Jako Porozumienie Jarosława Gowina zagłosujemy przeciw głosowaniu korespondencyjnemu, a konkretnie przeciw wprowadzeniu tego rozwiązania na wybory prezydenckie 10 maja
— oświadczył w RMF FM poseł Kamil Bortniczuk z Porozumienia - partii wicepremiera Gowina. Jednocześnie oświadczył, że
odpowiadając więc na pytanie, co dalej z rządem, na teraz uważam, że nic złego się nie stanie.
Stop! Pomyłka. Błąd. Albo tak zwana „gra w głuptaka”. Wybór stojący przed politykami Porozumienia jest bowiem prosty i jasny: albo akceptują przywództwo Jarosława Kaczyńskiego i uznają mocne argumenty za przeprowadzeniem w sposób bezpieczny wyborów 10 maja, albo rozbijają koalicję rządzącą.
A jeśli rozbijają, to jednocześnie ścielą czerwony dywan pod stopy Donalda Tuska.
O co tutaj chodzi? Czy naprawdę znowu naoglądali się TVN i uwierzyli, że nie da się w Polsce zrobić, tego, co zrobiono w Bawarii - wyborów korespondencyjnych? Otóż da się.
Czy rzeczywiście martwią się, jak mówi pan Bortniczuk,
że nie da się tego w sposób sprawny i bezpieczny przeprowadzić, ale przede wszystkim nie da się w warunkach konfliktu, bez ogólnej zgody, tak głębokiej zmiany warunków głosowania wprowadzić, aby mandat prezydenta nie był podważany.
Otóż może warto panom przypomnieć, że z opozycją totalną niczego w okresie ostatnich lat nie udało się przeprowadzić ze zgodą, a wszystko, łącznie z mandatem prezydenta i prawomocnością sprawowania stanowisk także przez ludzi Porozumienia, jest podważane od 2015 roku?
A może uznali, że mają w plecakach buławy hetmańskie i to jest czas, by o więcej w ramach Zjednoczonej Prawicy zawalczyć?
Nie jest wykluczone, że zagrało tu wszystko jednocześnie.
To wszystko jednak mało przekonujące w zderzeniu z fundamentalnym w każdym kryzysie zadaniem utrzymania stabilności obozu rządzącego.
Ewentualne wywrócenie rządu w tej chwili będzie trudną do wybaczenia zbrodnią polityczną w imię egoistycznego interesu, dowodem na brak powagi i zepchnięciem Polski w wielomiesięczną, możliwe, że nawet roczną, otchłań piekielnej kampanii wyborczej. Wszystko w czasie, gdy trzeba skupić się będzie skupić na ochronie (odbudowie) miejsc pracy, firm, stabilności państwa.
Sam wicepremier Jarosław Gowin mówił kilka dni temu, że musimy już dzisiaj myśleć o możliwie szybkim przynajmniej częściowym odmrożeniu gospodarki, bo inaczej lekarstwo okaże się gorsze w skutkach od choroby, którą ma leczyć. Ale w sprawie wyborów opowiada się za wprowadzeniem kolejnego czynnika zamrażającego normalność. Gdzie tu logika?
Nie ma rządu na świecie, który jest w stanie wszystkich konsekwencji pandemii uniknąć. Ale dobre współdziałanie stabilnie funkcjonujących prezydenta, premiera, większości parlamentarnej w tym okresie może pozwolić na ograniczenie nieszczęść. Tyle, że nie w okresie kampanii.
Nikt, kto dobrze życzy Polsce i Polakom, nie zafunduje im niepewności, politycznej jatki. Opowieści o zgodnym przesuwaniu wyborów, o zmianach w konstytucji z tą opozycją, to sen wariata.
Ktoś musi politykom Porozumienia powiedzieć: gra, którą podjęli, jest zła dla Polski, a jeśli jej nie zaprzestaną, ich samych politycznie zniszczy, zostaną użyci przez obóz III RP i wyrzuceni, a w historii Polski zapiszą się tak, jak zapisała się Konfederacja Polski Niepodległej w czasie nocnej zmiany 4 czerwca 1992 roku. Motywowana osobistym strachem liderów przeszła wtedy na stronę obozu antylustracyjnego, a niedługo potem władzę na wiele lat przejęli postkomuniści. Wkrótce KPN zeszła ze sceny, a tamto nocne zachowanie liderów przekreśliło w oczach wyborców cały wcześniejszy dorobek tej formacji.
CZYTAJ TEŻ GORĄCĄ RELACJĘ: Jasne stanowisko prezesa PiS: Zgodnie z konstytucją nie ma możliwości odłożenia wyborów prezydenckich, szczególnie na rok
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494212-porozumienie-musi-pamietac-o-roli-kpn-w-czasie-nocnej-zmiany