Bardziej nie można się chyba było odsłonić. Donald Tusk, obecnie przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, a w przeszłości premier RP i przewodniczący Rady Europejskiej, najwięcej powiedział o sobie.
Powiedział Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej w TVN 24, czyli w swoim naturalnym środowisku. Pokazał, jakim był premierem i co był w stanie robić jako formalnie najwyższy urzędnik Unii Europejskiej. I tradycyjnie, czyli tak jak wielokrotnie robił, wrzucił różne elementy chaosu, niepokoju, skakania sobie do oczu, a nawet społecznej rewolty. Cały on, cały Tusk.
Dla byłego premiera najważniejsze jest, „żeby ludzie nie mieli takiego wrażenia, że rząd ukrywa coś przed obywatelami w sprawie koronawirusa. (…) My musimy wszyscy mieć pewność, że rząd niczego nie ukrywa. (…) Obywatele muszą mieć stuprocentowe przekonanie, że rząd przed nimi nic nie ukrywa”. Powtarzając to jak katarynka Donald Tusk tylko bardziej kieruje światło na siebie. Obsesyjne wskazywanie na to, czy rząd coś ukrywa, rodzi pytanie, co ukrywał rząd Donalda Tuska. A powodów do zadania tego pytania jest bardzo dużo: od katastrofy smoleńskiej i relacji Tuska z Putinem przez pospieszne przejecie prezydentury przez Bronisława Komorowskiego (ówczesnego marszałka Sejmu), afery (m.in. hazardową, stoczniową, VAT-owską, Amber Gold) po epidemię tzw. świńskiej grypy („bohaterska” odmowa kupienia szczepionek przez ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz).
Odwracając kota ogonem Donald Tusk igra sobie z poczuciem logiki i zdrowego rozsądku. Z jednej strony narzeka, że „nie słyszymy wyjaśnienia, dlaczego Polacy nie są poddawani masowym testom”. A to „u wielu ludzi rodzi podejrzenie, że coś jest nie tak. I trzeba to jak najszybciej rozwiać”. A jednocześnie Donald Tusk opowiada o regułach obowiązujących w Belgii, gdzie obecnie przebywa: „Nie gorączkowałem, miałem inne symptomy, ale bez gorączki. W Belgii obowiązuje zasada, że nie trzeba testować, tylko trzeba izolować tych, którzy mają symptomy bez gorączki”. Czy były premier ma swoich widzów i słuchaczy za idiotów? Powszechna jest zasada, żeby nie testować wszystkich, bo to błyskawicznie zatyka system testowania, a przez to i służbę zdrowia. A szybkie testy, a tylko takie są możliwe masowo, są bardzo zawodne, przez co wielu zarażonych może rozsiewać wirusa będąc przekonanymi, że nie są nosicielami. Gdy Donald Tusk mówi, że „za kilka dni tak czy inaczej będę miał ten sprawdzian zrobiony”, skorzysta po prostu ze swojej uprzywilejowanej pozycji społecznej i znajomości.
Nawet przebywanie w domowej kwarantannie nie wpłynęło na skłonność byłego szefa Platformy Obywatelskiej do jątrzenia i hejtu. Oczywiście z jego ulubionym superwrogiem (karykaturą Wroga Ludu Emmanuela Goldsteina z „Roku 1984” George’a Orwella), czyli Jarosławem Kaczyńskim. Obsesja na punkcie prezesa PiS najwyraźniej mąci Donaldowi Tuskowi rozum. Główną zbrodnią Wroga Ludu jest kwestia wyborów prezydenckich. Jeśli prezes PiS na około 50 dni przed ich terminem nie mówi o ich odwołaniu, bo jeszcze nie widzi przesłanek, to staje się demonem, który dlatego że „nie ma formalnej władzy”, tak „łatwo mu przychodzi namawiać do zorganizowania tych wyborów”.
Problemem jest to, że Jarosław Kaczyński do niczego (w żadnym razie zbrodniczego) nie namawia, tylko po prostu nie neguje (na razie) obowiązującej agendy, a tym bardziej jej nie odwołuje, bo przecież nie ma takich uprawnień. Termin wyborów wciąż wynika z konstytucji i Kodeksu Wyborczego i nie ma tu żadnego spisku ani stanu nadzwyczajnego. Byłoby nadzwyczajnie, gdyby wybory przesunięto. Nie tyle odwracając kota ogonem, co obdzierając go ze skóry, Donald Tusk może wejść w rolę pierwszego moralisty Europy, odbierając Wrogowi Ludu domniemanie zachowania „etycznego i odpowiedzialnego”. Sam pierwszy moralista Europy jest oczywiście superetyczny i hiperodpowiedzialny, skoro „nie pójdzie na wybory, jeśli będzie sądził, że to może spowodować zakażenie tych, którzy idą wybierać”. Oczywiście nowy Emmanuel Goldstein „uznaje, że to jest bezpieczne”, choć „to może kosztować zdrowie i życie setek, a może tysięcy obywateli”. W dodatku reżim Wroga Ludu, podobnie jak lustrzany Goldstein w Budapeszcie, wykorzystuje sytuację do utrwalania pełzającego zamordyzmu, skoro mamy „maksimum nakazów, maksimum kontroli i propagandy, [a] minimum testów”.
Wnioskowanie (?) Donalda Tuska jest proste, jak konstrukcja styliska od szpadla: Wróg Ludu Kaczyński na zimno kalkuluje utratę zdrowia i życia przez tysiące obywateli. I robi to ktoś, kto „nie jest szczególnie znany z odwagi cywilnej w sytuacjach zagrożenia”. A na jakiej podstawie pierwszy moralista Europy może tak twierdzić? Kiedy Jarosławowi Kaczyńskiemu zabrakło odwagi cywilnej? Za to dość łatwo pokazać, jak Donaldowi Tuskowi zabrakło jej w relacjach z Władimirem Putinem przed, w momencie i po katastrofie smoleńskiej. Jak brakowało mu jej w relacjach z Angelą Merkel. Jak jej deficyt zaważył na jego dwóch kadencjach na stanowisku szefa Rady Europejskiej, żeby wspomnieć tylko brexit i ogromny kryzys z tzw. uchodźcami. Odwaga cywilna Donalda Tuska była w tych wszystkich sytuacjach wręcz legendarna.
Z jednej strony jest straszny Hannibal Lecter, z drugiej - mamy milczenie łagodnych na maksa owiec, czyli opozycji. Ci wspaniali ludzie, których Donald Tusk mimochodem reprezentuje (jako milcząca superowca), którzy „mówią ‘nie ryzykujmy życia ludzi, nie róbmy tych wyborów w tej chwili’, to nie są ludzie, którzy chcą utrzymania swojej władzy”. Przypadkowo jej nie mają, ale najważniejszy jest wspaniały altruizm opozycyjnych owiec. One nawet cichutkim meczeniem nie jątrzą, nie powielają fake newsów, nie sieją paniki i strachu. Skąd, one są gotowe na współpracę nawet z Hannibalem Lecterem. A gdyby to Tusk rządził, byłaby nieustanna jatka (rządził 7 lat i niczego takiego nie było, ale to detal). Wtedy „Jarosław Kaczyński koncentrowałby się wyłącznie na tym, żeby udowodnić, że to ja zorganizowałem tę zarazę”. To akurat chyba przesada, bo Donald Tusk zorganizować to raczej niczego nie umie, a co najwyżej zdezorganizować. Teraz już go w instytucjach UE nie ma, więc być może będzie ona mniej zdezorganizowana, także w kwestii walki z pandemią koronawirusa.
Siedząc sobie w miarę wygodnie i bezpiecznie w domowej kwarantannie w Brukseli: „Nie ma co przesadzać, to nie jest najcięższe z moich życiowych doświadczeń. W jakimś sensie normalnie pracuję”, Donald Tusk wydzielił z siebie dość jadu, żeby Polacy nie myśleli, iż walka z pandemią to sprawa najważniejsza. Tusk też to deklaruje, tylko robi wszystko, żeby w Polsce były wojny miedzy wszystkimi i o wszystko, zamiast tej z pandemią. On w tej najważniejszej sprawie nic nie może zrobić, no bo „uwięziony”. Tak, jakby kiedykolwiek mógł. Za to zawsze mógł jątrzyć i przeszkadzać. Cały on, cały Tusk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492725-gdy-donald-tusk-daje-glos-mozna-wysoko-obstawiac