W czasie próby trzeba wybrać między odpowiedzialnymi, doświadczonymi pilotami, a beztroskimi, początkującymi adeptami pilotażu.
Podstawowe pytanie w tych dniach brzmi: czy leci z nami pilot? Czy leci z nami pilot jako państwem, społeczeństwem, wspólnotą? Ale także na niższym poziomie – czy leci pilot z opozycją i jej poszczególnymi koalicjami czy partiami? To jest jednak tylko pierwszy etap, bo jeszcze ważniejsze jest to, czy, jak i gdzie ten pilot wyląduje. A jeśli nie pilot to jakikolwiek członek załogi albo, w ostateczności, ktoś z pasażerów. To niełatwa sprawa, bowiem lot nie jest bezpieczny, a turbulencje to tylko przedsmak kłopotów. Odpowiedź na pytanie o pilota na poziomie państwa jest oczywista, nawet dla przeciwników rządu zjednoczonej prawicy: pilot leci, a cała załoga ma kontrolę nad maszyną. Pilot to premier Mateusz Morawiecki, a drugi pilot – minister zdrowia Łukasz Szumowski. Skład załogi jest oczywisty, więc nie trzeba go nawet wymieniać. I jeszcze jest kontroler lotu – prezydent Andrzej Duda.
Po stronie opozycji sprawa nie jest prosta. Jako całość ma ona kilku uczestników kursu pilotażu, kilku szybownictwa lub baloniarstwa, ale pierwszego pilota niekoniecznie. W miarę dobrze prezentuje się kursant Adrian Zandberg, choć na razie ćwiczy na małej maszynie, natomiast kursant Włodzimierz Czarzasty jest chyba na wagarach. Kursant Robert Biedroń sprawia z kolei wrażenie, jakby startował w szkoleniu balonowym, a nie pilotażu. Kursant Władysław Kosiniak-Kamysz raz jest pilotem szybowca (zależnym od warunków pogodowych), innym razem – skoczkiem spadochronowym. Najtrudniej jest się zorientować, czy leci pilot samolotem Platformy Obywatelskiej. Kandydatka na prezydenta Małgorzata Kidawa – Błońska jest tylko pasażerem, w dodatku chyba nie do końca świadomym, dokąd leci samolot. Pierwszym pilotem nie jest też przewodniczący PO Borys Budka, który dopiero czyta instrukcję podstawowych czynności pokładowych.
Emerytowany pilot Grzegorz Schetyna nie wyrywa się nawet do szkolenia adeptów pilotażu z własnej partii. A takie postacie, jak Sławomir Neumann, Bartosz Arłukowicz, Michał Szczerba, Radosław Sikorski, Joanna Mucha czy Sławomir Nitras nie przypominają prawdziwych pilotów, tylko ich parodię z filmu „Czy leci z nami pilot?” Jima Abrahamsa i braci Davida oraz Jerry’ego Zuckerów. Osobny rozdział to kursant Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. Ten po prostu jest na zwolnieniu lekarskim – zapewne z powodu choroby lokomocyjnej. Ale to i tak dużo lepiej niż w wypadku Artura Wasiewskiego, szefa miejskiego sztabu zarządzania kryzysowego w Kołobrzegu. Ten poleciał sobie na urlop do Egiptu. Formalnie Artur Wasiewski ma papiery na pilota, gdyż ukończył Szkołę Oficerską we Wrocławiu (specjalność ochrona przed skażeniami), Akademię Obrony Narodowej (doktor nauk wojskowych) i dokształcał się podyplomowo na uniwersytetach w Warszawie, Krakowie i Szczecinie, ale zachowuje się jakby nie miał najmniejszej ochoty na pilotowanie czegokolwiek. Sam Wasiewski ma korzenie w SLD, ale Kołobrzegiem rządzi Anna Mieczkowska z PO.
Z Platformą Obywatelską jest ten problem, że tam właściwie najważniejsze postacie nowego zarządu nie bardzo wiedzą nie tylko, kto powinien być pierwszym pilotem, mimo że mają szefa, ale też dokąd mają lecieć i czy w ogóle. Nawet niektórzy członkowie tej partii (nazwisk nie wymienię, bowiem mieliby „przechlapane”) patrząc na to, co robią Mateusz Morawiecki i Łukasz Szumowski, są w dużym kłopocie, bo ich liderzy wypadają przy premierze i ministrze zdrowia jak dzieci we mgle. I przyznają, że może to dobrze, iż premierem nie jest w tym trudnym czasie „leser” Donald Tusk czy „gospodyni” Ewa Kopacz, zaś ministrem zdrowia ta druga bądź Bartosz Arłukowicz. Nawet oni po prostu dobrze życzą Polsce i Polakom. No, ale ci rozsądni politycy PO to nie są postacie z parodii, czyli ich partyjni koledzy wymienieni w kontekście filmu Abrahamsa i braci Zuckerów. Ci hołdują opisanej przeze mnie 13 marca zasadzie: „skuś baba na dziada”.
Mając pewność, że jeśli chodzi o państwo, pilot leci i panuje nad maszyną, nie mamy i nie możemy mieć pewności, czy maszyna bezpiecznie wyląduje. Żaden pilot – poważny przywódca państwa tej pewności obecnie nie ma. Poza Polską można jednak (z małymi wyjątkami) liczyć na lojalność wobec własnego rządu (załogi) oraz na przyzwoitość (przestrzeganie zasad na pokładzie). W Polsce rządzący (piloci) liczyć na to nie mogą. Mimo że robią wszystko, a nawet więcej, często kosztem ogromnego zmęczenia i niedospania, żeby lądowanie przebiegło pomyślnie. Wystarczy popatrzeć na Łukasza Szumowskiego i dowolnego ważnego polityka PO, żeby zobaczyć, kto tu jest poważny, kompetentny, oddany zadaniu, nauczony etosu służby i gotów pracować z ogromnym zaangażowaniem. Nie warto ciągnąć takich porównań, bo nie kopie się leżącego.
W tak wrogim otoczeniu, w jakim funkcjonuje rząd Mateusza Morawieckiego, każdy błąd, nieszczęśliwy zbieg okoliczności czy nawet dramatyczne zdarzenie, którego nie sposób było przewidzieć bądź mu przeciwdziałać, będzie zamieniony w piekło. I wprawdzie zwykle można liczyć na rozsądek i moralny kręgosłup społeczeństwa, jednak jakiś wyjątkowy ciąg manipulacji czy skumulowana nagonka opozycji mogą się obrócić przeciwko tym, którzy zrobili bardzo wiele, by Polska bezpiecznie przeszła przez pandemię koronawirusa. Takie niebezpieczeństwo istnieje, tym bardziej że wielu nie może się doczekać, aby jakiś czarny scenariusz się zrealizował. Ale nawet, gdyby mogło do tego dojść, warto wybrać między odpowiedzialnymi, doświadczonymi pilotami, a beztroskimi bądź zagubionymi kursantami, którzy nawet nie wiedzą, czy są na kursie pilotażu, zaś o lataniu i lądowaniu nie mają bladego pojęcia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/491163-czy-leci-z-nami-pilot-opozycja-jest-na-kursie-baloniarstwa