Myślę, że w chwili wolnego czasu warto wrócić do wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego z Senatu. Poniedziałkowe przemówienie szefa rządu dotyczyło rozeznania zarówno w sytuacji makroekonomicznej, jak i analiz dotyczących geopolityki i podjętych działań w ramach tarczy antykryzysowej.
To o tyle istotne, że Morawiecki szkicował tu o wiele dłuższą perspektywę niż wyłącznie dyskusja w Senacie czy najbliższe kilka dni. A że przemawiał z głowy, nieco bardziej swobodnie, to wystąpienie to warto zapamiętać. Niekoniecznie tylko po to, by słać zachwyty pod adresem Morawieckiego i jego wiedzy, ale - niezależnie od ewentualnej niezgody z tym, co mówił - choćby po to, by za kilka-kilkanaście tygodni sprawdzić i zweryfikować, czy założenia premiera miały i mają oparcie w rzeczywistości.
Zgadzam się tutaj z Bartłomiejem Radziejewskim z „Nowej Konfederacji”: dobrą informacją po wysłuchaniu i przeczytaniu tego przemówienia jest wniosek, że leci z nami pilot. Nie wiemy, czy operuje dzisiaj na pełnych i absolutnie pewnych danych, nie wiemy też, czy dobrze (i nie nad wyraz optymistycznie) ocenia stan maszyny państwowej, ale widać wyraźnie, że rozumie, o co chodzi. I to nie tylko na poziomie pomocy na gruncie polskim, ale i na poziomie procesów, które dla 95 procent polskich polityków są poza ich świadomością i zasięgiem wiedzy.
Czym jest ten kryzys i wyzwanie, przed którym stajemy?
Morawiecki mówił szczerze, momentami dość brutalnie i wprost: o tym, jak poważna jest sytuacja, z którą mierzymy się i będziemy mierzyć w najbliższych tygodniach.
Sytuacja, przed którą stajemy, jest bezprecedensowa. Rozpoczyna się kryzys o charakterze globalnym, który przeora gospodarkę światową, europejską, ale i polską. Stoimy wobec wyzwań, wobec których nasi poprzednicy nie stawali. Ten kryzys ma charakter wyjątkowy. Otóż on nie dotyczy wyłącznie strony podażowej czy popytowej. Ekonomiści często określają kryzysy jako „asymetryczny szok popytowy” albo „kryzys finansów publicznych” jak w latach 2011/2012. Albo kryzys „sektora finansów” jak w roku 2008. Ten kryzys jest zupełnie inny - w niespodziewany sposób dotknął samej tkanki gospodarczej, która dotyczy zarówno przedsiębiorców, obywateli, pracowników, samorządów, budżetów państw, organizacji międzynarodowych. Zaskoczył wszystkich w jednakowym stopniu.
Ta informacja i wiedza coraz bardziej przenika do świadomości wszystkich obywateli na świecie. Ten wielopoziomowy szok gospodarczy, z którym mamy do czynienia, musi być w odpowiedni sposób zaadresowany poprzez również wielowątkową odpowiedź na zasadzie policy mix. Mieszanka polityk: monetarnej, fiskalnej, regulacyjnej i dotyczącej sektorów gospodarki realnej. Mamy krótki okres od rozpoczęcia tego kryzysu, ale już ekonomiści, instytuty badawcze zgadzają się co do dwóch kwestii: ten kryzys ma charakter specyficzny i wyjątkowy, a po drugie - że odpowiedź na niego musi dotyczyć zarówno warstwy gospodarki realnej, otuliny tej gospodarki (systemu finansowego), ale i budżetów państw, samorządów, obywateli i troski o miejsca pracy.
Jak długo potrwają turbulencje gospodarcze i tąpnięcie ekonomiczne?
To jedno z kluczowych pytań, na które nikt - także Morawiecki - nie zna do końca odpowiedzi. Możemy się domyślać, bazować na poszczególnych modelach, analizach - niemniej jednak ciszy, że (przynajmniej w warstwie deklaratywnej, ale chyba i praktycznej) ekipa Morawieckiego przyjmuje pesymistyczny rozwój wypadków.
Wchodząc w bardziej szczegółowe rozwiązania stawiamy przede wszystkim na następujący scenariusz: najbliższych kilka tygodni, parę miesięcy mam nadzieję, że [najdalej] do lata - ten kryzys będzie ulegał intensyfikacji. To wysoce prawdopodobnie; lepiej zresztą wychodzić z bardziej pesymistycznych założeń i tak też czynimy. Jeżeli tak będzie, to stawiamy na to, że latem bądź jesienią (a najpóźniej po wynalezieniu szczepionki) gospodarka będzie poturbowana, ale będzie wracała do stanu sprzed kryzysu. Z wolna będzie wracała.
Priorytet na najbliższe tygodnie - możliwie szybkie otrząśnięcie się i uratowanie maksymalnie wielu miejsc pracy.
To ważny punkt wystąpienia, choćby dlatego, że biorąc pod uwagę spodziewany i planowany (na razie nieśmiało) powrót do quasi-normalności, etapowany i mocno ograniczony - działać trzeba będzie szybko.
Jeżeli przyjmiemy takie założenie za słuszne, to należy ocalić jak najwięcej miejsc pracy, przedsiębiorstw, które są w stanie zdolności produkcyjnych i usługowych. Jeżeli one utracą te zdolności, to ponieważ ten kryzys ma charakter wyścigu (kto pierwszy i szybciej poradzi sobie z jego skutkami), będzie oznaczało to możliwość wciśnięcia się innych przedsiębiorców z branży na rynek, na udział w rynku, który wcześniej był w posiadaniu innej firmy (w tym przypadku polskiego przedsiębiorcy). Budowany od 30 lat udział w rynku (europejskim i światowym) poszczególnych polskich sektorów i przedsiębiorców może ulec gwałtownemu zredukowaniu. Byłaby to niepowetowana strata.
To dlatego dzisiaj gospodarka, która jest w stanie zamrożenia (na świecie i w Polsce w ślad za rygorami epidemiologicznymi) musi z tego stanu uśpienia być gotowa do wzrostu, powrotu na ścieżkę wzrostu tak szybko jak to możliwe. Wyobraźmy sobie scenariusz, nawet jeśli ktoś z państwa nie miał do czynienia w praktyce z działaniem przedsiębiorstwa - jeżeli przedsiębiorca zwalnia połowę czy 3/4 pracowników, to oprócz tego, że jest to tragedia dla zwalnianych i konieczność wydatków z budżetu państwa, to przedsiębiorca traci moce wytwórcze i traci udział w rynku. Traci to, co od 5, 10 czy 25 lat zabiegał i starał się z mozołem budować.
Dlatego tak ważne jest to, by dbać o miejsca pracy. W momencie gdy kryzys - zdrowotny - przekształca się w kryzys finansowy i gospodarczo-społeczny, tak ważne jest to, by zapewnić maksymalne możliwe dla budżetu i minimalne konieczne dla przedsiębiorców mechanizmy przetrwania i odbudowy potencjału ekonomicznego.
Garść bardzo konkretnych danych i analiz, które ustawiają nam wagę problemu.
Zderzenie z niemieckimi i amerykańskimi prognozami (od obu tych gospodarek i Polska jest mocno uzależniona) to kolejne trudne szkice, które kreślił w Senacie premier Morawiecki.
Gdyby ktoś miał wątpliwości co do zakresu kryzysu, w jakim się znaleźliśmy nagle wszyscy, to chcę podkreślić kilka podstawowych danych, jakie ujrzały światło dzienne. Kolejne prognozy dla gospodarki niemieckiej wskazują, że będzie ona prawdopodobnie w recesji na poziomie od -5 do -10 procent. Nie pamiętam, by niemiecka gospodarka była w takiej recesji od czasów II wojny światowej. Była na poziomie -5 procent w kryzysie roku 2009, ale minus 10, 11? Nie pamiętam z historii po II wojnie światowej tak głębokiej rocznej (a może nawet dłuższej) recesji w gospodarce, która jest naszym głównym partnerem. 27 procent naszych produktów eksportowanych i usług jest eksportowanych do Niemiec.
W USA prognozy dwóch renomowanych instytucji finansowych mówią o recesji -18 procent w drugim kwartale. I minus 14. Średnia niech będzie -16. To recesja o charakterze nieporównywalnym z czymkolwiek od roku 1929 i 1930. Liczba osób, które wystąpiły o zasiłek to w USA niemal 3,4 mln. Poprzedni rekord to 1982 to 800 tysięcy, ponad czterokrotnie mniej. Jak ekonomista widzi takie dane, to naprawdę musi bardzo głęboko się zastanowić nad reperkusjami dla gospodarki światowej.
A teraz wyobraźmy sobie, że przeszlibyśmy przez ten kryzys relatywnie nieźle. To znaczy, że ta krzywa zachorowań, która jest determinantą podstawową (także w decyzjach gospodarczych, fiskalnych i monetarnych w NBP) wypłaszcza się. I jednak nasi partnerzy z zachodniej Europy, którzy przeżywają dziś głęboką zapaść gospodarczą, głębszą niż w Polsce (wystarczy spojrzeć na dramatyczne prognozy dla włoskiej gospodarki). W przypadku że 80% naszego eksportu idzie do tych państw, do Europy Zachodniej, możemy wyobrazić sobie, co to oznacza dla polskich eksporterów, a to jest 45% polskiego PKB, ok. 900 mld złotych.
Ten kryzys, który ma taką specyficzną charakterystykę - bo już poszarpał i z każdym dniem toczy jak rak struktury gospodarcze i rwie łańcuchy dostaw i produkcji - niszczy to, co przedsiębiorcy z mozołem wiązali miedzy aktorami na scenie gospodarczej przez lata.
Tarcza Antykryzysowa - niedoskonała, ale priorytetem jest szybkość i elastyczność przy ewentualnych korektach działania.
Mateusz Morawiecki mówił sporo o tarczy antykryzysowej - i trudno się dziwić. Co ciekawe, zarówno w argumentacji szefa rządu, jak i Pawła Borysa (szefa Polskiego Funduszu Rozwoju), prezesa PKO BP Zbigniewa Jagiełły, minister Jadwigi Emilewicz i innych osób odpowiedzialnych za konkretne mechanizmy prawne i gospodarcze, kluczem jest elastyczność. To stąd już dziś zapowiedzi i kolejnych odsłonach tarczy i nowych rozwiązaniach - ale ważniejsza od maksymalnej skuteczności jest maksymalna szybkość. Tak przynajmniej widzi to Morawiecki i jego ekipa.
Tak bardzo ważna jest dzisiaj państwa decyzja - by została podjęta w sposób konstruktywny względem rzeczywistości, która nas otacza. Mogę ją porównać do choroby, którą nie wiemy, że przeżywamy, ale już nas dotyka. Albo wiemy, ale nie zdajemy sobie sprawy z jej zasięgu i grozy. Dzisiaj każdego dnia przedsiębiorcy podejmują decyzje, czy zwolnić pracowników. Każdego dnia dziesiątki tysięcy osób mogą tracić pracę przez fakt, że tarcza antykryzysowa jest lub nie jest jeszcze uchwalona.
Rozwiązania, które zaplanowaliśmy w tarczy, są rozwiązaniami z jednej strony zaproponowanymi jako jedne z pierwszych na świecie, z drugiej niektórzy po nas (a inni przed nami, to żaden wyścig o palmę pierwszeństwa). Ponieważ ten kryzys dotknął podstawowej warstwy gospodarczej i relacji wewnątrzbiznesowych, to nasze działania fiskalno-monetarorno-regulacyjne muszą dotyczyć tej warstwy.
Szereg rozwiązań, o których jest mowa: wpływ na samozatrudnionych, umowy cywilno-prawne, „postojowe” (wykorzystujących KurzArbeit, niemieckie rozwiązania z poprzednich kryzysów), ale także dostarczenie płynności na czas dla wszystkich przedsiębiorców jest warunkiem sine qua non przetrwania przedsiębiorstw. Pewnie nie wszystkich, bo zasięg tego kryzysu z dnia na dzień się powiększa i poszerza, realizowane są negatywne scenariusze.
DZIAŁANIA ZAPOBIEGAWCZE JUŻ W STYCZNIU
To ciekawy wątek. Jasne, że premier i inni politycy partii rządzącej zbyt mocno prężyli muskuły, przekonując w styczniu, że wszystko jest pod kontrolą. Być może sami chcieli w to wierzyć, być może nie chcieli straszyć już wtedy. Ale działania - przynajmniej na pewnym poziomie, bo obszar zakupu sprzętu, maseczek itd. jest otwarty do dyskusji i krytyki - były podejmowane.
Musimy działać szybko. Zapewne wielu z państwa zastanawia się, dlaczego ten czy inny instrument nie mógłby mieć większego zakresu zastosowania. Dlaczego nie razy dwa zastosowania? Podam kilka przykładów z naszego budżetu. Mamy zapewnione prefinansowanie budżetu an ten rok na poziomie bardzo wysokim, 77% tego budżetu. W normalnym roku to bardzo bezpieczne rozwiązanie, ktoś mógłby powiedzieć: a po co tak szybko prefinansowaliśmy ten dług. Zaczęliśmy to robić, gdy pierwsze echa dotarły do Polski - a był to koniec stycznia, początek lutego. Post factum wiemy, że już w grudniu ten wirus panował w Chinach, ale nie do końca Chińczycy ujawniali to światu. Pod koniec stycznia dotarła do nas ta informacja i dokonaliśmy tego prefinansowania na poziomie ogromnym, bo 50 mld złotych.
NA ILE MAMY PODUSZKI
Kluczowa kwestia - jak dużą mamy „poduszkę”, zderzak w zakresie finansów? Morawiecki nakreślił bardzo precyzyjny scenariusz.
Ale na ile to wystarczy? Te 50 mld złotych - na 6 do 7 tygodni. Takie są potrzeby wypłaty emerytur, chorobowego, wynagrodzeń dla nauczycieli, służby zdrowia. Wszystkie potrzeby bieżące. Nie liczę spraw inwestycyjnych (Dlatego ten piąty filar dotyczy utworzenia funduszu inwestycji publicznych). Każdy kryzys oznacza zwijanie inwestycji, wydatków marketingowych, a w końcu zwalnianie pracowników. Dlatego działać trzeba bardzo szybko.
Mając taki zasób finansowy, uważam, że musimy dbać o to, by móc mieć zdolność do emisji długu w najbliższych tygodniach pomimo tego zasobu. Dlaczego tak uważam? Dlaczego proszę państwa o zaakceptowanie tej tezy? Otóż nasza polityka fiskalna i budżetowa porusza się w ramach ściśle określonego gorsetu reguł fiskalnych i finansowych całego świata. My korzystając z globalizacji i dobrodziejstw całego świata, jednocześnie wystawiliśmy się na czas próby i ogromne ryzyko względem zdolności do refinansowani polskiego długu. Ta zdolność jest uzależniona nie tylko do zasobów naszego państwa, ale w szczególności w czasach takich jak ten, od refinansowania długu przez zagranicę. To dlatego musimy dbać o to, by reguły monetarne i fiskalne - ustalone w ramach obecnych zasad kryzysowych, bo one już są inne niż te z czasu paktu stabilności.
Ja w ostatnim czasie co tydzień, niemal co tydzień uczestniczę w zwoływanym przez przewodniczącego Charlesa Michela posiedzeniu Rady Europejskiej i mogę powiedzieć, że wszelkie stabilizacyjne reguły wydatkowe, wszelkie reguły, które pętały budżet Włoch, Francji czy Hiszpanii… Możecie sobie państwo wyobrazić, co teraz myśli opinia publiczna o tamtych regułach, o tamtych procedurach. Po prostu dzisiaj, kiedy mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową, jak to Rzymianie mawiali, iam proximus ardet Ucalegon, musimy gwałtownie wymyślać, konstruować i wdrażać nowe instrumenty polityki fiskalnej i monetarnej. I to się dzieje, to się dzieje na naszych oczach. Przykład: po raz pierwszy w takim zakresie Narodowy Bank Polski na wtórnym rynku – zwracam uwagę: na wtórnym rynku – wziął udział w skupie obligacji, czyli w czymś, tu muszę podkreślić, co Europejski Bank Centralny, bank Anglii, bank Japonii czy FED robią już od dawna, robią już od 12 lat.
Ciężka waga argumentów dotyczących monetyzacji części długu i potencjalnych kanałów uderzenia w polską gospodarkę.
I ja się cieszę, że w obliczu tak głębokiego kryzysu mamy zrozumienie ze strony polityki monetarnej, ale jej zasięg i głębokość działania są i tak uzależnione od wiarygodności kredytowej państwa polskiego. W sytuacji nadmiernej monetyzacji części długu albo w ogóle monetyzacji w zakresie, który zostałby uznany przez rynki finansowe za ryzykowny, kryzys uderzy nas kanałem walutowym bądź kanałem bankowym. Tych mechanizmów transmisji jeszcze dzisiaj nie doświadczamy, choć wszyscy państwo widzicie, że złotówka osłabła gwałtownie dokładnie w pierwszych dniach kryzysu, mniej więcej o 10% do dolara i chyba 7–8% do euro i do franka szwajcarskiego. Zatem wyobraźmy sobie, że dokonujemy odważniejszych ruchów monetarnych i fiskalnych jednocześnie. W tej sytuacji możemy mieć niemalże gwarancję, że zostajemy, jako państwo polskie, uderzeni kanałem transmisji walutowej. Nie mówię już o potencjalnym kryzysie, który może się z tym wiązać, bo część polskiego długu, mianowicie prawie 70 miliardów zł długu państwowego… przepraszam, 70 miliardów euro długu państwowego jest denominowane w walutach obcych, ok. 120–130 miliardów długu przedsiębiorstw w złotówkach jest denominowane w walutach obcych, no a o kredytach frankowych wszyscy Polacy wiedzą, na dzisiaj frankowe i eurowe kredyty hipoteczne to jest ok. 120 miliardów zł. Zatem razem te 3 pozycje, o których powiedziałem, to będzie 270, 400… ok. 0,5 biliona zł, ponad 500 miliardów zł. Prawda? Tak bardzo polski dług i zdolność do refinansowania są uzależnione od walutowego kanału transmisji monetarnej i transmisji fiskalnej. Dlatego właśnie ta tarcza skonstruowana jest tak misternie z mechanizmów, z jednej strony, stricte budżetowych… Tu muszą być mechanizmy budżetowe, bo pieniądze z budżetu państwa, od polskich podatników, muszą dotrzeć bezpośrednio do przedsiębiorców, na postojowe chociażby, oraz do pracowników. To dotyczy najróżniejszych, najrozmaitszych tytułów, począwszy od bezrobocia, które będzie się zwiększało, przez samozatrudnienie, przez umowy cywilnoprawne, a skończywszy na pracownikach, ponieważ z budżetu państwa będziemy także wpłacali do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych rekompensaty związane z ubytkiem, który niewątpliwie będzie się tam pojawiał.
Notabene, zwracając się do niektórych z państwa – nie wiem, czy akurat do państwa tutaj, bo nie znam państwa opinii, ale na pewno do tych państwa, którzy czasami uczestniczą w różnych dyskusjach dotyczących ZUS – chcę tylko powiedzieć, że 1 miesiąc odpuszczenia ZUS, całkowitego odpuszczenia składek ZUS-owskich, to jest koszt 25–26 miliardów zł. Tak, 1 miesiąc, miejmy to też na uwadze. Łatwo przeliczyć, że 3 miesiące to tyle a tyle, dzięki czemu będziemy wiedzieli, jaka jest nasza zdolność do zrefinansowania tego zasobu. No, ktoś może mieć taki czy inny pomysł, jeśli chodzi o rynki finansowe. Myślę, że akurat państwo zdajecie sobie z tego doskonale sprawę.
Zakres spadków, z którymi mieliśmy i mamy do czynienia na rynku polskim, też jest bezprecedensowy. Po raz pierwszy od 30 lat Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie zaliczyła taki spadek. No, jak coś takiego słyszymy, to przecież rozumiemy, że jest to wskaźnik wyjątkowo groźny, wyjątkowo wiele mówiący.
Szanse i zagrożenia na rynkach surowcowych - piętrowe problemy i wyzwania.
Spadki na rynkach surowcowych, z paroma wyjątkami, w dłuższej perspektywie mogą oznaczać dla Polski coś dobrego. Te wyjątki to oczywiście polski KGHM, bo cena miedzi spadła, przynajmniej parę dni temu, poniżej 5 tysięcy, a break-even jest gdzieś na poziomie 5 tysięcy 100, 5 tysięcy 200. A więc jeden z naszych czempionów narodowych właśnie znalazł się – przejściowo, mam nadzieję – pod wodą, jak to się mówi żargonem biznesowym. Ale z wyjątkiem tych kilku grup surowcowych my jesteśmy wielkim importerem surowców, przede wszystkim ropy i gazu. Obniżka cen tych surowców w dalszej perspektywie pozytywnie przełoży się na gospodarkę polską i to jest na pewno czynnik, który też trzeba dać pod uwagę w III i IV kwartale tego roku. Mam nadzieję, że w przyszłych latach ta obniżka utrzyma się przez jakiś czas i Polacy dalej będą jej beneficjentami.
Jednak już obniżka wyceny różnych aktywów – w tym mieszczą się zachowania na rynku obligacji, a także fundusze, które przejściowo stały się niepłynne – jest zjawiskiem bardzo groźnym, groźnym dlatego, że my musimy zachować wiarygodność całego systemu, w tym systemu funduszy inwestycyjnych, w tym systemu bankowego, całego systemu firm ubezpieczeniowych i systemu finansowego. To dzisiaj, podobnie jak w sytuacji sprzed 12 lat, 11 lat, w dużym stopniu zależy właśnie od zdolności państwa do znalezienia właściwej odpowiedzi na tę fazę kryzysu.
Zdrowie ważniejsze od gospodarki, ale w końcu będzie trzeba ją rozkręcać.
Premier Mateusz Morawiecki podkreślał na koniec konieczność wspólnej walki z negatywnymi skutkami koronakryzysu. Państwo, samorządy, obywatele - od reakcji wszystkich osób mających wpływ na rzeczywistość zależy skala problemu, z jakim zderzymy się wszyscy.
Reasumując, Wysoka Izbo, chcę powiedzieć, że dzisiaj jako pierwszą przesłankę bierzemy pod uwagę oczywiście stan epidemiologiczny i stan zdrowia publicznego w kraju. Ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, że jeżeli uderzenie w polską gospodarkę będzie trwało, jeżeli będzie jeszcze mocniejsze, jeżeli to uderzenie w finanse publiczne się nie skończy, to jednocześnie będzie to oznaczać ogromny deficyt także w służbie zdrowia, a to przełoży się negatywnie na całą służbę zdrowia i na zdolność państwa polskiego do walki z reperkusjami koronawirusa teraz czy latem, czy jesienią. Mam nadzieję, że zimą szczepionka zostanie wynaleziona, jak mówi większość moich rozmówców, epidemiologów, wirusologów, specjalistów z tej dziedziny.
A więc zdając sobie sprawę z tego, że zdrowie publiczne jest ponad wszystkim, musimy mieć jednocześnie na uwadze to, że finanse publiczne w takiej sytuacji, jak ta, są szczególnie narażone na ataki ‒ na ataki z zewnątrz i na ataki, które mogą się pojawić różnymi kanałami transmisji, tj. walutowym, majątkowym, podażowym, popytowym. To są różne ścieżki, których musimy się wystrzegać. I dlatego tak ważne jest, żeby dostosować instrumenty fiskalne, finansowe, monetarne do tych zagrożeń, z którymi się mierzymy. A mierzymy się z zagrożeniami bezprecedensowymi i dlatego jednocześnie utrzymujemy swego rodzaju elastyczność reakcji jako warunek przekrojowy tej naszej odpowiedzi. To znaczy, że rozmawiając z przedsiębiorcami, ze związkami zawodowymi, z pracodawcami ‒ ja dzisiaj rozmawiałem z samorządowcami, z marszałkami województw i z prezydentami miast ‒ codziennie staramy się adaptować i wdrażać nowe rozwiązania. I takie rozwiązania, dodatkowe obostrzenia, rygory sanitarno-epidemiologiczne zamierzamy również jutro wdrożyć. Wszystko to po to, że teraz nasza, jeśli mogę tak powiedzieć, cała państwowa orkiestra, wszystkie instytucje legislacyjne związane z władzą wykonawczą, ale także samorządowe… Musimy grać do jednej bramki i starać się wypracować najlepsze możliwe rozwiązania w tych realiach, w których się poruszamy.
Dlatego, Panie Marszałku, Wysoka Izbo, bardzo proszę o życzliwe spojrzenie na główne założenia tych projektów, na ich wartość, na ich wagę i o ich niezwłoczne przyjęcie. Bo to jest niezwykle ważne, żeby we właściwy sposób zaradzić, co podkreślam, tej fazie kryzysu zdrowotnego, który przekształca się na naszych oczach w globalny kryzys gospodarki.
Czy Mateusz Morawiecki wyjaśnił wszystkie wątpliwości? Z pewnością nie, bo tych jest tyle, że nawet kilkunastogodzinny wykład byłby zbyt krótki, aby je ująć. Niemniej jednak z tego senackiego przemówienia szefa rządu dowiedzieliśmy się więcej niż z szeregu wywiadów i konferencji prasowych z ostatnich tygodni. Morawiecki pokazał się jako ktoś, kto trzyma rękę na pulsie w zakresie analizy problemu i spodziewanych tąpnięć, a także kolejnych den kryzysu. Czy rozwiązania zaproponowane przez premiera będą adekwatną odpowiedzią? To temat na zupełnie inne rozważania, do sprawdzenia zresztą już po epidemii.
ZOBACZ CAŁOŚĆ WYSTĄPIENIA PREMIERA W SENACIE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493894-top-10-tez-morawieckiego-z-arcywaznego-wystapienia-w-senacie