Przez lata prof. Andrzej Zoll nie powiedział o rządzie, w którym Jarosław Gowin uczestniczy, dobrego słowa. I ludzie to pamiętają.
Jarosław Gowin, wicepremier oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego, używa argumentu z oczywistości. 4 kwietnia 2020 r. na Twitterze napisał: „Jest dla mnie oczywiste: wybory nie mogą odbyć się 10 maja”. Argument z oczywistości w wydaniu ministra nauki może dziwić, bo cóż on znaczy. Dla jednego coś jest oczywiste, dla innego nie jest. Bywa tak nawet z punktu widzenia jednej teorii (w sensie teorii naukowej, czyli formułującej prawa), ale nie innej, i obie nie muszą być sfalsyfikowane. W poważnej nauce argument z oczywistości nie występuje. Nawet w matematyce, szczególnie po twierdzeniach Kurta Gödla o niezupełności oraz niedowodliwości niesprzeczności. Przekonanie o oczywistości zamyka dyskusję i jest w istocie ideologiczne, a nie merytoryczne. Ale nie o status metodologiczny oczywistości tu chodzi. Chodzi o wybory prezydenckie oraz argumenty Jarosława Gowina na rozwiązanie problemu z nimi poprzez zmiany w konstytucji.
Jarosław Gowin zaproponował zmiany w konstytucji, które przedłużałyby kadencję obecnego prezydenta do siedmiu lat, ale też uniemożliwiały ubieganie się o następną. Andrzej Duda rządziłby zatem do 6 sierpnia 2022 r. i na tym koniec. Z punktu widzenia „oczywistości” ważniejsze od samej propozycji jest jednak powołanie się na autorytet prof. Andrzeja Zolla, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, byłego rzecznika praw obywatelskich. Oczywistość niemożności zrealizowania wyborów 10 maja 2020 r. wiązałaby się z oczywistością zmian w konstytucji, a te z kolei nabierałyby prawomocności z powodu autorytetu prof. Andrzeja Zolla, który takie zmiany w konstytucji uznaje za oczywiście dopuszczalne. Mamy więc oczywistość oczywiście oczywistą.
Jarosław Gowin jest z wykształcenia filozofem, jest zatem możliwe, że „oczywistość” traktuje tak jak Edmund Husserl. W fenomenologii Husserla zasadą wszelkich zasad jest właśnie oczywistość. Wszelkie poznanie, a zatem wszelkie pojęcia, teorie czy prawa, bazuje na naoczności, a ona jest oczywistością. I to oczywistością niejako źródłową, decydującą o statusie wszelkich rzeczy. Ale z takiej naoczności – oczywistości nic specjalnego nie wynika. Można nawet powiedzieć, że to stwierdzenie ontologicznie trywialne Ale mniejsza o to. Dla Jarosława Gowina musiało być oczywiste, że jeśli powoła się na prof. Andrzeja Zolla, opozycja, dla której jest on Najwyższym Guru, uzna oczywistość prezesa Porozumienia za swoją oczywistość. Poprzez oczywistość prof. Zolla.
Opozycja, niezależnie od tego, czy jej przedstawiciele mają jakiekolwiek pojęcie o tym, kim był Edmund Husserl i co głosił, oczywiście, excusez le mot, „olała” oczekiwanie Jarosława Gowina, by uznać oczywistość jego propozycji na podstawie argumentu z autorytetu prof. Andrzeja Zolla. Z jednego prostego powodu. Przez lata prof. Andrzej Zoll nie powiedział o rządzie, w którym Jarosław Gowin uczestniczy dobrego słowa, szczególnie w kontekście stosowania konstytucji, a tym bardziej zmian w niej. Wręcz przeciwnie, powiedział wszystkie złe słowa i opinie, jakie można sobie wyobrazić u krakusa („między nami krakusami”, bo Jarosław Gowin to także krakus). I opozycja się tego trzyma. A zwolennicy PiS to pamiętają.
Nic nie dało to, że prof. Andrzej Zoll potwierdził swoją aprobatę (z drobnymi zastrzeżeniami) dla konstytucyjnej zmiany zaproponowanej przez Jarosława Gowina. W wywiadzie dla wp.pl (konkretnie dla Marcina Makowskiego) prof. Zoll mówił: „Sama idea rozszerzenia kadencji głowy państwa nie jest pozbawiona sensu”, choć „dodatkowe dwa lata prezydentury to za długo”. Jeśliby kadencja była „rozszerzona w granicach roku” autorytet z Krakowa wręcz nie widziałby „dzisiaj innego rozwiązania”. Przecież „wprowadzenie stanu klęski żywiołowej (…) nie rozwiązuje problemu wyborów”. Prof. Zoll wątpi, by „doszło do takiego rozstrzygnięcia sprawy trwania pandemii, żeby można było przy końcu wymienionego okresu wyznaczyć termin nowych wyborów”. A to „oczywiście prowadzi do pozakonstytucyjnego wydłużenia kadencji obecnego prezydenta”. Dlatego „konieczna [wydaje] się zmiana konstytucji”. I jeżeli „zachowalibyśmy wszystkie procedury przy zmianie konstytucji - czyli to, co premier Gowin powiedział, że przyjęcia jego wniosku nie można byłoby odłożyć na później niż do poniedziałku - bo potrzeba miesiąc na jego rozpatrzenie w Sejmie, a jeszcze Senat ma coś do powiedzenia. Zatem, żeby się zmieścić w terminach na drugi tydzień maja, trzeba by było zacząć natychmiast”.
Opozycja nic sobie nie zrobiła z porozumienia „między nami krakusami”, bo w polityce takie argumenty są nie tylko uznawane za naiwne, ale wręcz za rozpaczliwe. Czyli można je kompletnie, excusez le mot, „olać”, a nawet można się z nich natrząsać. Dla zwolenników PiS (zjednoczonej prawicy) odwołanie się do argumentu z autorytetu prof. Zolla zostało potraktowane jako potwarz. Nie jako czarny humor, lecz potwarz, a wręcz policzek. I dla Jarosława Gowina powinno to być oczywiste. Kilka cytatów. W lutym 2020 r. (w Interii) prof. Zoll tak mówił o rządach formacji Gowina: „Tak, to jest dyktatura”. Dlatego „na pewno [trzeba rozliczyć] prezesa Prawa i Sprawiedliwości. W grę wchodzi też prezydent, minister sprawiedliwości, minister spraw wewnętrznych”. W lutym 2017 r. w TVN 24 prof. Andrzej Zoll mówił: „Przeżyliśmy rządy PZPR, a teraz mamy rządy PiS z pierwszym sekretarzem na czele”.
W wywiadzie rzece „Od dyktatury do demokracji i z powrotem. Autobiograficzna rozmowa o współczesnej Polsce” Andrzej Zoll mówił Markowi Bartosiakowi, że rządy zjednoczonej prawicy, a wiec także Jarosława Gowina „to dyktatura zmierzająca do totalitaryzmu”. W lutym 2018 r. w Onecie prof. Zoll stwierdził: „Rządy PiS odbieram jako szokujące, bo zaskoczenie to za małe słowo - zwłaszcza chodzi mi o pierwszy okres po wyborach. (…) Mamy do czynienia z bezwzględnym przejęciem władzy, a ludzie, którzy to zrobili, otwarcie dają do zrozumienia, że nie liczą się z nikim i z niczym”. W efekcie „to, w jaki sposób PiS obchodzi się z polskim ustrojem, uważam za katastrofalne”. I gdy teraz prof. Andrzej Zoll ma być żyrantem konstytucyjnych zmian proponowanych przez Jarosława Gowina, taki gwarant u jednych (opozycji) budzi „bekę” i politowanie, u innych (zwolennicy PiS) skrajne wkurzenie. Tak się nie uprawia skutecznej polityki, nawet gdy się to uważa za oczywiste. Tak się można tylko narazić na śmieszność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494405-powolanie-sie-gowina-na-zolla-opozycja-zignorowala