To trudny czas. Dni, które przyniosą odpowiedź na pytanie, co jest silniejsze i co zwycięży na kilku frontach walki, które przed nami, jako społeczeństwem i państwem, zostały otwarte znienacka i bez naszej winy.
Czy zagrożenie koronawirusem osłabi albo choć uśpi wirusa nienawiści, tak troskliwie hodowanego przez polityków od lat? Czy instynkt odpowiedzialności za państwo i obywateli okaże się silniejszy niż pokusa wykorzystania tragicznych wydarzeń w wyścigu o władzę, wyścigu który – jak zdołaliśmy się już przekonać – nie rządzi się żadnymi zasadami i dla pognębienia konkurenta korzysta się z najbardziej brudnych metod, powoli sącząc do opinii publicznejprzekonanie, że cel uświęca środki i wszystkie chwyty są dozwolone, bo „nasza jest Polska tylko” i jest tylko jedna racja i „my ją mamy”.
Będziemy musieli zdać kilka egzaminów na różnych poziomach naszego życia. Na tym najbardziej podstawowym przypomnieć sobie, co znaczy solidarność, nie ta w cudzysłowie i pisana z wielkiej litery, ale zwykła, międzyludzka, dostrzegająca drugiego człowieka, który często tuż „za ścianą”, osamotniony i bezradny wypatruje, czasami bez nadziei, pomocy i wsparcia. Zdjąć z oczu klapki, na chwilę zapomnieć, za czym tak gonimy w codziennym życiu, jakie dobra z zapałem gromadzimy, jak bezwzględni bywamy w wyścigu po życiowy sukces, często definiowany jako kolejne szczeble kariery czy dodatkowe sumy na bankowym koncie, obejrzeć się za siebie, zatrzymać i stwierdzić, że są tacy, którzy pozostali za nami daleko w tyle i sami sobie dzisiaj nie poradzą.
Egzamin zdają również ci, którym powierzyliśmy prawo do działania w imieniu państwa oraz społeczeństwa i od których oczekujemy, że w chwilach próby potwierdzą, że otrzymany od nas mandat nie był zaufaniem wyrzuconym w błoto.
Oczekujemy państwa sprawnego, potrafiącego działać w ekstremalnie trudnych warunkach i w sytuacji, której nie dało się ani przewidzieć, ani przećwiczyć wcześniej. Każdy z nas ma prawo do oceny, na ile te oczekiwania się spełniają i na pewno w przyszłości takiej dokonamy.
Teraz chcemy sprawnego działania, informacji, tłumaczenia potrzeby restrykcyjnych czasami decyzji, a przede wszystkim przekonania, że wszystko, co leży w możliwościach państwowego aparatu jest wykorzystywane, by mieć podwaliny do odbudowy poczucia bezpieczeństwa, nawet jeśli tylko w ograniczonym zakresie.
To także czas odsiewania ziarna od plew – nigdy wcześniej aż tak wyraźnie nie można było określić, jakimi zasadami i wartościami kierują się politycy w służbie publicznej, bo i samo pojęcie „służba publiczna” mocno się zdewaluowało,a dążenie do zdobycia władzy tylko po to, by ją mieć i wykorzystywać dla własnych celów, a nie, górnolotnie mówiąc, dobra wspólnego, stało się drogowskazem dla dużej części klasy politycznej.
Trudno zapomnieć o politycznych upokorzeniach, zniewagach, o latach bezsilnego zabiegania o to, by odgrywać jakąś publiczną rolę, ale ten czas jest właśnie takim, który powinien z siłą tsunami zatopić to wszystko, co tworzyło rowy nie do przekroczenia, nawet jeśli byłoby to tylko chwilowe zawieszenie broni. Toska o obywateli i państwo powinna wybrzmieć znacznie silniej w przekazach tych, którzy jeszcze dla wielu Polaków są autorytetem, niż zaniepokojenie krytycznymi uwagami pod adresem Unii Europejskiej, której bezsilność i inercja wobec światowego, a przede wszystkim europejskiego kryzysu jest dla wszystkich widoczna.
Kłamstwa, fake newsy, wprowadzanie opinii publicznej w błąd, próby dyskredytowania poczynań rządu w zapowiadanych rewelacjach o „bezczynności” Ministerstwa Zdrowia na początku epidemiologicznego kryzysu, pochylanie się z „troską” nad jednostkowymi przykładami restauratorów czy biznesmenów, którym państwo „niszczy” interesy swoimi decyzjami, ograniczającymi gospodarczą działalność, sianie niepokoju poprzez insynuacje o wprowadzaniu „dyktatury”, stałym zamknięciu granic itp., itd. może podziała na jakąś niewielką grupę wyznawców, tak zdeterminowanych w swoim pragnieniu powrotu do przeszłości, że wszystko przełkną. Jednak w świadomości społecznej przeświadczenie, że ponieść musimy jakieś straty – każdy indywidualnie i całość jako państwo –jest czymś oczywistym, bo jest to ceną, jaką zapłacimy za to, by ta tragedia nie skończyła się potężną katastrofą.
Polacy – co już niejednokrotnie udowadniali – nie tylko przejdą kolejną próbę, choć nie bezboleśnie i bez strat,nie tylko przypomną sobie, że jesteśmy narodową wspólnotą, zobowiązaną do wzajemnego wspierania siebie ipaństwa, ale także – mam nadzieję – wykorzystają późniejszy czas na refleksję i spróbują odsiać ziarno od plew – na każdym poziomie swojego życia, poczynając od rodzinnych i sąsiedzkich więzi, a naocenie zachowania osób publicznych kończąc, nawet jeśli ta ocena sprowadzałaby się do prostego stwierdzenia, czy ktoś zachował się choćby przyzwoicie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/491137-my-i-oni-czas-odsiewania-ziarna-od-plew