To z dzisiaj. Poseł Robert Kropiwnicki nazwał władzę dyktaturą, Marcin Kierwiński mówił o końcu demokracji, a większość pozostałych biorących udział w dyskusji sejmowej mówiła o „rządach i interesach jednej partii” kreśląc iście Orwellowski obraz ustroju Polski.
Chyba długo jeszcze nikt nie zdiagnozuje lepiej tej histerii niż prof. Andrzej Nowak, na łamach portalu wPolityce.pl, który co prawda nie nazwał wyznawców Gazety Wyborczej idiotami, ale nakreślił ich punkt widzenia, jakby jednak w w zakresie logicznego rozumowania i kontaktu z rzeczywistością wiele im brakowało do średniej krajowej:
Zapewne zwłoki palone są osobiście, w piwnicy kwatery na Nowogrodzkiej, przez „niedouczonego inteligenta z Żoliborza” (jak Jarosława Kaczyńskiego nazywa pewien profesor z tejże „Gazety”, zresztą autor książki pod wyjątkowo trafnym tytułem: Jak skutecznie błądzić). Oświeceni to „kupią”, naprawdę.
PRZECZYTAJ CAŁY TEKST PROFESORA NOWAKA:
Prof. Andrzej Nowak szczerze o TVN, Onecie i Gazecie Wyborczej. Mocny tekst!
Słuchając już piąty rok tego okrzyku rozpaczy z powodu odbieranej salonom III RP władzy ale i ambon do głoszenia swojej pedagogiki wstydu, pamiętamy doskonale, że nieprzerwanym zarzutem ze strony opozycji jest „łamanie demokracji”.
Ponoć łamano tę demokrację, gdy w grudniu 2015 roku wybrano pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, dyktatura miała się rozkręcać wraz z powołaniem Wojsk Obrony Terytorialnej (bo może służyć do przywracania porządku wewnątrz kraju), wraz z nowymi mianowaniami w tajnych służbach, wraz z nowymi ustawami o Sądzie Najwyższym, powołaniem Krajowej Rady Sądownictwa - nawet spotkanie przy herbatce Jarosława Kaczyńskiego z prezes TK Julią Przyłębską było dowodem na rządy równe wczesnemu stalinizmowi. Profesor Andrzej Zoll, jak w klasycznym filmie „Dzień Świstaka”, powstawał oto w kolejnych TVN-owskich programach i mówił o końcu demokracji, pełzającym autorytaryzmie, prof. Maciej Gdula zaś - dziś poseł Lewicy - temu „nowemu autorytaryzmowi” poświęcił osobną książkę (z „dyktatorem” Kaczyńskim na okładce).
Dyktatura miała być też przy zakazie nauczania w szkołach, że homoseksualizm jest fajny, przy odbieraniu przywilejów emerytalnym funkcjonariuszom PRL-owskiej bezpieki, reżimowa ma być też telewizja Polska, a zamknięcie dla dziennikarzy kilku korytarzy w gmachu Sejmu to już był zamach na wolność słowa.
I dziś zabrakło mocniejszych słów, żeby wstrząsnąć wyborcami opozycji. Bo wtedy bronili jakiegośtam profesora Rzeplińskiego, później jeszcze Małgorzaty Gersdorf, bronili swojej narracji do wyborów samorządowych albo walczyli o poklask brukselskich i berlińskich salonów.
Dziś jednak chcieliby powalczyć lepiej, mocniej, dziś nie walczą o jedną instytucję sądowniczą czy kilka kanałów telewizyjnych nie o ratusz w Warszawie czy Poznaniu, ale chcą prezydentury, chcą z Pałacu Prezydenckiego zrobić ośrodek rozsadzenia rządu - i potrzebują wielkich słów.
Jakich jednak słów używać, gdy wszystko się już powiedziało? Wokół sporu o KRS jeden z sędziów mówił nawet, że „jesteśmy między Białorusią a Koreą Północną”. Były porównania do stanu wojennego, do marca 1968, do wszelkiego zła. Były już zamieszki pod sejmem, rzucanie się pod auta parlamentarzystów, szczucie i lżenie na poszczególnych posłów (jak np. na prof. Krystynę Pawłowicz).
Będą teraz straszyć Polaków śmiercią. Gdzieś poza ulicą Wiejską, poza biurami poselskimi ukuto już slogany o „partii maszerującej po trupach do władzy”. Jak wspominał profesor Nowak, oświeceni to „kupią”, naprawdę, ale już większej i bardziej okrutnej dyktatury chyba już się nie da narysować.
Gdyby teraz prezes Prawa i Sprawiedliwości zechciał się nawet koronować, to opozycja nie wykrzesałaby z siebie już większej histerii. Już bardziej się bowiem nie da.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494696-krzyczeli-o-dyktaturze-cale-5-lat-co-wiec-teraz-zostalo