Wirus nie wybiera nikogo. W Polsce mogliśmy się o tym przekonać czytając relacje o pozytywnym wyniku testu ministra środowiska Michała Wosia, czy generała Jarosława Miki.
W innych krajach dotkniętych epidemią jest podobnie. We Włoszech zachorował Nicola Zingaretti, szef współrządzącej Partii Demokratycznej. Media informują też o pierwszych przypadkach zgonów wśród urzędników i polityków, którzy zarazili się koronawirusem, tak jak w przypadku Roberta Stelli, odpowiadającego za służbę zdrowia we włoskiej prowincji Varese. David Sassoli, przewodniczący Parlamentu Europejskiego odbywa autokwarantannę, francuski minister kultury Franck Riester poinformował, że został zarażony wirusem, podobnie jak 5 członków tamtejszego parlamentu. Nie inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie zachorowała Nadine Dorries, minister zdrowia. W Hiszpanii skala problemu, zwłaszcza po wielkich feministycznych demonstracjach w Madrycie, w Barcelonie czy Bilbao, które znacznie przyspieszyły rozprzestrzenianie się wirusa może być znacznie większa. Już wiadomo, że zainfekowana została małżonka premiera Sancheza. Ale wirus nie rozprzestrzenia się według linii politycznych podziałów, bo sekretarz generalny partii Vox, Javier Ortega Smith też poinformował, że w jego przypadku test na obecność wirusa wypadł pozytywnie. 53 posłów tej formacji zostało w efekcie natychmiast objętych kwarantanną. Podobnie jak premier Kanady Justin Trudeau, po tym jak zainfekowana została jego żona. Na drugim krańcu świata, w Mongolii, tamtejszy prezydent Khaltmaagiin Battulga objęty został kwarantanną po powrocie z jednodniowej wizyty w Chinach. W Iranie, z którego informacje napływają bardzo skąpo, sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna. Ze szczątków doniesień, wynika, że zainfekowane zostało w praktyce całe kierownictwo państwa, w tym wiceprezydenci, członkowie parlamentu i dowództwo wojskowe. Ten scenariusz może się też powtórzyć na Zachodzie o czym świadczy przypadek Petera Duttona, australijskiego ministra spraw wewnętrznych, który znalazł się w szpitalu w Queensland, po tym jak jego testy wypadły pozytywnie. Dutton właśnie wrócił z Waszyngtonu gdzie odbył serie spotkań, m.in. z Prokuratorem Generalnym Williamem Barrem oraz córką i doradczynią prezydenta Ivanką Trump.
Wcześniejszy alarm, o możliwości zainfekowania wirusem Donalda Trumpa, po tym jak zarażonym okazał się Fabio Wajngarten, sekretarz prasowy prezydenta Brazylii, Jaira Bolsonaro, który spotykał się z amerykańskim prezydentem w jego rezydencji w Mar-a-Lago, okazał się fałszywy. Ale niekoniecznie tak musi być, jeśli idzie o rodzinę amerykańskiego prezydenta, bo jak informują media Wajngarten zdążył w czasie pobytu na Florydzie wziąć udział w przyjęciu urodzinowym narzeczonej Donalda Trumpa Jr.. Senator z Florydy Rick Scott (R), podobnie jak jego kolega z Karoliny Południowej Lindsey Graham (R), rozpoczęli kwarantannę po spotkaniach z brazylijską delegacją. Objęła ona również członków Izby Reprezentantów i senatora z Texasu, którzy brali udział w partyjnej konferencji z udziałem, jak się później okazało, zainfekowanej osoby.
Ta, siłą rzeczy niepełna wyliczanka, pokazuje, nie tylko to, że szalejąca na świecie epidemia ma „demokratyczny” charakter i ofiarami wirusa stać się może każdy. Tym bardziej politycy, którzy z racji wieku i wypełniania funkcji wymagających odbywania wielu spotkań znajdują się w grupie wysokiego ryzyka. Kwestia która staje dziś na porządku dnia jest jednak innego rodzaju. W jaki sposób, w systemie demokratycznym zagwarantować zarówno bezpieczeństwo rządzących, jak i ich demokratyczny mandat? Jest to tym bardziej istotne w sytuacji, kiedy normalne funkcjonowanie instytucji przedstawicielskich jest dziś niemożliwe, a sprawne kierownictwa państwa, zwłaszcza teraz, jest kwestią, dosłownie, życia lub śmierci.
W polskich realiach należałoby zacząć od obniżenia temperatury politycznego sporu. Próby przekonania opinii publicznej, tak jak uczyniła niedawno eurodeputowana Ochojska, dowodząc, że przekazanie pieniędzy polskiemu rządowi są ich marnotrawieniem uznać trzeba nie tylko za działanie podłe, a z politycznego punktu widzenia po prostu głupie. Polacy będą mieli możliwość rozliczenia rządzących, podobnie jak opozycję, za ich postawę i wysiłki w walce z epidemią. Sądzę, że będziemy świadkami wielu niespodzianek.
Teraz jednak trzeba zacząć się zastanawiać w jaki sposób ma funkcjonować polska demokracja i instytucje wymagające kontaktowania się wielu osób, jak np. sądy, w sytuacji przedłużającego się zagrożenia epidemiologicznego. Poważna dyskusja na ten temat, w miejsce prób dezawuowania wysiłków rządu, wyszłaby państwu polskiemu na korzyść. Jest to wyzwanie i szansa dla naszej opozycji. Szansa, bo podjęcie tej kwestii pozwoliłoby jej wyrwać się z jałowego i destrukcyjnego dla nie samej sposobu uprawiania polityki, polegającego na ograniczeniu swej publicznej aktywności do krytyki obozu władzy. Tym bardziej teraz, kiedy siła rzeczy mając więcej czasu mogłaby popisać się swą programową inwencją. Wyzwanie, bo wymaga to umysłowego wysiłku, od którego po latach uprawiania polityki, która sprowadzała się do siania nienawiści, albo mówienia czarne, kiedy obóz władzy nazywał coś białym, można było się odzwyczaić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492375-demokracja-w-czasach-koronawirusa