadzie sami uczestnicy tego obozu zaczynają ze sobą publicznie polemizować. Jest to dokładnie ostatni moment, w którym politycy jednej formacji politycznej powinni publicznie toczyć polemiki.
Nie ulega dla mnie oczywiście wątpliwości, że wśród opozycji istnieje wiele różnych pomysłów na to, jak wybrnąć z obecnej sytuacji, że są zarówno tacy, którzy byliby skłonni ryzykować przejęciem teraz władzy. Chodzi o większość środowisk opozycyjnych w jakimś tam momencie transformacji wewnętrznej po ostatnich wyborach. Ale jak sądzę, są też takie środowiska, które są zorientowane na wzrost własnej siły wewnątrz opozycji, osłabienie dotychczasowych jej hegemonów. Takim absolutnie nie byłoby do niczego potrzebne ryzykowanie w tej chwili przejmowaniem zupełnie z zaskoczenia steru rządów w momencie, w którym wiadomo, że przez najbliższe miesiące, a najpewniej i lata będziemy odczuwali różnego rodzaju skutki ekonomiczne tego, co się dzieje. Także możemy być pewni tego, że jak każdy kryzys światowego kapitalizmu i globalizacji za chwilę będziemy widzieli w przestrzeni międzynarodowej bardzo trudne sytuacje i wydarzenia z lokalnymi konfliktami zbrojnymi włącznie, bo tak było po wszystkich kryzysach od lat 80. począwszy. Sprawowanie władzy w takim momencie w kraju takim, jak Polska, nie będzie niczym łatwym. Myślę więc, że w kategoriach krótkoterminowych na pewno opozycja może być z tej sytuacji zadowolona, bo w zasadzie nie musiała się sama w żaden sposób do tego przyczyniać, niczym politycznie ryzykować. W zasadzie powiedziałbym, że dostała gotowy pakiet materiałów do krytykowania rządzących i to w sposób, który odbiegałby od radykalnej, zero-jedynkowej retoryki, która niekoniecznie przekonywała większość opinii publicznej w ostatnich miesiącach.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494819-nasz-wywiad-prof-chwedoruk-zwyciezcami-sa-politycy-sp