Są sytuacje, w których kandydaci mają możliwość szczególnego sprawdzenia swoich realnych kompetencji społecznych i przywódczych. Należą do nich wszelkiego rodzaju kryzysy i katastrofy. Epidemia koronawirusa już dziś stworzyła kandydatom na prezydentów możliwość autoprezentacji. Jak dotąd tylko jeden wykazuje się realną troską o bezpieczeństwo zdrowotne Polaków. Cała reszta, poza prezydentem Dudą, skupia się jedynie na zmuszeniu rządu do przesunięcia wyborów czyli zbieraniu punktów, które zwiększyłyby szansę na wygraną.
Władysław Kosiniak-Kamysz, mimo składanych bez końca okrągłych deklaracji, nie uległ namowom, by zamienić garnitur na kitel. A przecież właśnie taka powinna być naturalna reakcja lekarza. Nie jest najwyraźniej zdolny do posunięcia, które dla marszałka Stanisława Karczewskiego było oczywiste.
CZYTAJ WIĘCEJ: Karczewski po walce z koronawirusem na pierwszej linii frontu: „Po tym wszystkim kwarantanna. Po 5-7 dniach test”
Z kolei Małgorzata Kidawa-Błońska coraz mocniej brnie we własne nonsensy, nie nadążając nawet za znaczeniem wypowiadanych przez siebie słów. Wydawałoby się, że sytuacja zagrożenia zdrowia i życia to najprostszy kontekst społeczny, w którym mogłaby się odnaleźć. Ale nawet to jest dla niej za trudne. Każde kolejne wystąpienie ośmiesza ją bardziej.
Potrzebujemy bardzo rzetelnej informacji na temat zaopatrzenia w maseczki, sprzęt ochronny. Musimy wiedzieć, w jakich szpitalach tego brakuje. Dlatego, że zbyt dużo informacji niepokojących do nas dociera. Musimy tę sytuację wspólnie opanować
— stwierdziła dziś, nie zwracając zupełnie uwagi, że wspólnie ze swoimi partyjnymi kolegami odpowiada za powielanie fałszywych informacji i rozsiewanie społecznego niepokoju. Nie mogło zabraknąć istoty przemówienia, jakim stały się nieodzowne przejęzyczenia i wpadki. Okazało się, że kandydatka KO na prezydenta nie jest w stanie odróżnić respiratorów od inspiratorów.
Bo trzeba się zastanowić, ile potrzeba jest inspiratorów i ile potrzeba kolejnych szpitali zastępczych. Dlatego są to pytania, na które, mam nadzieję, że po dzisiejszej Radzie, będziemy znali odpowiedzi
– powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska.
Cóż, być może z trudnym słowem „respirator” nie miała dotąd do czynienia. W przeciwieństwie do tego drugiego. Inspiratorów w otoczeniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jest aż nadmiar. To ich starania o przesunięcie wyborów wybrzmiewają tak donośnie. Dobrze wiedzą ile pracy muszą jeszcze włożyć w swoją kandydatkę, by zdolna była wypracować zadowalający wynik. Opozycyjni kandydaci mają też pełną świadomość siły prezydenta Andrzeja Dudy. Dobrze wiedzą, że na tym etapie nie mają szansy go pokonać. Liczą więc, że gospodarcze skutki epidemii i kryzys gospodarczy, który będzie musiał nastąpić, stanie się ich sprzymierzeńcem w tej trudnej walce o prezydenturę.
Nikt z nas nie wie dziś jak potoczą się mroczne następstwa epidemii ani jak długo będziemy musieli z nią walczyć. Jednak wszystkie wysiłki powinny teraz zostać skupione na wspólnym, jednomyślnym działaniu dla dobra i bezpieczeństwa Polaków. Być może za kilka tygodni okaże się, że wybory 10 maja nie są możliwe, ale dziś zamiast skupiać się na tym jednym aspekcie, należy budować wspólnotę i z troską realizować bieżące zadania. Te pojęcia są jednak totalnej opozycji absolutnie obce. Nie ma żadnych realnych działań w tej kwestii. Jest tylko ciągłe rozsiewanie paniki. Postulat przesunięcia wyborów nie wynika z troski o zdrowie obywateli, ale jedynie o zyskanie czasu i ugranie większej szansy na zwycięstwo. Wyjątkowo perfidna gra….
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492598-dlaczego-opozycja-prze-do-przesuniecia-wyborow