Demokrata i humanista z Berlina namawia Jarosława Kaczyńskiego, by nie tylko sam się zabił zażywając cyjanek, ale też uśmiercił tysiące innych ludzi.
Antoni Komasa-Łazarkiewicz, kompozytor (głównie muzyki filmowej) zawadiacko dołączył do grupy artystów zaangażowanych. Po stronie totalnej opozycji. I najwidoczniej nie chciał być gorszy od swojej ciotki – Agnieszki Holland. Komasa-Łazarkiewicz mieszka w Berlinie, ale muzykę komponuje głównie do filmów polskich (choć nie tylko), ze szczególnym uwzględnieniem dzieł członków własnej rodziny: ciotki Agnieszki Holland, matki Magdaleny Łazarkiewicz, kuzynki Katarzyny Adamik (i jej partnerki Olgi Chajdas), szwagra Jana Komasy.
W „Gazecie Wyborczej” Komasa–Łazarkiewicz postanowił opisać, jakim dobrodziejem jest państwo niemieckie w czasach pandemii, a jak fatalne jest państwo polskie. Skorzystał z tego dobrodziejstwa (widocznie w Niemczech płaci podatki) występując do niemieckiego rządu o bezzwrotną zapomogę przysługującą twórcom w czasach obecnego kryzysu: w wysokości 5 tys. euro (bez konieczności dokumentowania, na co je wyda) plus ewentualnie jeszcze 9 tys. euro (tu już potrzebne jest udokumentowanie wydatków, a więc zgoda na audyt). Komasa-Łazarkiewicz wypełnił prosty wniosek online (jak zauważył, niemieckie państwo ma zaufanie do takich jak on) i w krótkim czasie dostał przelew na konto.
Niemieckie państwo jest dobre i czułe dla twórców, w przeciwieństwie do polskiego. Wprawdzie Komasa-Łazarkiewicz nie wspomniał, że filmy robione przez członków jego rodziny, do których pisał muzykę, często korzystały z dopłat Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, ale musiały to być jakieś grosze, nie warte zauważenia. Pouczył polskie państwo, że stać by je było „na zapomogę na poziomie około 1,6 tys. euro. 7,2 tys. zł. Na trzy miesiące”. Uchroniłoby to twórców„od bankructwa, od bezdomności, od głodu, od rozpaczy idepresji”. Co poradzić, jak polski rząd nie dorósł. A nie dorósł, gdyż nie prowadził „odpowiedzialnej polityki finansowej w ostatnich latach bezprecedensowej koniunktury” i nie zgromadził„rezerwy budżetowej pozwalającej na wypłatę podobnych świadczeń”.
Pod koniec tekstu Komasy-Łazarkiewicza zaczyna się jazda bez trzymanki, czyli rywalizacja z własną ciotką Agnieszką Holland na epitety i obelgi. Kompozytor rodzinny oskarża rząd PiS, że „zamiast gromadzić rezerwy na czas nieuchronnego kryzysu, postanowił pójść w budżetową bulimię”. No i popełnił zbrodnię niemającą sobie równych: „przeznaczył 2 mld zł rocznie na plugawą propagandę w mediach partyjnych: na disco polo, dewocję, Kurskiego, Pereirę, Ogórek, Ziemkiewicza, Rachonia, Ziemca i innych popleczników PiS, typów równych starszym kolegom ze „Stürmera” [hitlerowskiego, gadzinowego tygodnika] czy „Radio TelevisionLibre des MilleCollines” [rozgłośni radiowejw Rwandzie oskarżanej o przyczynienie się do ludobójstwa w tym kraju].
Porównywanie polskich dziennikarzy do pracowników hitlerowskiej gadzinówki i rwandyjskiego „radia nienawiści” nie tylko domaga się pozwów sądowych i puszczenia rodzinnego kompozytora z torbami, ale jest typowym przykładem wścieklizny tzw. demokratów, gdy spotykają się z poglądami, których nie akceptują. Wtedy uruchamiają najbardziej obrzydliwe skojarzenia i rzucają najbardziej podłe oraz wredne obelgi. To wyraz bezradności, bo takich jak Komasa-Łazarkiewicz nie stać na polemikę z poglądami, tylko idzie na intelektualną łatwiznędokonując reductio ad Hitlerum. Ale jak to sformułował Mark Godwin, taki manewr jest przyznaniem się do porażki.
Gdy już Antoni Komasa-Łazarkiewicz się rozkręcił, przebił własną ciotkę Agnieszkę Holland. Oczywiście znowu poszedł na łatwiznę, i znowu powinno się go za to puścić z torbami. Napisał oto kompozytor rodzinny, że „dla Kaczyńskiego obecna tragedia to gwiazdka z nieba, wygrana w totolotka, szansa jedna na milion”. Tragedia jako wygrana i szansa. Co trzeba mieć w głowie, żeby tak to traktować? Ale najobrzydliwsze miało dopiero nadejść. Zlewozmywakowy psychoanalityk z Berlina napisał o Jarosławie Kaczyńskim:
Ten hazardzista o wyraźnych cechach charakteru rozszerzonego samobójcy, zamiast zamknąć się na jakiejś farmie ze swoimi wyznawcami i zażyć tam cyjanek, postanowił utopić kraj we krwi, skazując na śmierć tysiące swoich własnych wyznawców i łapiąc za twarz i za jaja pozostałych.
Demokrata i humanista z Berlina namawia Jarosława Kaczyńskiego, by nie tylko sam się zabił zażywając cyjanek, ale też uśmiercił tysiące innych ludzi. Zdaje się, że nawoływanie do zbrodni, i to masowej jest wciąż karalne. Całkiem surowo. Ale poza aspektem kryminalnym jest jeszcze aspekt moralny. Jak nisko trzeba upaść, żeby swoją polityczną nienawiść zamienić na podżeganie do samobójstwa i zbrodni? Tak, niżej już się nie da.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494066-komasa-lazarkiewicz-podzega-do-samobojstwa-i-masowej-zbrodni