W mediach takich jak onet, wp.pl, TVN24 czy „Gazeta Wyborcza” - docierających do milionów odbiorców w Polsce - od początku rozwoju choroby pojawiają się dramatyczne porównania i apele: w Polsce jest najgorzej, gdzie indziej są wzory do naśladowania, dlaczego u nas nie jest jak na „Zachodzie”, w „Europie”, w „cywilizowanych” państwach? Każdy dziś wie, że Włochy, Hiszpania, Stany Zjednoczone, także Wielka Brytania – to przykłady krajów, którym można współczuć i trudno niestety stawiać je za wzór zapobiegliwości w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa. O nich nie będziemy więc tutaj mówić. Za wzór natomiast stawiano i nawet nadal stawia się Polsce takie kraje jak Szwecja, może też inne centrum nowoczesności i postępu – kraje Beneluksu, wreszcie – Niemcy. Sprawdzam. Jest niedziela 5 kwietnia, 19.30. Na stronie internetowej www.worldometers.infor.coronavirus są stale aktualizowane dane o rozwoju pandemii.
W Belgii: 20 tysięcy chorych, ponad 3750 zmarłych na koronawirus, co w przeliczeniu na milion mieszkańców daje odpowiednio: 1700 chorych i 125 zmarłych. W Holandii – 18 tysięcy chorych (1360 na milion mieszkańców) i 1800 zmarłych (103 na milion). W Luksemburgu – ponad 2800 chorych (aż 4500 na milion!, a więc w najbogatszym kraju świata już blisko pół procenta ludzi nie udało się ustrzec przed pandemią), zmarło 28 osób (to jest 60 na milion, bo Luksemburczyków jest około pół miliona). A jak jest w Szwecji? 7 tysięcy chorych, 400 zmarłych (odpowiednio: 700 i 40 na milion). W Niemczech, kraju o niewątpliwie wielkiej dyscyplinie społecznej i od dziesięcioleci wielokrotnie bogatszej od polskiej służbie zdrowia, zachorowało blisko 100 tysięcy ludzi (1200 na milion mieszkańców), zmarło ponad 1500 (18 na milion). W tym dniu, czyli kiedy piszę te słowa, po kilku już tygodniach rozwoju pandemii w naszym kraju i u naszych bliższych oraz dalszych sąsiadów z Unii Europejskiej, porównajmy: a jak jest w Polsce? Chorych jest 4100 osób (czyli 108 na milion), zmarło 94 (2,2 osoby na milion).
Te proporcje są, gdy idzie o liczbę zmarłych na koronawirusa, dwudziestokrotnie lepsze niż w Szwecji i dziewięciokrotnie lepsze niż w Niemczech. Tak jest teraz. Za tydzień-dwa – może być inaczej. Nikt tego nie może odpowiedzialnie przewidzieć. Zestawiam te dane nie po to, by stwierdzić, że Polska jest w jakimkolwiek sensie lepsza od krajów stawianych nam za wzór, że ma jakieś gwarancje bezpieczeństwa. Stwierdzam coś innego: skrajną nieuczciwością jest – przynajmniej w znanym nam teraz momencie rozwoju pandemii – mówienie, że Polska sobie radzi gorzej z tym strasznym problemem niż inne kraje. Jest dokładnie odwrotnie. I to właśnie przeraża, oburza ludzi, którzy nauczyli się, że Polska musi być najgorsza, a w każdym razie, że musi być stale stawiana do kąta, pouczana, leczona – przez terapeutów z „wyższej cywilizacji”.
Zobaczyłem niedawno program w telewizji TVN24, w którym jeden celebryta rozmawia z czworgiem innych i w roli autorytetów (a są to gwiazdy mediów, nie specjaliści w żadnej dziedzinie zbliżonej choćby do rzeczywistości „zwykłych ludzi”) oceniają sytuację w „tym kraju”. W straszliwej frustracji, jaka biła z ich wypowiedzi, przeważała nie „zwyczajna” nienawiść do PiS, do rządów „Kaczora”, ale coś głębszego: to właśnie poirytowanie, że na razie nie da się, w tym momencie próby, powiedzieć, że Polska radzi sobie jakoś wyraźnie gorzej niż „cywilizowane” kraje.
Polska powinna być gorsza z definicji, „tutejsze Polactwo” wymaga stale knuta, albo przynajmniej linijki w dłoni niemieckiego nauczyciela. W „tym kraju” z natury rzeczy musi być chaos, głupota, prymitywizm, nad którymi unosi się, jak duch nad wodami, cienka warstwa swoiście rozumianej „inteligencji”, albo po prostu elity. Jej istotą jest funkcja oświeciciela tych tępych mas, które tutaj żyją, rola reprezentanta wyższej, zachodniej cywilizacji w tym słowiańskim, zapyziałym „grajdołku”.
Wiadomo, to już Rudolf Virchow, oświecony niemiecki epidemiolog, stwierdził 170 lat temu w czasie wizyty studyjnej na Górnym Śląsku, że tutejsze polskojęzyczne robactwo jest wyjątkowym siedliskiem zarazy, a to z prostego powodu: zasiedziałego w tym zacofanym kącie Królestwa Prus przesądu: katolickiej wiary. Zaraza zatem (wtedy, w 1848-1849 roku to była cholera i ospa) powinna właśnie tutaj, wśród Polaków-katolików, rozwijać się najmocniej. Kulturkampf miał potem naprawić tę sytuację. Ale do końca się Bismarckowi nie udało, ani też potem „wyzwolicielom”, niosącym kaganek oświaty i postępu z Moskwy nad Wisłę. Dlatego dzisiaj, kontynuujące ich dzieło oświecone elity są tak zatroskane i sfrustrowane. Sięgają, w swej chwilowej bezsilności, do najbardziej prymitywnych teorii spiskowych. W „Gazecie Wyborczej” pojawił się dramatyczny tekst o „ciemnej liczbie” – mają ją tworzyć ukrywane przez „reżim” masowe zgony na koronawirusa. Zapewne zwłoki palone są osobiście, w piwnicy kwatery na Nowogrodzkiej, przez „niedouczonego inteligenta z Żoliborza” (jak Jarosława Kaczyńskiego nazywa pewien profesor z tejże „Gazety”, zresztą autor książki pod wyjątkowo trafnym tytułem: Jak skutecznie błądzić). Oświeceni to „kupią”, naprawdę. Skoro wierzą w tezę ogłoszoną trzy miesiące wcześniej w tejże „Gazecie”, że Putin jest kukiełką w rękach „Kaczora”, to i koronawirus może być nową tajną bronią w rękach „populistów”, nowym tępym narzędziem katolików, którzy już z mlekiem matki-Polki wyssali ochotę, by palić kolejne stodoły, wypełnione „innymi”.
Piszę o tym, prawdziwie wstrząśnięty sposobem reakcji największych mediów w Polsce – a to są media sprzyjające totalnej opozycji – na tragiczne wyzwanie, jakie nowa choroba przynosi naszej wspólnocie, już nie tylko polskiej, ale ludzkiej po prostu. Starają się, jak mogą, pokazać „ten kraj” w jak najgorszym świetle, wybraną w nim demokratycznie władzę porównując do wirusa – na korzyść tego ostatniego.
Ewangelia czytana podczas Niedzieli Palmowej, przypominająca Mękę Pańską, przywołuje obraz tych, którzy podburzają tłum, by skłonić go do agresji. To powinna być dla nas wszystkich przestroga.
Nie wiem, czy kiedy pandemia się skończy, będziemy mogli nadal mówić o względnym powodzeniu przyjętej w Polsce, przez rząd PiS, strategii zmniejszania jej zasięgu. Minister Szumowski przestrzega, jak najsłuszniej, przed pochopnymi, optymistycznymi wnioskami. I to przynajmniej można by pochwalić. Ale na pewno nie pomożemy w walce z tą pandemią, ani z jej gospodarczymi skutkami, jeżeli będziemy ulegać tej wizji, która ma nas przekonać, że u nas musi być najgorzej i wzbudzać maksymalną nieufność, a nawet agresję wobec sprawujących w tym trudnym momencie władzę. To powinien być czas wzajemnej pomocy, nie politycznej wrogości. Przynajmniej ten czas.
Koronawirus przyszedł do nas z Chin, to chyba wiemy. Przypomnijmy więc mądrość najmędrszego z Chińczyków: zamiast przeklinać ciemność, spróbuj zapalić świeczkę. Nie po to, żeby „oświecać” innych – ale żeby zobaczyć obok siebie potrzebujących - i pomóc im.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494553-swieczka-i-ciemna-liczba