Od momentu objęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość Unia Europejska wypowiedziała Polsce wojnę, którą toczy w sposób brutalny i bezwzględny. Rozmaite posunięcia różnych unijnych gremiów (z Komisją Europejską na czele) i person (typu Timmermansa i Verhofstadta), podsycane przez krajową opozycję, dążą zwyczajnie do sparaliżowania naszego rządu i jego reform.
Za realizowanie reformy sądownictwa, odmowę przyjęcia emigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, nie wypełnianie europejskich zaleceń w kwestii LGBT i tzw. małżeństw homoseksualnych i za dziesiątki podobnych rzeczy Polska jest stawiana pod pręgierzem, ciągana pod unijnych sądach i trybunałach, szantażowana odebraniem dotacji i jakimiś strasznymi karami finansowymi. Najgorsze jest to, że działania unijnych gremiów są całkowicie bezprawne, gdyż wszystkie sprawy o które Unia ma do nas pretensje nie leżą w jej kompetencjach a są domeną suwerennego Państwa Polskiego. Jednak panie i panowie z Brukseli wiedzą, że swoje kompetencje mogą poszerzyć przy pomocy faktów dokonanych i precedensów. Marzy im się federacyjna Supereuropa. Rzecz jasna najbardziej tęsknią za nią Niemcy, w chwili obecnej przodujące w kampanii propagandowej i szykanach wobec Polski.
Rząd polski odpowiada na to wszystko spokojnie, gra na czas, często ustępuje w mniej ważnych sprawach, aby w dziele reformowania realizować to co konieczne. Cała ta gra kosztuje niestety mnóstwo nerwów. Jednak zarówno rządzący, jak i liczni publicyści uspokajają i łagodzą: Musimy to wytrzymać, przetrwać, uspokoić. Przecież uda nam się zrealizować rzeczy najważniejsze, a gwałtowne ruchy mogą wywołać zaniepokojenie społeczne, zwłaszcza, że Polacy są w większości prounijni, cenią zwłaszcza wolność podróżowania i osiedlania się etc.
Obecny kryzys wykazał zupełną bezradność Unii Europejskiej w sytuacjach rzeczywiście trudnych. Bojowi i ciągający Polskę po trybunałach europolitycy brukselsko-strasburscy przycupnęli w swoich luksusowych rezydencjach w obawie przed koronawirusem i czekają lepszych czasów, inkasując gigantyczne pensje. Plany pomocowe snują się mgliście, a gdy Włosi potrzebowali szybkiej pomocy to dowiedzieli się z Brukseli, że mają sobie radzić sami. No więc wszyscy sobie radzą sami. Politycy, dziennikarze i zwyczajni obywatele zaczynają coraz mocniej podkreślać zalety własnego, silnego, suwerennego państwa, które wprawdzie nie powstrzyma natychmiast koronawirusa (bo i jak?), ale zmniejszy jego oddziaływanie, zapewni opiekę, a dla zdecydowanej większości przetrwanie. Zdrowym odruchem w tej sytuacji jest zadawanie sobie pytania: Po co właściwie nam ta Unia? Niektórzy politycy, jak np. były włoski wicepremier Matteo Salvini wprost mówią:
To nie Unia, ale nora żmij i szakali […]. To szaleństwo. Unia potrzebuje następnych piętnastu dni, by zdecydować co robić, komu i jak pomóc; w stanie pełnego kryzysu, gdy ludzie umierają, teraz na zapalenie płuc, potem może z biedy […]. Najpierw pokonamy wirusa, potem zastanowimy się nad Unią. I jeśli będzie trzeba, pożegnamy ją, nawet nie dziękując.
Podobne opinie wypowiadają nie tylko politycy, ale i zwyczajni ludzie w całej Europie. W najlepszym wypadku domagają się oni gruntownej reformy całej machiny unijnej, wzmocnienia roli suwerennych państw w jej strukturze, likwidacji wynaturzonej biurokracji i faraońskich przywilejów unijnych urzędników. Pojawiają się masowo opinie, że Bruksela powinna zacząć zajmować się rzeczami naprawdę poważnymi, a nie kwestiami typu: emisja CO2, Greta Thunberg, LGBT, tzw. małżeństwa homoseksualne i różne praktyczne aspekty poprawności politycznej. Po zakończonej (oby jak najszybciej) epidemii głosy tę będą mnożyły się. Wydaje mi się, że w polskim interesie narodowym leży podejmowanie działań w duchu wybitnie asertywnym. Jeżeli Trybunał Luksemburski (TSUE!) uzna, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego jest nielegalna, to nie należy wdawać się w żadne dyskusje (równie dobrze można rozmawiać ze słupem), tylko oświadczyć, że kompetencje Komisji Europejskiej (wnioskodawcy w sprawie) nie dotyczą wymiaru sprawiedliwości państw członkowskich. A TSUE nie ma w ogóle prawa takimi kwestiami zajmować się. I do widzenia! W obecnej sytuacji wszechobecnej zarazy, a nawet po jej zakończeniu (gdy nastąpi w wielu państwach długa i ciężka rekonwalescencja …wszystkiego) nikt nie będzie zwracał uwagi na antypolskie pomstowanie TSUE, Komisji Europejskiej i innych szacownych gremiów. Po prostu nikogo nie będą interesowały takie duperele. Podejrzewam, że wkrótce większość państw europejskich w swoim dobrze pojętym interesie będzie postępować w ten sposób. A właściwie to już postępuje przesuwając śmiało część pieniędzy z unijnych dotacji na cele zwalczania epidemii, na co Unia łaskawie pozwala (bo co ma zrobić?). Trzeba więc zwalczać wirusa, ratować gospodarkę, a na Unię zwracać jak najmniejszą uwagę. Co najwyżej można poprosić brukselskich kacyków, żeby siedzieli cicho i nie szkodzili, zgodnie z dobrą lekarską zasadą: Primum non nocere!
Zupełny upadek autorytetu Unii Europejskiej jest faktem – należy z tego wyciągnąć właściwe wnioski na dzisiaj i na przyszłość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493331-prof-polak-czas-przestac-udawac