Ot, taka prawda: wielu Polaków dało sobie wmówić, że narazi swoje zdrowie i życie wchodząc 10 maja na 300 sekund do komisji wyborczej. Można w to łatwo uwierzyć, zwłaszcza, że nad tym przekonaniem pracuje machina propagandowa, uszlachetniająca postulat przełożenia wyborów troską o obywateli.
To zresztą sprawdzona metoda manipulacji, polegająca na maskowaniu swoich intencji pretekstem o dwóch obliczach: szlachetność z jednej strony i strach z drugiej. Nic bardziej szczytnego niż opiekuńcza dusza Borysa Budki, Włodzimierza Czarzastego czy Pawła Wrońskiego i nic bardziej groźnego od wejścia do komisji wyborczej na kilka minut. Postraszyć z jednej strony (już nie dyktaturą a śmiercią), zalać odbiorców krokodylimi łzami troski z drugiej - nic bardziej prostego, zwłaszcza że ta sztuka rozwinęła się już dawno i nie trzeba wzbijać się na jej wyżyny, by zyskała poklask publiczności.
A przecież każdego dnia klienci sklepów narażają się wielokroć bardziej niż wyborcy - dotykają nie jednej karty wyborczej ale kilkunastu produktów, koszyka, wózka, przebywają w sklepowy, pomieszczeniu minut kilka, ale raczej kilkanaście, a może i więcej. I robią to codziennie. Pracownicy sklepów ponoszą większe ryzyko niż potencjalni członkowie komisji wyborczej - dotykają setek i tysięcy produktów każdego dnia, przyjmują banknoty, muszą rozmawiać między sobą, ustalać ceny czy promocje, co rano odbierać i rozstawiać towar.
Zawsze gdy jakiś polityk krzyczy, że jego polityka ocali życie, powinno się słuchaczowi włączyć nie czerwona lampka, ale cały rząd czerwonych reflektorów. Bo wywoływanie poczucia zagrożenia życia i przebieranie się w szaty zbawcy to stara praktyka hochsztaplerów - zwłaszcza wtedy, gdy grunt im się pali pod nogami.
Fałszywe zagrożenie życia i fałszywi zbawcy
W wyjałowionych z wartości społeczeństwach ponowoczesnych tylko uderzenie w tony bezpośredniego niebezpieczeństwa okazuje się skuteczne - opozycja przecież najpierw stosowała argumenty o niesprawiedliwości takiej kampanii wyborczej, w której trzeba trzymać się ograniczeń zagrożenia epidemiologicznego. Gdy to nie pomogło powstał przekaz, że 10 maja Polacy pójdą do urn - ale cmentarnych.
Jakaż to stara i popularna sztuczka. Podobnież ekodziałacze spod znaku wegetarian mówią: „albo przestaniecie jeść mięso albo wszyscy zginiemy” (a przy okazji kupujcie eko-produkty wielkich koncernów), są jeszcze ekolodzy niemieccy, którzy apelują: „zarzućcie gospodarkę opartą na węglu, albo zatrujecie powietrze i wszyscy zginiemy” (a przy okazji zarobi energetyka niemiecka). W latach 80-tych działał w Europie ruch rozbrojeniowy, który głosił na tym samym powielaczu odbijaną narrację: „naciskajmy na rządy, by pozbyły się broni atomowej, bo wszyscy zginiemy” (a przy okazji Związek Sowiecki da radę nadgonić zaległości w wyniku zbrojeń i zająć Europę). Przy okazji tego ostatniego okazało się zresztą, że to agentura wpływu kontrolowała te „ruchy pokojowe” i „rozbrojeniowe” a ich liderzy nierzadko dostawali zapomogi w walizkach. Z Moskwy. Przykładem duński dziennikarz Jorgen Dragsdahl, który był przez Sowietów niezwykle ceniony, jako że argumenty za rozbrojeniem (jedynie Zachodu) przekazywał bardzo przekonująco i wiarygodnie, a ludzie wierzyli, że powoduje nim troska o ludzkość. Zatem potężne interesy polityczne zbudowały i tym razem sztampowy przekaz: „Przełóżmy wybory albo wszyscy zginiemy” (a przy okazji dajcie nam szansę na wymianę kandydatów) - ot, i cała tajemnica opozycji.
Ale rzecz jasna sceptyków rozumiem. Mroczna wizja partii dyktatorskiej Jarosława Kaczyńskiego niejednemu się przecież wyborcy śni i narracja w której geniusz zła nakazuje wybory kosztem życia ludzi, jest co prawda idiotyczna, ale lata straszenia i dezinformacji mogły zrobić swoje.
Ale jeśli teraz pojawia się perspektywa głosowania korespondencyjnego, to przekaz propagandowy trzeba zmodyfikować. Może że „Poczta Polska” nie działa, może że koperty są z papieru, a papier z płaczących przed wycinką drzew, a może coś innego. Tak czy siak, opozycja musi straszyć, bo przecież nie propozycjami na Polskę będzie wybory wygrywać.
Tymczasem czekamy, aż opozycja i związane z nią media będą apelowały teraz o zamknięcie sklepów, gdzie spotykają się codziennie setki i tysiące ludzi. Zależy im przecież na ich zdrowiu i życiu, prawda?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494314-straszenie-polakow-zagrozeniem-zycia-przy-wyborach-to-blaga