Status totalnego opozycjonisty wymaga nieustannego jątrzenia, żeby nie wyjść na mięczaka i ugodowca, nawet w nieszczęściu.
Są politycy, których natury i kultury nie da się zmienić. Natury, bo to coś, co długo i specyficznie ewoluowało. Kultury, bo mogło nie dojść do jej nabycia tudzież przyswojenia, a jeśli doszło, to w wersji szczątkowej. Chyba nie ma nadziei, żeby poseł Michał Szczerba (PO) nie dezinformował, np. że w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie przygotowano izolatki dla VIP (z respiratorami). Nie ma też nadziei, że poseł Adam Szłapaka (KO, Nowoczesna) powstrzyma się od wycieku z nieokreślonej części ciała bzdury o tym, że prezydent Andrzej Duda już w połowie stycznia 2020 r. w Szczecinie miał mówić o pierwszych w Polsce przypadkach zakażenia koronawirusem. Tak jak szkoda czasu na czekanie, kiedy eurodeputowana Róża Thun (PO) przestanie uważać za zło wcielone współpracę rządu z firmą Google, by po wpisaniu nazwy choroby (COVID-19) pojawiały się strony ministerstwa zdrowia, ministerstwa cyfryzacji czy Światowej Organizacji Zdrowia z najbardziej potrzebnymi informacjami.
Nie da się chyba przekonać nikogo w PO (KO), z Małgorzata Kidawą-Błońską na czele, że testów wykrywających koronawirusa jest kilkudziesięciotysięczny zapas (a będzie jeszcze większy) i że nie ma potrzeby, ani możliwości, by każdy musiał się takiemu testowi poddać.Po prostu ponad 37 mln obywateli trzeba by testować co pięć dni, bo tyle wynosi okres inkubacji. Czy Małgorzata Kidawa-Błońska, która domaga się powszechnej dostępności testów, wie, o czym mówi? Adrian Zandberg punktujący jej żądania całkiem wyraźnie sugeruje, że nie wie. W zaistniałej sytuacji rząd uznał, że uzasadnione jest testowanie wszystkich objętych kwarantannąDodać jeszcze wypada, że nie da się przekonać marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego (PO), żeby nie brnął w opowieści, iż nic mu nie groziło podczas pobytu we Włoszech, a po powrocie on nikomu nie zagrażał. A gdy już zabrnął, zarzuca nas opowieściami o centrach zbierania danych i charakterze wirusa, tak jakby te dane i informacje anulowały jego lekkomyślność.
Deklaratywnie wszyscy się przejmują powagą sytuacji, tylko gdy przychodzi do konkretów, zaczyna się licytacja na to, ile dziur w całym poszczególni politycy totalnej opozycji znajdą. A jeśli nie znajdują, to sami je wiercą. Nie mogą się przecież powstrzymać od bycia politykami totalnej opozycji, a ten status wymaga nieustannego jątrzenia, żeby nie wyjść na mięczaka i ugodowca. Z troski o obywateli to robią, gdyż sami przyzwyczaili nas do najwyższych standardów, gdy rządzili, więc nie mogą pozwolić, by ich następcy cokolwiek sknocili. Do tego dochodzą ci, których natury i kultury nie da się zmienić. I mamy to, co mamy, czyli taką troskę, że gdyby coś nie działało, mielibyśmy piekło. A tak mamy piekiełko i diabełków z widłami z tektury i rogami z papier mâché. I to mimo że sytuacja wymagałaby powagi.
Jak walczyć z niereformowalną naturą i niewidoczną kulturą oraz z hardkorowym paradygmatem totalnego opozycjonisty? Chyba nie ma nadziei, że się da i że warto. Można się w tym upewnić czytając np. wyjątkowo grzeczny wpis Radosława Sikorskiego na Twitterze: „Jako obywatel i przedstawiciel wyborców ŻĄDAM zawieszenia mszy. (…) Możecie pozarażać siebie, wiernych, ich krewnych i całe społeczeństwo”. Ponieważ żądanie jest adresowane do episkopatu, można wnioskować, że to biskupi pozarażają tych wymienionych wyżej. Sikorski jeszcze poucza, jak marksiści w czasach tzw. naukowego komunizmu, że „ochrona zdrowia jest domeną nauki, nie wiary”. Zapewne biedaczek nie słyszał o tysiącach sióstr zakonnych zajmujących się ochroną zdrowia nie z naukowych powodów, lecz z powodu wiary właśnie, i to na najbardziej niewdzięcznych polach, np. w hospicjach, z terminalnie chorymi. I im akurat nauka niewiele może pomóc, zaś wiara i te siostry wiarą motywowane – bardzo dużo.
Skoro nawet nieszczęście, a tym jest przecież obecna pandemia, nie jest w stanie wpłynąć na Sikorskiego, Szczerbę, Szłapkę, Thun z jednej strony, a Małgorzatę Kidawę-Błońska i Tomasza Grodzkiego z drugiej i przywrócić im to, co utracili albo czego nie nabyli, może trzeba się pogodzić, że żyją miedzy nami ludzie, których ewolucja przebiegła w specyficzny sposób, a kultura nie zdążyła się spotkać z tą ścieżką natury. Trudno. Zresztą podobno różnorodność to wartość. Może nawet taka. Ale przypuszczam, że wątpię.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/490866-diabelki-z-widlami-z-tektury-i-rogami-z-papier-mache