Rośnie presja opozycji na przełożenie wyborów. Z ostatnich wypowiedzi Władysława Kosiniaka-Kamysza można nawet wnosić, że rozważają oni swego rodzaju bojkot głosowania, gdyby miało się odbyć w wyznaczonym konstytucyjnie terminie:
Parcie za wszelką cenę do wyborów w maju o cyniczne działanie polityczne. Wzywam wszystkich kandydatów do wspólnej deklaracji, że nie będziemy narażać zdrowia i życia naszych Rodaków, przekładamy wybory, bo najpierw musimy wygrać z koronawirusem.
Za tymi słowami kryje się przekonanie, że obecne władze jednak zdają ten wyjątkowo trudny egzamin, i w maju prezydent Andrzej Duda dostałby swego rodzaju premię za skuteczność i refleks całego obozu władzy. Ale kryje się coś jeszcze: przekonanie, że nadchodzące spowolnienie gospodarcze - oby nie kryzys - da opozycji szansę na zmianę trendu. Zresztą teza, że po pewnym czasie trudności i koszty związane z walką z epidemią wywołają jakiś rodzaj społecznej irytacji, a może i gniewu, nie jest pozbawione sensu. To są naturalne, w zasadzie uniwersalne prawa psychologii społecznej.
Jednocześnie z tego co wiemy o przebiegu epidemii można sądzić, że jeśli drastyczne środki zaradcze, zwłaszcza „społeczne dystansowanie się” („social distancing”), będą przestrzegane, to zaraza powoli wygaśnie, a na pewno znajdzie się pod kontrolą. To przypadek Chin i Korei Południowej; także we Włoszech, jak się wydaje, powoli dochodzimy do punktu krytycznego. W maju powinny więc istnieć techniczne warunki niezbędne do przeprowadzenia głosowania.
Opozycja narzeka, że walka z koronawirusem uniemożliwia jej prowadzenie normalnej kampanii. To prawda, ale przecież władze też nie działają w normalnych warunkach, stąpając po bardzo kruchym lodzie. I nie są w żadnej mierze oszczędzane. Można nawet uznać, że są ostrzeliwane wyjątkowo wściekle i toksycznie. Tu każdy płaci cenę i ryzykuje.
Gdyby jednak wyborów nie dało się przeprowadzić w majowym terminie, to trzeba zapytać, na kiedy wyznaczyć nowe głosowanie. Opozycja chciałaby zapewne jesieni, by trafić w kumulację potencjalnych kłopotów gospodarczych. Jeśli jednak na serio potraktować jej zapewnienia, że chodzi tylko o możliwość prowadzenia kampanii oraz zapewnienie bezpiecznego i pozbawionego ryzyka udziału w głosowaniu wszystkim chętnym, to można zapytać, dlaczego nie przesunąć głosowania np. o okrągły rok, a więc o tyle, o ile UEFA przesunęła mistrzostwa Europy w piłce nożnej? To byłoby rozwiązanie najbardziej sprawiedliwe. Rząd miałby szansę posprzątać po kataklizmie, któremu przecież nie zawinił.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/491671-jesli-przekladac-wybory-to-o-caly-rok-a-nie-kilka-miesiecy