Naturalnie tytułowe pytanie jest retoryczne. Z pewnością UE będzie istniała nawet po spełnieniu się najczarniejszego scenariusza przebiegu epidemii w Europie. Międzynarodowa przestrzeń usłana jest realnie martwymi instytucjami, które kontynuują swoje życie po życiu niekiedy tylko dlatego, że nikomu nie chciało się już ich oficjalnie zamykać. Pytanie brzmi więc: w jakim stanie Unia przetrwa chorobę?
W poprzednim felietonie wspominałem, że crash testy, jakimi są wielkie katastrofy, odsłaniają realne znaczenie politycznych instytucji i generalnie polityki jako takiej. Ostatni kryzys finansowy i obecna pandemia dowodzą, jak wielkie ma ona znaczenie, a więc i dowartościowują jej realny podmiot, jakim jest współcześnie narodowe państwo. Wydawać by się to mogło banalne, ale żyjemy w epoce, która usiłuje podważyć wszelkie tradycyjne i oczywiste prawdy. Taki ma charakter zakwestionowanie narodowego państwa.
W nowoczesność wpisane jest utopijne myślenie. Podejście takie istniało zawsze, ale wegetowało (słusznie) na marginesie dominujących nurtów myślenia. W nowoczesności wdarło się do ich centrum. Wyrasta z humanizmu, który człowieka usytuował na miejscu Stwórcy, a więc przypisał mu boskie kompetencje. Wszelkie ludzkie limity mają być przezwyciężone, wszelkie cele możliwe do osiągnięcia. W realizacji utopii podstawowym ograniczeniem okazuje się natura ludzka, która dla jej rzeczników jawi się jako niewolący nasz gatunek system przesądów. Należy odrzucić wszelkie wynikające z niej bariery i w ten sposób podążyć ku pełnej i nieograniczonej samorealizacji.
Wspólnoty naturalne od rodzinnej po narodową jawiły się w tym przedsięwzięciu jako pęta wiążące człowieka i uniemożliwiające mu osiągnięcie doskonałości. Wszelkie tragedie, które wygenerowała nowoczesność, interpretowane były jako efekt przywiązania do tradycyjnych form cywilizacyjnych. Nie miejsce tu na analizę, jak uproszczone i zmistyfikowane było to podejście. Dominujące dziś wyobrażenie, iż II wojna światowa to konwulsje europejskich nacjonalizmów, nie ma żadnego związku z rzeczywistością, gdyż był to głównie konflikt ideologiczny, a sprowadzenie nazizmu do ekscesu narodowych sentymentów, jakkolwiek żerował on na nich, jest daleko idącym zafałszowaniem. Konsekwencją tego podejścia była wizja światowego, a choćby ponadnarodowego rządu, który miał położyć kres wszelkim wojnom. Rozumowanie upajało prostotą. Nie będzie państw, a więc nie będzie miał kto z kim walczyć. Zapanują pokój i harmonia, a wilk zamieszka z jagnięciem.
Tym, że również w czasach pokoju systemy wcielające utopie pochłonęły hekatombę ofiar i powołały nieznane wcześniej totalitarne despocje, ideologiczni marzyciele się nie przejmowali. Z jednej strony deklarowali najdalej idącą pomocniczość, czyli oddelegowanie władzy na najniższy możliwy szczebel, z drugiej wzywali do tworzenia ponadpaństwowych gremiów, które odbiorą narodowym instytucjom ich suwerenność. Doskonale możemy obserwować to w odniesieniu do Unii, bo owe utopijne zamiary stawały się doskonałym parawanem dla rządów silniejszych. Jak zwykle jednak w utopijnych przedsięwzięciach cel był mglisty i odległy, realna była zaś pasja niszczenia tradycyjnych form cywilizacyjnych – w tym wypadku narodowego państwa.
Kiedy jednak nadchodzi czas próby, a takim jest klęska żywiołowa, ten właśnie organizm okazuje się optymalny do stawienia jej czoła. Nie ma co narzekać, że UE za mało robi. Na szczęście. Wyobraźmy sobie, że robić by usiłowała. Naturalnie mogłaby próbować powściągnąć egoizm europejskich potęg, czyli Niemiec i Francji, i spróbować bardziej mediować w odniesieniu do najbardziej potrzebujących, przede wszystkim Włoch, ale i tak jest oczywiste, że państwa same muszą rozwiązywać swoje problemy i robią to w rozmaity sposób. Nie tylko z polskiej perspektywy dobrze się stało, że w obecnej sytuacji TSUE stonował – w każdym razie na jakiś czas – bezczelne interwencje w działania demokratycznych władz naszego kraju. Najważniejsze wydaje się jednak oddziaływanie obecnej sytuacji na mentalność Europejczyków, w tym przede wszystkim Polaków. Wyobrażenie, że europejscy mędrcy wezmą nas pod kuratelę i rozwiążą nasze problemy w starciu z rzeczywistością, stopniowo będzie musiało gasnąć. I trzeba będzie stawić czoła rzeczywistości.
Do strefy Schengen wróciły – wydawałoby się – wyeliminowane definitywnie granice. To symboliczny obraz tego, że ani w Europie, ani w polityce w wyobrażalnej przyszłości z narodowych państw nie możemy zrezygnować. Musimy wyciągnąć z tego wnioski.
Felieton Bronisława Wildsteina ukazał się w numerze 13/2020 tygodnika „Sieci”.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493438-czy-unia-europejska-przetrwa-koronawirusa