Przeciąganie liny i kolejne piętra gier wokół terminu wyborów prezydenckich i możliwości wprowadzenia stanu wyjątkowego (najpewniej klęski żywiołowej, bo to najbardziej elastyczna forma) mają wiele aspektów. Polityczne aspekty - chyba mimo wszystko kluczowe przy ocenie całej sytuacji - to jedno, niemniej jednak warto zwrócić i na aspekty czysto prawne.
Pomysł jest furtką na jesień?
Co ma piernik do wiatraka - zapyta ktoś - przy ocenie projektu ustawy mówiącego o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym? Wbrew pozorom całkiem sporo. Tego rodzaju regulacja jest - moim zdaniem - nie do przeprowadzenia już w maju tego roku, ale warto mieć w zanadrzu takie rozwiązanie na wypadek przedłużającej się pandemii czy jej nawrotu za kilka czy kilkanaście miesięcy. I tak jak jasnym jest dla mnie to, że na trzydzieści kilka dni przed dniem głosowania tak głębokie zmiany są nie do zrealizowania (opór i nieprzygotowanie samorządów, wydolność Poczty Polskiej, i tak duże ryzyko zarażenia, nieznajomość tych mechanizmów przez wyborców, etc.), tak czymś sensownym jest jednak dla mnie pomyślenie o tym wyjściu na przyszłość. Między wierszami przyznają to zresztą politycy obozu władzy (podkreślając, że ustawa dotyczy całego roku 2020, a nie tylko maja), mówią o tym nawet niezaszufladkowani przez nikogo jako sprzyjający władzy publicyści (kilka przykładów mam wynotowanych, w razie potrzeby służę konkretnymi nazwiskami i wypowiedziami z ostatnich dni). Archiwa zawierają też podobne pomysły polityków Platformy.
No dobrze, powie ktoś - ale po co te rozwiązania wprowadzać już dzisiaj? Może należy zaczekać, przemyśleć je, dopracować. W teorii - pełna zgoda. W praktyce - nie do końca. Po pierwsze, nie jesteśmy pewni, czy (w scenariuszu przełożenia wyborów), będziemy potrzebowali takiej furtki za kwartał, pół roku czy nawet dwanaście miesięcy. A co ważne, po wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej - w trakcie jego trwania - nie można zmienić ordynacji wyborczej. Mówi o tym wprost konstytucja.
W czasie stanu nadzwyczajnego nie mogą być zmienione: Konstytucja, ordynacje wyborcze do Sejmu, Senatu i organów samorządu terytorialnego, ustawa o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej oraz ustawy o stanach nadzwyczajnych.
Krótko mówiąc, jeśli chcemy mieć (na przyszłość) w arsenale środków możliwość przeprowadzenia powszechnego głosowania korespondencyjnego, trzeba to wprowadzić już dziś. Senat, jak już wielokrotnie było to podkreślane, i tak zapewne przetrzyma tę ustawę do maksimum, skutecznie uniemożliwiając przeprowadzenie korespondencyjnego głosowania 10 maja. Niemniej jednak przedłużenie tego stanu (przy jednoczesnej chęci wprowadzenia nowego prawa) oznaczałoby, że stanu klęski żywiołowej nie wprowadzamy aż do zgody Senatu, bo w innym razie nie możemy przyjąć zmian w ustawie o wyborach. Kwadratura koła wynikająca z braku elementarnego zaufania między politykami.
Nieprecyzyjna konstytucja
O ile jednak w tym zakresie konstytucja jest bezpośrednia i dość precyzyjna, o tyle przy wielu innych aspektach jest bardzo elastyczna, pozwalająca przy okazji na to, by realizować okraszone polityką interpretacje prawne. Forma i treść ustawy zasadniczej jest bowiem taka, że stan klęski żywiołowej - przynajmniej w teorii - można przedłużać w nieskończoność, a więc wybory prezydenckie można odwlec do wiosny przyszłego roku bez większych problemów prawnych. To w rękach stosunkowo kruchej większości parlamentarnej, a nie na gruncie twardych zapisów konstytucyjnych będzie leżała decyzja związana z wyznaczeniem terminu (oprócz tego, że nie mogą się wybory odbyć szybciej niż po 90 dni po upływie stanu wyjątkowego). Tak samo zresztą sprawa wygląda przy okazji pytania o to, czy w takim scenariuszu mielibyśmy do czynienia z nowymi wyborami (a więc i nowymi kandydatami, nową kampanią) czy jednak odmrożeniem dzisiejszego stanu gry. I znów - konstytucja milczy.
A jeśli pozostać przy założeniu, że wybory korespondencyjne - dla wszystkich - miałyby odbyć się już w maju? Nawet jeśli ustawa miałaby zyskać większość w Sejmie (co nie jest pewne przy deklarowanym sprzeciwie Porozumienia), to przy spodziewanym scenariuszu „zamrożenia” tej ustawy w Senacie, na ewentualne działania pozostałyby ledwie kilka dni. Dostarczenie pakietów, organizacja pracy - wszystko to musiałoby być przygotowywane bez obowiązującej (bo mrożonej w Senacie) podstawy prawnej.
Zresztą i taka operacja byłaby szalenie trudna do wykonania nawet w miesiąc. W Bawarii, na którą chętnie się powołujemy, uprawnionych było kilkadziesiąt razy mniej wyborców niż w całej Polsce. A przecież w naszym kraju mieliśmy problem z zamontowaniem kamer we wszystkich lokalach wyborczych. Dodatkowym, wcześniej wspomnianym problemem, jest to, że prawdopodobnie cały ciężar przygotowania wyborów spadłby na PKW i służby, wzmocnione takimi instytucjami jak Poczta Polska (która i tak pracuje dziś w trybie, nazwijmy to, mocno awaryjnym). Bez wyraźnego wsparcia na poziomie samorządów (i nie chodzi o prezydentów, ale tysiące urzędników w gminach czy powiatach) mamy na horyzoncie kolejne trudności. Więc znów - jeśli otwierać sobie taką furtkę prawną, to na przyszłość bardziej odległą niż czas trzydziestu dni (!). Już pomysł na to, że taki pakiet do głosowania miałby zostać odbierany bez potwierdzenia tożsamości czy odbioru (problem z adresem, miejscem zamieszkania, etc.) stwarza gigantyczne pole do nadużyć i wpadek.
Ewentualne odszkodowania dodatkowym problemem
Z tyłu głowy rządzący mają jeszcze jedną trudność, którą stwarzałoby wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych - mianowicie umożliwiłoby to każdemu, w tym także przedsiębiorcom uzyskanie od Skarbu Państwa odszkodowania za stratę majątkową poniesioną w następstwie ograniczenia ich praw obywatelskich w czasie stanu nadzwyczajnego, co nie jest możliwe w przypadku ogłoszenia wyłącznie stanu epidemii. I znów - niby to tylko kruczek prawny, ale jednak bardzo ważny przy decyzjach politycznych.
A przecież przy wszystkich tych rozwiązaniach słowem nie wspomnieliśmy o bezpieczeństwie i zdrowiu wyborców, dostarczających pakiety wyborcze, liczących w komisjach wyborczych głosy. Fala zachorowań - jak mówi minister Szumowski - dopiero przed nami. Nic nie powiedzieliśmy też o prawie do głosowania Polaków za granicami. Krótko mówiąc, powszechne wybory korespondencyjne to furtka (na trudne czasy) do rozważenia, ale w dłuższej perspektywie niż 30 dni. Inaczej 10 maja zakrólują trytytka i prowizorka.
ZOBACZ RÓWNIEŻ MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494042-trytytka-i-prowizorka-to-najgorsze-co-mozna-dac-wyborom