Ileż to razy słyszeliśmy w ostatnich latach, że przesadzamy w powadze podejścia do spraw polskich. Ileż to obelg się posypało, zarzutów.
Bo odmówiliśmy zagrania w grę pod tytułem „prawda leży po środku”. Jakże miłe było i jest życie dla wszystkich, którzy w to weszli: sypią się zaproszenia do TVN, „Wyborcza” i parówkowe wp.pl przestają obrabiać człowieka, przemysł pogardy zdejmuje z celownika. Ale nie mogliśmy w to wejść. Nie umielibyśmy. Przez ostatnie lata prawda nie leżała bowiem po środku. Ktoś - mimo potknięć chciał Polski silnej i sprawnej, a ktoś chciał ją demontować.
Wiedzieliśmy też i wiemy, że idee mają swoje konsekwencje, a za złe zarządzanie polskimi sprawami zawsze prędzej czy później płacą Polacy.
Dlatego biliśmy się zawsze o pozostawienie w rękach narodowych kilku nie sprywatyzowanych jeszcze koncernów strategicznych, wspieraliśmy wzmocnienie bezpieczeństwa państwa np. przez tworzenie wojsk terytorialnych, broniliśmy wszystkiego, co państwo polskie wzmacniało.
I biliśmy na alarm, kiedy rzucano Polakom na stół szkodliwe propozycje. Takie jak projekt decentralizacji państwa, de facto rozbicia dzielnicowego, do dzisiaj będący rdzeniem pomysłu programowego części opozycji na przyszłość Rzeczypospolitej.
W czerwcu ubiegłego roku na łamach tygodnika „Sieci” napisałem: 21 tez samorządowych władców. Co by zostało z Polski? Dla życia narodowego byłaby to katastrofa. I tak niewielka dziś siła państwa polskiego zostałaby zredukowana o 90 proc..
I dalej:
Żylibyśmy w ksiąstewkach (dzielnicach) rządzonych przez sitwy, z własnymi policjami, mediami, urzędami, podatkami, szkolnictwem, mającymi do dyspozycji cały publiczny majątek. Te środowiska miałyby też prawo weta na poziomie centralnym. Poziom siły władzy centralnej, już niewielki, byłby zredukowany o 90 proc. Dla życia narodowego byłaby to katastrofa […]. W efekcie nastąpiłby rozbiór państwa polskiego.
Wojciech Biedroń na łamach „Sieci” dodawał:
Znikną wojewodowie, którzy wciąż mają, wprawdzie niewielki, ale jednak wpływ i kontrolę nad gminami. Samorządy domagają się też swojej policji, która nie będzie podlegać Komendantowi Głównemu Policji. To niebezpieczna propozycja. Posiadanie własnej uzbrojonej formacji może być pokusą do inwigilacji obywateli oraz do skuteczniejszego zamiatania pod dywan kolejnych afer związanych z samorządem. Kolejnym punktem i żądaniem zbuntowanych samorządów jest własna oświata, która nie ma nic wspólnego z ministerialnym programem nauczania. Zlikwidowane mają być kuratoria oświaty.
Jak takie lokalne księstewka, malutkie, pełne egoizmów, poradziłyby sobie ze związanymi z wyzwaniami wynikającymi z kryzysu wokół pandemii koronawirusa? Odkładam na bok cechy osobiste lokalnych przywódców - są różni. Ale każdy chyba już rozumie, że bez silnej władzy centralnej niczego nie da się w tak trudnej sytuacji zdziałać. Podobnie jak każdy wie, że nie istnieje realna siła zdolna przeciwstawić się poważnemu zagrożeniu na poziomie europejskim. I znowu - to nie zarzut, to opis, który ma konsekwencje.
Wypada powtórzyć za ministrem Antonim Macierewiczem: „Co takiego wam Polska zrobiła, że tak ją pozostawiliście bezbronną?”?
Co im uczyniła Polska, że chcieli uczynić ją bezbronną także wobec takich kryzysów?
Sprawy polskie wymagają poważnego podejścia, a za niepoważnych, infantylnych przywódców, prędzej czy później narody słono płacą. Panu Bogu dziękujmy, że tym razem potoczyło się to inaczej.
Przeżywamy kryzys światowy, ogromny. Będzie bardzo ciężko, ale walczymy odważnie i sensownie, z szansami na minimalizację skutków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/491506-co-im-polska-zrobila-ze-chcieli-ja-uczynic-bezbronna