Coraz częściej opisywanie działań (niektórych) ważnych polityków opozycji przypomina kopanie leżącego, niemniej jednak zwłaszcza przy tak trudnych dla wspólnoty państwowej kwestiach jak zagrożenie koronawirusem trzeba zwracać uwagę na pewne sygnały, które otrzymujemy od polityków PO-KO.
Mieliśmy już absurdalne tezy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Jana Vincenta Rostowskiego o ukrywaniu przypadków koronawirusem z powodu konwencji kandydatki KO w wyborach prezydenckich, słyszymy dziś z jej ust (wywiad dla Onetu) opowieści o tym, że z żadnego wpisu pani marszałek nie wycofałaby się, a jej podejrzenia były motorem napędowym do działań ministra Łukasza Szumowskiego i całego rządu.
Mieliśmy marszałka Senatu, prof. Tomasza Grodzkiego, który w szczytowym momencie rozwoju zagrożenia koronawirusem wyjeżdża na niemal tygodniowy urlop do Włoch, a po powrocie - jak gdyby nigdy nic - wybiera się prosto do pracy, narażając funkcjonariuszy SOP, współpracowników i inne osoby przebywające przy Wiejskiej. Trzecia Osoba W Państwie pogrąża się przy okazji, przekonując, że nic się nie stało, bo wówczas w Italii w zasięgu 30 km nie było zagrożenia, więc pan marszałek wypoczął. Kiedy nawet Monika Olejnik zwróciła mu uwagę, że to opowieści kuriozalne (a przecież pan marszałek to lekarz…), na prezenterkę TVN wylało się morze pretensji. To zresztą charakterystyczne, że politycy PO-KO (no dobrze, ich niemała część) zaczynają reagować złością nie na komentarze mediów zaszufladkowanych jako prawicowe, ale na wyrażających od wielkiego dzwonu krytyczne zdanie publicystów „Wyborczej”, „Polityki” czy właśnie TVN.
Lećmy dalej. Po technicznej, kompletnie oderwanej od polityki decyzji, by internauci po wpisaniu w wyszukiwarkę Google’a hasła „koronawirus” zostali odesłani do witryn odpowiedzialnych, prezentujących zweryfikowane dane, na dyrektorkę Google’a ds. Polityki Publicznej w Europie Środkowo-Wschodniej spadła… krytyka. Róża Thun najwidoczniej postanowiła zapisać i zespół Google do PiS, bo pani dyrektor dostało się za wpis, w którym poinformowała o wspomnianych wcześniej wyszukiwaniach.
No dobrze, bądźmy fair: w ciągu ostatnich gorących tygodni mieliśmy też przynajmniej kilka postaw propaństwowych w szeregach opozycji. Sensowne poprawki klubu Lewicy do specustawy zostały przyjęte przez większość w parlamencie, uwagi polityków PO-KO zgłaszane przez obecnych na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego zostały wysłuchane przez prezydenta Dudę i uwzględnione w codziennych poczynaniach rządu, a pani poseł Izabelę Leszczynę stać było na (co prawda złośliwe, ale jednak) pochwalenie polityki informacyjnej ministra Łukasza Szumowskiego.
Przyznajmy jednak zupełnie serio: taka opozycja jak w ostatnich odsłonach Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Tomasz Grodzkiego, Jana Vincenta Rostowskiego czy Róży Thun nie tylko nie ma szans zawalczyć o zwycięstwo w majowych wyborach (skutecznie zniechęcając potencjalnych wyborców do głosu w ewentualnej II turze), ale także otwiera szeroko furtki do rządzenia PiS przez kolejne cztery lata. A może i dekady. Mijają kolejne tygodnie, miesiące i lata w szeregach opozycji, a refleksji tam tyle, co kot napłakał. I trudno ocenić, że to tylko jakieś marginalne pozostałości po roku 2015, skoro przynajmniej duet Kidawa-Grodzki nadaje dziś ton polityce największej partii opozycyjnej i jest twarzą jej poczynań. Przy Nowogrodzkiej mogą spokojnie wrócić do wewnętrznych kłótni.
Jeśli prezydent Duda ma z kimś przegrać, to z koalicją Emocji i Ambicji (i to nie tylko własnych)
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/490621-thun-zapisuje-google-do-pis-taka-opozycja-rzuca-recznik