To w zasadzie od początku nie była żadna dyskusja o tym, jaki punkt krytyczny musi zostać przekroczony (i kiedy), by wprowadzić stan wyjątkowy i przełożyć tym samym wybory prezydenckie. Mało kto pytał o pracę obwodowych komisji wyborczych (i ich skompletowanie), górę brała i bierze czysta polityka i chłodne, cyniczne kalkulacje. Nie było w tej debacie nawet cienia refleksji, który pozwoliłby na ponadpartyjną zgodę co do odłożenia takiego głosowania na przykład o rok. Rok przedłużonej kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, czas stanu wyjątkowego z ograniczeniem szeregu praw obywatelskich.
Niestety, niemała część przeciwników urzędującego prezydenta po prostu najadła się w ostatnich dniach szaleju. Nie da się bowiem inaczej mówić o apelach, artykułach i tezach, jakie coraz odważniej stawiane są po stronie opozycyjnej.
Wyścig o laur zwycięstwa za najbardziej kuriozalny, a momentami po prostu podły tekst wygrywa - jak na razie - Konrad Szołajski, stawiający takie artystyczne wizje:
Prezydent staje się bohaterem narodowym, wydaje się, że zamierza – śladem księcia Józefa – popełnić efektowne samobójstwo. (…) Otóż kandydat wróci do pałacu, gdzie zasiądzie, a może nawet spocznie pod respiratorem (darem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy). Kamery TVP, starannie omijając znaczek WOŚP, będą pokazywać prezydenta cierpiącego, który – choć zafrasowany – będzie jednak przez łzy uśmiechał się do narodu. I mimo, a właściwie dzięki dręczącej go chorobie wygra wybory.
Machnąłbym na to wszystko ręką, w końcu to reżyser (w dodatku z wielkimi pretensjami do ministra Glińskiego), artystom czasem wolno więcej, także w zakresie po prostu wygłupienia się. Gdyby to był jakiś kabaretowy stand-up, youtube’owy skecz Jerzego Urbana, względnie durny występ internautów w komentarzach pod Sokiem z Buraka - ale to jest, mimo wszystko, jakaś forma dyskusji przyjętej za ważną i poważną. Najedli się szaleju i zapisali się do Soku z Buraka, odtwarzając przemysł pogardy najgorszych lotów. Koszmarnie smutne.
Moim zdaniem ewentualne utrzymanie majowego terminu wyborów prezydenckich jest uzależnione od tego, jak będzie wyglądał świat (a przede wszystkim Polska) za dwa-trzy tygodnie. Jeśli okaże się, że przyjęte restrykcje, którym podporządkowuje się dziś tak wielu Polaków, przynoszą rezultaty, a na horyzoncie widać znaczącą poprawę, a nie tylko ograniczanie negatywnych skutków nadchodzącej fali, można pomyśleć o głosowaniu. To zresztą wtedy będzie mijał czas zgłaszania się kandydatów do komisji wyborczych. Myślę, że jako wspólnota możemy te kilkanaście dni poczekać z decyzją, świat się nie zawali, a kampania i tak będzie kręcić się wokół koronawirusa.
Nawet gdyby miało jednak okazać się, że maj jest terminem nie do utrzymania, to wybory - czy to jesienią, czy wiosną przyszłego roku - będą upływały pod znakiem oceny tego, jak zachowali się rządzący w tak trudnym momencie, jaki dziś przeżywamy (choć pewnie i pod znakiem ewentualnych negatywnych skutków gospodarczych). A tutaj, przynajmniej na razie, co zresztą pokazują również badania, politycy obozu rządzącego profesjonalnie zdają egzamin. I nie chodzi wyłącznie o podejmowane decyzje (tutaj efekty poznamy za pewien czas), ale także, a może i przede wszystkim o profesjonalną komunikację i zarządzanie emocjami. A to robi się również poprzez pokazywanie się w mediach: odpowiedzialnie, z maksymalnym poziomem bezpieczeństwa, zachowanymi regułami i dmuchaniem na zimne - ale jednak. To również ważne w kontekście społecznych emocji. Trzeba robić swoje - i prezydent, i premier, jak na razie robią to jak trzeba.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/491530-najedli-sie-szaleju-i-zapisali-sie-do-soku-z-buraka