Najpierw Marszałek Grodzki frywolnie wrócił z Włoch i nie poddał się obowiązującym procedurom zapobiegającym rozprzestrzenianiu się koronawirusa, teraz okazało się, że nieostrożnością wykazał się marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk. Był we Włoszech 7-8 marca, a potem jakby nigdy nic pracował dalej na urzędzie.
Tak jak marszałek Grodzki wzruszał ramionami na słowa krytyki, tak marszałek Struk komentuje, że przecież nie złamał prawa.
CZYTAJ TAKŻE:
Marszałek Struk złapał koronawirusa we Włoszech
Panu Marszałkowi szczere życzenia powrotu do zdrowia, co raczej się szczęśliwie powiedzie, skoro samorządowiec przechodzi zarażenie w sposób, dzięki Bogu, łagodny.
Jednak jeśli 27 marca pan marszałek oskarża PiS, że igra z ludzkim życiem, a - o ironio! - dzień później okazuje się, że polityk był w dniach 7-8 marca we Włoszech, aby zabrać stamtąd swoją małą wnuczkę (od kogo? Z kolonii? Czy była pod opieką osób dorosłych, które mogły wrócić razem z nią, bez konieczności angażowania urzędnika?), to pytanie o odpowiedzialność samorządowca wydaje się zasadne… Jednak przez 20 dni pan marszałek pracował, spotykał się z ludźmi, a przede wszystkim - miał częsty kontakt z osobami, które ufały mu najbardziej - zastępcami, sekretarkami, urzędnikami. Dziś 50 osób jest już na kwarantannie - one same, jeśli także się zaraziły - mogły wirusa przekazać kolejnym osobom.
Struk poinformował oficjalnie, że:
Na początku marca byłem w Brukseli, byłem także we Włoszech w dniach 7-8 marca. Wiem, że nie wszyscy mnie zrozumieją, ale poza byciem marszałkiem jestem też ojcem i dziadkiem. Dlatego pojechałem do Włoch by zabrać do siebie do domu moją małą, czertoipółletnią wnuczkę.
Dalej polityk Platformy Obywatelskiej pisze:
Zaistniała sytuacja jest dla mnie pod wieloma względami trudna i wiem, że mogę teraz zetknąć się z głosami krytyki. Ważne jest jednak to, że nie złamałem żadnych obowiązujących przepisów. Osobiście odczuwam też ulgę, że mojej wnuczki nie ma już we Włoszech, gdzie sytuacja tak bardzo się w ostatnich dniach pogorszyła.
Rzecz jasna trudno teraz wobec historii o odpowiedzialnym i kochającym dziadku wejść w rolę krytyka, ale jednak na polityków należy patrzeć przez pryzmat czegoś więcej niż ich osobistej sympatyczności i wierności rodzinnym zobowiązaniom. A tłumaczenie się samorządowca, że „nie złamał żadnych obowiązujących przepisów” jest smutną pieśnią polskich liberałów. „Wszystko wolno, póki się nie łamie prawa” - zdaje się pobrzmiewać w tłumaczeniu Struka sentencja polityków liberalnych. Widać po raz kolejny, że ta beztroska nie zdaje egzaminów w czasach kryzysów, że nie wystarczy przestrzegać prawa. Prawo stanowi pewne minimum ludzkich zachowań - przecież kodeksy karne czy rozporządzenia władz nie nakazują być uprzejmym, przewidującym, być dobrym gospodarzem i myśleć o swoich współpracownikach - a jednak tego od siebie wymagamy, a od polityków powinniśmy wymagać szczególnie mocno. Tymczasem nad członkostwem w Platformie unosi się idea, że celem przetrwania jest nie iść do więzienia - działać byle jak, ale tak, by nie złamać prawa. Jeśli się szkodzi, działa nieodpowiedzialnie, rujnuje gospodarkę, administrację - a teraz się okazuje, że także i zdrowie - to w porządku. Póki prawo pozwala. Do tego koniecznie atakować PiS i przypisywać mu - dosłownie - zbrodnicze intencje.
Więzienia unikać, innych oskarżać, o współpracowników nie dbać.
Dlatego w tych dniach warto pomyśleć także o zdrowiu współpracowników marszałka Struka. O nich działacz PO nie wspomina w swoich sentymentalnych oświadczeniach, a to oni są ofiarami nie tylko koronawirusa, ale także politycznej nieodpowiedzialności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493729-oskarzal-pis-o-igranie-zyciem-az-wydalo-sie-ze-sam-zarazal
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.