Grzegorz Schetyna nazwał dziś głosowanie korespondencyjne „kompletną wirusową bombą”. Dlaczego? Ponieważ daje możliwość rozpowszechnienia się wirusa „przez koperty, listy, karty wyborcze rozsyłane po całym kraju.
To wypowiedź, z której wniosek jest tylko jeden: opozycja spod znaku KO nie zaakceptuje żadnej daty wyborów ani żadnej ich formy dopóki nie uzna, że ma szansę na zwycięstwo. Tu nie chodzi o bezpieczeństwo Polaków czy też o możliwość prowadzenia kampanii; tu chodzi o interes polityczny opozycji. Tylko i wyłącznie.
Wobec takiego postawienia sprawy obóz rządzący staje przed trudnym zadaniem obrony konstytucji. Jak słusznie bowiem podkreśliła wczoraj pani marszałek Sejmu Elżbieta Witek, przeprowadzenie wyborów prezydenckich jest obowiązkiem, a nie wyborem czy kaprysem. Rezygnacja oznacza delikt konstytucyjny.
Postawa Schetyny wskazuje, że o polityczny kompromis będzie bardzo trudno. Większość sejmowa, rząd oraz prezydent nie mogą liczyć na żaden kompromis, muszą poradzić sobie same.
Nigdy dość podkreślania: do 10 maja jeszcze 40 dni. Nie wiemy, jak będzie wyglądała wówczas sytuacja. Żądanie, by już dziś zrezygnować z wyborów w terminie jest w istocie próbą anulowania wyścigu przez tych zawodników, którzy są w tyle stawki, którzy nie biegną po zwycięstwo.
Przy takiej postawie opozycji teoretycznie można jednak rozważyć alternatywny scenariusz. Sprowadzałby się on do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej na miesiąc do 40 dni. Czyli na kluczowy okres walki z zarazą. Oznaczałoby to, że wybory odbyłyby się 10 sierpnia, czyli 4 miesiące po pierwotnym terminie, i 90 dni po odwołaniu stanu nadzwyczajnego.
Zaletą takiego rozwiązania byłoby głosowanie - w miarę możliwości, rzecz jasna, również korespondencyjne - latem, a więc w okresie, gdy zdaniem części ekspertów epidemia przygaśnie. Pozwoliłoby to na uniknięcie scenariusza, w którym jesienią - gdy wirus może wrócić - znów będziemy w tym samym momencie.
Nie wydaje się także, by problemem był czas urlopowy. Po pierwsze, głosowanie korespondencyjne rozwiązuje ten problem. Po drugie, sezon wakacyjny będzie specyficzny, dużo skromniejszy niż zazwyczaj.
A więc jeśli nie maj, to sierpień. Będzie i najszybciej, i najbezpieczniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493903-jesli-nie-10-maja-to-moze-10-sierpnia-najbezpieczniej