Dziś utrzymałby się nawet rząd mniejszościowy. Pytanie, jak byłby skuteczny w najtrudniejszym czasie dla Polski po 1989 r.
Mamy festiwal głupich i głupszych komentarzy na temat politycznej sytuacji w Polsce w kontekście wyborów prezydenckich. Do zwykłej głupawki polegającej na wymyślaniu kosmicznych scenariuszy na podstawie podpuch, sterowanych przecieków bądź na niczym doszły jeszcze bardziej kosmiczne, wynikające z izolacji komentatorów. Ta izolacja najwyraźniej upośledza zdolności intelektualne (oczywiście tylko tam, gdzie one w ogóle istniały). Do klasycznej głupawki dołącza się równie klasyczna (żeby nie powiedzieć genetyczna) niezdolność do „czytania” polityki, do jej analizowania.
Wszelkie pozory i bzdury są z przejęciem podchwytywane i eksploatowane. W sumie składa się to na obraz kompletnie zmanipulowany albo zmitologizowany, albo prosty jak konstrukcja kija od szczotki. Dla każdego jako tako rozgarniętego powinno być czytelne, że opozycja zgodziłaby się na każdy stan nadzwyczajny, a nawet stan wojenny, byle przełożyć wybory. I byłaby przeciwna wszystkim tym środkom (tak jak była do niedawna), gdyby tylko odpowiedni motyl w odpowiednim miejscu pomachał skrzydłami. W tym względzie opozycja jest równie prosta w obsłudze jak wspomniany kij od szczotki.
Przełożenie wyborów to nie tylko zaradzenie kompletnemu opozycyjnemu bezhołowiu, niemocy i frustracji, ale przede wszystkim zyskanie czasu. Na cokolwiek, bo opozycja i tak nie wie, co się wydarzy, ani co powinna zrobić. Jak tego nie wie, to stosuje metodę Scarlett O’Hary: „Pomyślę o tym jutro”. Domagając się przełożenia wyborów opozycja może też odgrywać tanią operetkę troski o zdrowie i życie Polaków. Operetkę, bo to instrumentalne, nawet jeśli poszczególni politycy szczerze się tym przejmują. Dziś dla opozycji najważniejszy jest czas i przekonanie, że jakieś rozwiązanie znajdzie się samo z siebie bądź ktoś coś wymyśli poza Polską, co jednak także nas obejmie.
Opowieści opozycji o tym, jak to PiS (zjednoczona prawica) kurczowo i za wszelką cenę trzyma się władzy to piramidalna bzdura, bo rządzenie w najgorszym po 1989 r. okresie dla państwa i społeczeństwa to najtrudniejsze zadanie z możliwych. Gdy więc politycy PO przebąkują o stworzeniu rządu np. z Jarosławem Gowinem (wcześniej razem z Porozumieniem wyciągniętym z obozu zjednoczonej prawicy), to opowiadają bajki. Ostatnie, czego by chciała obecnie opozycja, to rządzić. Przecież przy swoim wszechobecnym dziadostwie rządzenie w najtrudniejszym czasie opozycję by zmieliło na miazgę. Oni rękami i nogami będą się od rządzenia odpychać, a nie do tego dążyć.
Jest oczywiste, że poza zyskaniem czasu nadrzędnym celem opozycji jest skłócenie obozu władzy. Także przy pomocy głupkowatych miraży współrządzenia z Porozumieniem. W sensie politycznym wszystko, co robi opozycja, to osłabienie zjednoczonej prawicy wszelkimi metodami i liczenie na to, że walka z epidemią będzie tak trudna, a jej skutki tak dotkliwe, że choćby opozycja była jeszcze bardziej nieudolna niż obecnie, to i tak władza wpadnie jej w ręce. Realnie za żadne skarby nie zdecyduje się więc obecnie starać o władzę. Będzie czekać - jak sępy na swoją część padliny. Dlatego dziś utrzymałby się nawet rząd mniejszościowy. Pytanie, jak byłby skuteczny w czasie, gdy trzeba podejmować bezprecedensowe decyzje i nieść tak wielki ciężar odpowiedzialności w najtrudniejszym czasie po 1989 r.
Wszystko jedno, z kim i jak, opozycji chodzi tylko o to, żeby 10 maja 2020 r. nie było wyborów. A im bardziej karkołomne będą koncepcje, jak to zrobić, także w wydaniu części zjednoczonej prawicy, tym lepiej. W ogóle dla opozycji najlepiej byłoby, gdyby sama zjednoczona prawica to jakoś załatwiła, wikłając się przy tym we wszelkie możliwe konflikty oraz we wszelkie możliwe konsekwencje prawne i ustrojowe. Opozycja będzie tylko obserwować i młotkować. Czyli rządzący znaleźliby się w sytuacji kapitalistów, o których niejaki Lenin miał mówić, że sprzedadzą komunistom sznurek, na którym ci ich powieszą. Taka to jest gra. Wszystko inne to bzdury.
Na koniec warto przywołać balladę Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „o trzęsących się portkach”. Ona pochodzi z 1953 r., gdy poeta popełniał również tak wstydliwe „dzieła” jak „Umarł Stalin”. Ale załóżmy, iż nawet żyjąc pod presją trzeciego zawału (który faktycznie w grudniu tego troku go zabił) i potrzebując opieki ówczesnego państwa zachowywał jednak w sobie to, co sprawiło, że reprezentował wolne polskie państwo jako attaché kulturalny RP w Berlinie (1931-1933). W treści ballady nie ma prostych odniesień do komuny, a jest mowa o „domu melancho i bardzo cykoryjnym”, więc przyjmijmy, że morał jest uniwersalny:
Gdy wieje wiatr historii, / ludziom jak pięknym ptakom/ rosną skrzydła, natomiast/ trzęsą się portki pętakom.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494266-ostatnie-czego-chce-teraz-opozycja-to-rzadzic
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.