„Miasto pozbawione majątku nie powinno być pozbawione mądrego przywództwa” - pisze wydawca „Gazety Gdańskiej” w swoim felietonie.
Publikujemy tekst w całości.
Dziś lepiej niż kiedykolwiek widać jak krótkowzroczną politykę gospodarczą prowadzono w Gdańsku. Rezerwa budżetu na sytuacje kryzysowe nie sięga 20 proc. dywidendy transferowanej z rynku usług komunalnych.
Ponad pół roku temu Aleksandra Dulkiewicz postulowała samorządową rebelię - w tym własne podatki, policję, służbę zdrowia, uwłaszczenie na tym co jeszcze w skarbie państwa dostępne i użyteczne, wojewoda zaś miałby być manekinem władzy centralnej - a dziś prezydent Gdańska łasi się do rządu o pieniądze i polecenia na czas kryzysu.
Porażając przy tym swoją niekompetencją.
„Kochane Gdańszczanki, kochani Gdańszczanie”, powtarza przy każdej okazji.
Pustosłowie.
17 marca podczas sesji rady miasta poruszano kwestie opłat za czynsze w lokalach komunalnych i reakcję władz Gdańska na sytuację gospodarczą w mieście.
Na dzisiaj jako prezydent Gdańska nie mam żadnych narzędzi, żeby te czynsze zlikwidować czy zmniejszyć. Obecnie jakakolwiek moja decyzja związana z obniżeniem czynszów wiąże się z naruszeniem ustawy o finansach publicznych, czekamy na pakiet pomocowy ze strony rządu.
Miłość do gdańszczan w czasach zarazy to dla kompetencji A. Dulkiewicz poważne wyzwanie. Jako była już specjalistka od biznesu w Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego chluby swojemu b. szefowi nie przynosi.
Krępuje też „Kochane Gdańszczanki i Kochanych Gdańszczan” swoją ignorancją po tylu latach pracy w urzędzie.
Zarówno bowiem ordynacja podatkowa jak i ustawa o finansach publicznych wyposażają sprawujących urzędy w stosowne kompetencje. Według art. 67 ordynacji prezydent miasta ma prawo jako organ podatkowy umorzyć podatek od nieruchomości ze względu na ważny interes publiczny lub interes podatnika. Ten zaś to utrata możliwości zarobkowania, niemożliwość utrzymania się na przykład z powodu szerzenia się choroby, a choroba dziś ma rozmiar epidemii.
Wbrew temu co ogłosiła zdumionym radnym, ma też prezydent osady gdańskiej możliwość pełnego wykorzystania uprawnień opisanych w art. 59 ustawy o finansach publicznych. Dyspozycja tego przepisu pozwala na umarzanie lub zawieszanie opłat cywilno-prawnych, na przykład za użytkowanie wieczyste do określonej kwoty, a powyżej wymaga udania się do wojewody Drelicha, niestety.
Podejrzenie, że to co możliwe i stosowane w Gdyni przez prezydenta Szczurka w czasach zarazy, w Gdańsku Dulkiewicz jest zabronione lub zależy od widzimisię premiera Morawieckiego, legło w gruzach dwa dni później.
Dwaj zastępcy Dulkiewicz, P. Grzelak i A. Aleksandrowicz, ogłaszając ledwo cherlawy pakt wsparcia przedsiębiorców, stanowi wiedzy szefowej wystawili kiepskie świadectwo.
Kilkadziesiąt milionów złotych rocznie, które gmina Gdańsk eksportuje z tytułu dywidend do Lipska i Francji za usługi komunalne sprzedawane na zamkniętym rynku - ciepło, woda, śmieci - pokazuje jak mieszkańcy Gdańska wspierają swoją pracowitością zarządzanie kryzysowe w innych regionach Europy. Dziś lepiej niż kiedykolwiek widać jak krótkowzroczną politykę prowadzono w Gdańsku. Swobodne zauroczenie wolnym rynkiem i państwem minimum stróżującym tylko nocą, możliwości gminy ograniczyło. Jej rezerwa na wypadki nadzwyczajne nie sięga 20 proc. transferowanej z Gdańska dywidendy. Być może jest to właściwy moment, by odtworzenie miejskiego zasobu komunalnego zaczęło zaprzątać odpowiedzialnych liderów.
To deprymujące, że w czasie epidemii prezydent Gdańska z takim wysiłkiem myśli o umorzeniu czynszów czy zawieszeniu opłat parkingowych. Chciwość ta jest dla obywateli dosłownie niezdrowa.
Miasto pozbawione majątku nie powinno być pozbawione mądrego przywództwa. Istotna jest też osobista rzetelność wobec „kochanych Gdańszczanek i kochanych Gdańszczan”.
Tapetując Gdańsk frazesami warto kawę kupować za własne złotówki.
Marek Formela
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492995-jak-dulkiewicz-krepuje-kochanych-gdanszczan-swoja-ignorancja