Jestem obywatelką Polski i kiedy patrzę, jak polski rząd „radzi” sobie z epidemią, łzy wściekłości cisną mi się do oczu
-to początek listu do redakcji pani Haliny, który publikuje Wyborcza.pl
Mnie zaś cisną się do oczu łzy, gdy patrzę na obrazki z Włoch czy Hiszpanii, a także gdy patrzę na dane dotyczące liczby zachorowań z Wielkiej Brytanii i Francji. Restrykcje (bardzo trudne dla wszystkich – co do tego nie ma wątpliwości), które wprowadził Polski rząd, po to by nie powtórzył się u nas włoski scenariusz to na ten moment jedyna szansa, by tego scenariusza uniknąć. Szkoły zamknięto zaraz na początku epidemii, gdy w Polsce było raptem kilka przypadków. Nie wiemy czy skuteczniejsza jest szwedzka metoda, polegająca na izolowaniu wyłącznie ludzi starszych, bo chorują i umierają także młodzi i dzieci. Na pewno nie może być zgody na metodę belgijską, by nie ratować osób starszych, bo taki brak szacunku do życia po prostu nie mieści mi się w głowie.
Łzy wściekłości napływały mi także do oczu, gdy, pomimo stanu epidemicznego, a potem stanu epidemii, widziałam obrazki tłumów ludzi w sklepach, na skwerach, w lasach, na bulwarach i nie mogłam zrozumieć dlaczego Polacy tak bardzo nie chcą się uczyć na dramatycznym przykładzie Południa Europy.
Jako fanka języka francuskiego czytam francuską prasę i myślę, że Francuzi, choć zawsze z wszystkiego niezadowoleni, mają dużo szczęścia. Mają niesłychanie zmobilizowany rząd, premiera i ministra zdrowia, którzy w dobie epidemii wykonują razem ciężką robotę i bardzo dokładnie informują społeczeństwo o podejmowanych działaniach. We Francji codziennie można wysłuchać konferencji prasowej, podczas której osoba oddelegowana z rządu prezentuje najnowsze dane dotyczące epidemii: liczba zakażonych, liczba zgonów, liczba przygotowanych łóżek respiratorowych, wysokość zamówień rządowych na maseczki i testy. Gdybym była obywatelką Francji, to widząc te plany, miałabym poczucie, że ktoś panuje - w miarę ludzkich możliwości - nad epidemią, a przynajmniej wybiega na trzy-cztery kroki do przodu i daje społeczeństwu szerszą perspektywę. Ale jestem obywatelką Polski i kiedy na to patrzę, łzy wściekłości cisną mi się do oczu. Bo czy my w Polsce wiemy coś o strategii walki rządu z epidemią? Czy taka strategia istnieje? Jeśli tak, to co zakłada?
-pisze dalej pani Halina.
Trzeba naprawdę złej woli, by nie widzieć i nie słuchać konferencji prof. Łukasza Szumowskiego, który z epidemią walczy metodycznie, jak lekarz i wytrwale. Niemal każdego dnia, szczerze przedstawia sytuację, informuje o potencjalnych scenariuszach. Polski rząd zdecydował się na strategię narodowej kwarantanny, bo z braku leków i szczepionki, to jedyna, znana możliwość, by wyhamować rozprzestrzenianie się wirusa (dowodzi tego przykład Japonii czy Tajwanu). Wszystko po to, by maksymalnie szybko wypłaszczyć krzywą zachorowań. W planie optymalnym – już po świętach Wielkiej Nocy, gdzieś w połowie kwietnia, jeśli to nie się nie powiedzie może w maju. Dziś nie wiemy czy plan się uda, ale wiemy, że wiele zależy od nas, od naszej dyscypliny i umiejętności oparcia się pokusie grupowych spacerów, zakupów, wylewania się na plaże (dziś na szczęście i z konieczności zamknięte), itd. Jaka jest strategia polskiego rządu? Wielokrotnie mówił o niej prof. Szumowski, m.in. w wywiadzie, którego udzielił mi na początku epidemii, a który ukazał się w tygodniku „Sieci”. Ta strategia, to ratowanie ludzkiego życia, zminimalizowanie liczby zakażonych, a co za tym idzie liczby zgonów.
Robimy wszystko, żeby wyhamować rozprzestrzenianie wirusa. Temu służą wszystkie nasze dotychczasowe działania. (…) We Francji restrykcje wprowadzono dopiero po wyborach samorządowych. Myślę, że niechęć do wprowadzania restrykcji była wynikiem obaw polityków związanych z ceną radykalnych działań, jakie my podjęliśmy. Długo rozmawialiśmy z premierem, prezydentem, kolegami z rządu i wspólnie doszliśmy do wniosku, że wyżej cenimy życie i zdrowie ludzkie niż wyniki gospodarcze. Poniesiemy koszty gospodarcze, ale ratujemy ludzi
-mówił mi minister Szumowski.
Że brakuje sprzętu: fartuchów, maseczek, gogli? Wszystkim brakuje. Nikt nie gromadził sprzętu, bo nikt nie spodziewał się pandemii, dlatego ten sprzęt jest sprowadzany z każdego możliwego zakątka świata, uruchamiane są taśmy w Polsce, o czym informował, choćby wczoraj minister Dworczyk.
30 mln maseczek medycznych, 28 mln masek z filtrami Hepa, 17,5 mln kompletów rękawic jednorazowych, ponad 1,5 mln kombinezonów ochronnych, blisko 2 mln gogli - to tylko zakupy, kontraktacje z ostatnich 10 dni
-poinformował w sobotę szef KPRM Michał Dworczyk.
Czytaj także:
Tymczasem unijni urzędnicy mają Polsce za złe, że kieruje sprzęt do polskich lekarzy.
Polska powinna eksportować wyprodukowane środki ochronne i medyczne do krajów Unii, a zamiast tego zatrzymuje je dla swoich chorych i lekarzy
-alarmuje komisarz Thierry Breton i grozi Polsce pozwem do TSUE.
Unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego skrytykował Polskę za restrykcyjne przepisy, dotyczące środków ochrony osobistej i medycznej dla medyków. Zdaniem komisarza środki medyczne i ochronne powinny być kierowane tam, gdzie są najbardziej potrzebne. A Polska jest jednym z krajów, w którym obowiązują restrykcje dotyczące produktów medycznych. Nasz kraj jako jedyny nie zgadza się na ich poluzowanie.
Nad tym nie chce się pani płakać, pani Halino? Łzy wściekłości cisną mi się za to do oczu, pani Halino i Gazeto, gdy widzę, jak opozycja na każdym kroku próbuję podstawiać rządowi nogę. Od pierwszego momentu, od chwili, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska siała zamęt, zarzucając władzom ukrywanie informacji o chorych. Czy konsensus, który powstał w parlamencie, gdy uchwalano pierwsze przepisy w związku z epidemią nie mógłby trwać dłużej? Czy częściej nie mógłby się pojawiać scenariusz, w którym rząd klaszcze opozycji, a opozycja rządowi? Polacy potrzebują zgody tu i teraz, natychmiast, już! Dla dobra nas wszystkich, dla dobra Polaków. Tymczasem opozycje torpeduje wszystkie plany i pomysły. Czy to związane z epidemią, tarczą antykryzysową czy organizacją wyborów, nie dając nic w zamian. Bo przecież nie można poważnie traktować zarzutów, że polski rząd ukrywa ofiary.
Jestem przekonana, że gdyby polski rząd nie wprowadził drastycznych restrykcji, gdybyśmy w Polsce mieli takie statystyki, jak we Włoszech, Hiszpanii czy Francji pani Halina także płakałaby rzewnymi łzami, jej list wydrukowałaby Wyborcza.pl, ale wówczas mielibyśmy tysiące, dziesiątki tysięcy ofiar.
Więc Kochana Pani Halino i reszto Społeczeństwa, która siedzisz uwięziona w domach, mimo pięknego słońca, pomyślcie, że macie lodówki pełne jedzenia, wszystko można zamówić przez Internet, a z nieba nie sypią się bomby. Jeszcze chwilę tę narodową kwarantannę wytrzymamy. A potem ruszymy, odbudowywać gospodarkę, pełni energii, i co najważniejsze żywi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494493-a-mnie-cisna-sie-lzy-gdy-patrze-na-wlochy-i-hiszpanie