Jedni (PO) tłumaczą „zdradę” odpowiedzialnością, inni (PSL, Lewica) zasadami przykrywają „olanie” czekających na pomoc państwa.
Pozornie wygląda to „wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie” – gdyby odwołać się do słów wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Serwus, Madonna”. No bo tak, Koalicja Obywatelska nie zostawiała suchej nitki na tarczy antykryzysowej zaproponowanej przez rząd Mateusza Morawieckiego. W dodatku była przeciw poprawce zmieniającej przepisy kodeksu wyborczego (rozszerzenie możliwości głosowania korespondencyjnego w związku z koronawirusem). Ale w głosowaniu nad całym pakietem antykryzysowym 115 posłów KO go poparło (9 się wstrzymało, 10 nie głosowało). Lewica oraz PSL-Kukiz’15 też były przeciw rządowemu przedłożeniu, a ich własne propozycje można by szacować na jakieś pół biliona złotych. I w głosowaniu nad tarczą byli pryncypialnie przeciw (na Lewicy 46 na „nie”, a 3 nie głosowało, w PSL-Kukiz’15 – 26 na „nie”, 4 nie głosowało). Konfederacji również nic się nie podobało, tym bardziej że ponoć bezpośrednio reprezentowała przedsiębiorców (tak przynajmniej mówił Krzysztof Bosak), ale 10 jej posłów wstrzymało się od głosu (1 nie głosował).
Zanim doszło do głosowania nad tarczą antykryzysową, Sławomir Nitras straszył lewicę wspólnymi rządami KO z Konfederacją - swego rodzaju RNR-Falangą, która miałaby się zająć lewicą, gdy już będzie podział zadań w rządzącej koalicji. Liczni politycy PO zarzucali przy okazji lewicy oraz PSL, że po cichu dogadują się z „faszystami” z PiS, nawet w takiej kwestii, żeby to Władysław Kosiniak-Kamysz był wspólnym kandydatem tej wielkiej koalicji na prezydenta. PSL twierdziło, że PiS i PO to jedno zło, więc tylko oni, a lewica może wybrać miedzy tym złem a dobrem PSL. Konfederacja przyjmowała stanowisko „na pohybel wszystkim” (niczym major Gross ps. „Siwy” w „Psach” Władysława Pasikowskiego) i dość niewyraźnie tłumaczyła się z cichego dogadywania się z PO.
Skoro w głosowaniu nad tarczą antykryzysową 115 posłów KO opowiedziało się „za”, odżyła wersja „PiS, PO jedno zło”, szczególnie ochoczo wyciągana przez PSL-Kukiz ‘15. Czyli jak trwoga, to KO (w domyśle: Platforma) dogaduje się z PiS, bo są „po tych samych pieniądzach”. Lewica nagle odtruwa się od zaczadzenia „faszystami” z PiS i może z pogardą oaz wyższością spoglądać na KO (PO). A Konfederacja ze swoim wstrzymaniem się została jak Jan Himilsbach z angielskim. I teraz nie wiadomo („wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie”) ani kto jest kim, ani kto z kim trzyma. Innymi słowy, nastąpiła „nieoczekiwana zmiana miejsc” (by posłużyć się tytułem filmu Johna Landisa).
Przewodniczący PO Borys Budka zapewnił od razu, że „politycy KO nie dali się złapać na ‘pułapkę’ zastawioną przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i zagłosowali za przyjęciem Tarczy Antykryzysowej”. Pułapka zapewne miała polegać na tym, żeby KO była przeciw, a potem można by jej zarzucić obojętność na los milionów Polaków, a wręcz poświęcenie ich kosztem własnych gierek i politycznej cnoty. Podstęp Borys Budka odczytał w mig i rzekł: „No pasaran!”, czyli głosował tak jak PiS. Co zaraz wytłumaczył: „Dziś potrzebna jest niezwłoczna pomoc, która ochroni pracowników przed utratą pracy, a przedsiębiorców przed upadkiem. To rząd zdecydował o tym, że tarcza ma wiele dziur. Będziemy proponować, by je jak najszybciej załatać. Ważne, by przepisy jak najszybciej weszły w życie”. Nie wiedząc, jak zareagować na tę zdradę oraz podłość KO i Budki, Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” zwalił wszystko na PSL i Lewicę: „Część opozycji (PSL, Lewica) myślało, że wspólnie z PiS rozegra partię szachów. Gdy zasiedli do stolika, dostali po mordzie. Tak się kończą negocjacje z bandytami….”.
Z własną interpretacją „nieoczekiwanej zmiany miejsc” po nieprzespanej nocy przytruchtał Władysław Kosiniak Kamysz. Najpierw błysnął inteligencją w pytaniu: „Czy jakby PiS wpisał do ustawy antykryzysowej, że Jarosław Kaczyński zostaje królem Polski, to Platforma też by za tym zagłosowała?”. Potem zglanował PO: „Dziwię się naszym koleżankom i kolegom z Platformy Obywatelskiej, którzy wczoraj biegali w koszulkach (z napisem) ‘konstytucja’, w nocy krzyczeli ‘zamach stanu’, a później głosowali ręka w rękę z PiS-em”. Czyli tylko PSL pozostało pryncypialne i wierne konstytucji oraz zasadom, choćby to wywoływało kwasy po opozycyjnej stronie.
Na czym polega pozorność „snu wariata śnionego nieprzytomnie”? Owszem, mamy zamieszanie, bo na czele opozycyjnych partii obecnych w parlamencie stoją „chłopcy od szewca”, którzy trzech posunięć do przodu nie są w stanie ogarnąć. Dlatego teraz się miotają, żeby tylko nie wyjść na tych złych, więc innych wskazują jako zdrajców i zaprzańców albo nieodpowiedzialnych bądź kunktatorów. Jedni (PO) tłumaczą „zdradę” odpowiedzialnością za państwo i Polaków, inni (PSL, Lewica) zasadami przykrywają „olanie” czekających na pomoc państwa. A wszyscy poza rządzącym PiS nie są w stanie narzucić ani własnej agendy, ani narracji.
W istocie PO walczy o życie, czyli o to, żeby nie dać się prześcignąć PSL bądź Lewicy, bo trwale przestałaby być liderem opozycji i szybko się zmarginalizowała. Tym bardziej że nie pomaga tej partii jej kandydatka na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska, której najchętniej by się pozbyli. Lewica i PSL chcą wykorzystać miotanie się PO i w odpowiednim momencie ją politycznie dobić. Ale już po tym dobiciu wcale nie muszą mieć więcej niż 15-18 proc. poparcia, więc wielkim sukcesem to i tak nie będzie. A Konfederacja przestała się tuczyć kosztem PiS, gdyż pandemia przykryła wszystko, więc jej politycy nie bardzo wiedzą, co z sobą począć. Gdyby jeszcze liderami opozycyjnych ugrupowań nie byli „chłopcy od szewca”, na coś spektakularnego można by liczyć. Ale tacy chłopcy są raczej specjalistami od czyszczenia butów, a nie ich szycia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493342-po-stronie-opozycji-sen-wariata-sniony-nieprzytomny