Od samego początku, co zresztą można bez problemu zauważyć w moich poprzednich tekstach, uważałem, że scenariusz z organizacją wyborów prezydenckich 10 maja jest skrajnie trudny do zrealizowania. Mówiąc wprost - po prostu niemożliwy i to nie tylko z powodów politycznych (te są wtórne i można wziąć je w nawias), ale technicznych, prawnych. Czasu było za mało nawet na to, by spokojnie - na wzór wspominanej Bawarii - zorganizować bezpieczniejsze powszechne głosowanie korespondencyjne. Można było opowiadać różne historie, tworzyć piętrowe konstrukcje prawne, liczyć na listonoszy, służby i żołnierzy WOT, ale powiedzmy sobie szczerze: to było nie do zrealizowania w choćby elementarnej formie, jeśli idzie o standardy. Taka operacja wymaga wzorcowej, profesjonalnej współpracy między MSWiA, samorządami, urzędnikami wielu instytucji - a przede wszystkim wymaga czasu i doprecyzowania przepisów.
Więcej czasu na przygotowania to większa szansa na profesjonalne i bardziej bezpieczne wybory
Czy pomysł na to, by wybory korespondencyjne odbyły się w sierpniu (względnie - pod koniec lipca) jest idealny? Nie, to wyjście niedoskonałe, ale - jak się wydaje - najlepsze z tych, jakie mamy na stole (po wcześniejszym wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej na pewien czas). W ciągu tych kilku miesięcy można (i tak w trybie awaryjnym, ale jednak szanującym elementarne procedury) przygotować odpowiednie furtki prawne i administracyjne, przekonać wyborców do tego, że ta formuła jest bezpieczna, a przy tym skuteczna i równie ważna co wybory przy urnach w komisjach wyborczych. W takim scenariuszu (o ile zostanie zrealizowany) zachowana zostałaby minimalna odpowiedzialność za stabilność i profesjonalizm państwa. Jeśli opozycja odrzuci (a odrzuci) pomysł na zmianę konstytucji, a Jarosława Gowina nie skuszą (a nie skuszą) propozycje pewnej części PO, to prawdopodobnie dojdzie właśnie do takiego rozwiązania.
Oczywiście znakiem zapytania jest sama data - szeroko pisał o tym już wcześniej Jacek Karnowski. Nie jesteśmy dziś w stanie dać głowy za to, że epidemia nie będzie w jakiejś drugiej fali, niemniej jednak przykłady innych państw (i krzywa w naszym kraju) raczej sugeruje, że w sierpniu, czy nam się to podoba czy nie, będziemy już na etapie częściowo wracającej gospodarki, firm i instytucji, które dziś są zamrożone. Także dlatego wybory korespondencyjne będą wówczas łatwiejsze i bezpieczniejsze do przeprowadzenia. A jeśli okaże się, że pandemia uderzy z nieznaną dotąd siłą, to stan klęski po prostu się przedłuży.
Kto na tym skorzysta? To pytanie ważne, ale wtórne
Znakiem zapytania obarczone są też analizy co do wpływu takiego terminu (i sposobu) głosowania na frekwencję wyborczą i szanse poszczególnych kandydatów. Wydaje się, że prezydentowi Andrzejowi Dudzie będzie ciężej walczyć w okresie, w którym prawdopodobnie poznamy pierwsze arcytrudne skutki kryzysu ekonomicznego, większa będzie zapewne frustracja społeczeństwa, większe bezrobocie, etc. Z drugiej strony to również scenariusz, w którym opozycja nie może wymienić kandydatów, a więc przesadnie nie zyskuje (no, może poza liderem PSL, który nieoczekiwanie będzie miał szansę wyprzedzić kandydatkę KO). Ale to polityczne aspekty - ważne, ale wtórne. Trzeba też będzie maksymalnie dobrze przygotować procedury prawne - tak, by ewentualne protesty wyborcze nie miały szansy wywrócenia stolika na poziomie Sądu Najwyższego stwierdzającego ważność wyborów. Cała operacja będzie gigantycznym sprawdzianem dla państwa, egzaminem dojrzałości na wielu poziomach.
Mały happy end
Nie jestem w stanie dziś rozstrzygnąć, czy spór między Porozumieniem a PiS był tak realny i zaogniony jak przedstawiano to w niektórych mediach. Jakieś spięcia były, ale głowy nikt też nie da, czy nie był to scenariusz rozpisany na pewne role. Tak czy inaczej prawdopodobnie skończyć się to może względnym happy endem - scenariuszem, w którym jako państwo dostaniemy trudne, ale nie niewykonalne zadanie przeprowadzenia wyborów już w sierpniu, a jako społeczeństwo w gratisie do walki z kryzysem nie będziemy mieli totalnej kampanii na głowie. Jak to się mówi: wygląda na to, że i wilk będzie syty, i owca cała. Tak, to stan nadzwyczajny, w którym nie wszystkie procedury i prawne aspekty są takie, jak być powinny, ale wydaje się, że to najlepsza furtka z możliwych - w momencie, w którym jesteśmy na poziomie epidemiologicznym, politycznym, prawnym i administracyjnym. Moim zdaniem sierpniowe głosowanie (także w formacie korespondencyjnym) to względny happy end w tej trudnej opowieści ze zwrotami akcji w tle.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494233-wybory-w-sierpniu-scenariusz-niedoskonaly-ale-najlepszy