Najgorsze jest dowartościowywanie się kandydata na Pierwszego Męża kosztem obecnej Pierwszej Damy. Prawdziwy Gentleman by na to nie wpadł.
Można się było tego domyślać, ale jednak empiryczne potwierdzenie wywołuje niedowierzanie, choć też pozbawia złudzeń. Jan Kidawa-Błoński wystąpił w roli kandydata na Pierwszego Męża (w „Gazecie Wyborczej” – a jakże oraz z towarzyszeniem niezawodnej w takich sytuacjach Doroty Wysockiej-Schnepf) i rozwiał wszelkie wątpliwości. Zarówno co do swej żony – kandydatki na prezydenta, jak i co do siebie samego. To dość ambarasujące, ale może to dobrze, że prysły wszelkie złudzenia. Pierwsze złudzenie było takie, że różne wpadki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej mogą nie mieć głębokiego podłoża. Jednak mają, a Jan Kidawa-Błoński tylko potwierdza, że są to wady niejako „systemowe”, zaś on sam jest częścią tego systemu. Bo choć może wypowiada się sprawniej niż żona, to jednak jest to ta sama treść i bardzo podobny poziom. Drugie złudzenie to nadzieja, przynajmniej niektórych, że w wypadku Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (i jej męża) mamy do czynienia z pewnym poziomem kompetencji kulturowej, jakimiś ponadprzeciętnymi umiejętnościami społecznymi oraz kindersztubą. Nic z tego.
W kwestii umiejętności społecznych, bo od tego kandydat na Pierwszego Męża zaczął swoją pogawędkę, jest gorzej niż źle. Jan Kidawa-Błoński dołączył do Pauliny Kosiniak-Kamysz atakującej Agatę Kornhauser-Dudę. Zarzuca Pierwszej Damie uporczywe milczenie, podczas gdy on by „nie wytrzymał”. Bo, jak podpowiada Wysocka-Schnepf, „był i strajk kobiet, później strajk nauczycieli, pani prezydentowa jest nauczycielką, i były listy do niej, prośby, by się odezwała. I nic”. „To jest dziwne” – skonstatował kandydat na Pierwszego Męża (bo raczej nie Pierwszego Gentlemana). A przecież „prezydentowa Kwaśniewska brała bardzo czynny udział w życiu społecznym, wypowiadała się, miała jakieś stanowisko, znaliśmy ją. To pracowało też na małżonka”. A „milczenie tej lepszej części małżonków, wcale nie pomaga tej drugiej części”.
Kandydat na Pierwszego Męża nie ma pojęcia, co faktycznie robi Agata Kornhauser-Duda, a robi dużo więcej niż Jolanta Kwaśniewska i nie na pokaz. I dość powszechnie wiadomo, że mowa bardzo często przykrywa brak czynów. Komunikacja na poziomie tych, którym obecna Pierwsza Dama pomaga jest bez zarzutu, bo chodzi o pomoc, a nie o lans. A kandydatowi na Pierwszego Męża chodzi o lans. Co z tego, co „wypowiadała” Jolanta Kwaśniewska dało się zapamiętać? Co takiego odkryła w swoich „wypowiedziach”? Co słowa Jolanty Kwaśniewskiej zmieniły, na co realnie wpłynęły? Właściwie nic z tego nie zostało, bo w lansie chodzi tylko o mówienie, a nie powiedzenie czegoś, a tym bardziej czegoś ważnego. Po co Agacie Kornhauser-Dudzie lansiarska mowa-trawa? Po nic, skoro się nie lansuje. Co z tego mają ci, do których mowa-trawa jest kierowana? Nic.
Nie chodzi jednak o fakty, lecz o przekonanie Polaków, że Agata Kornhauser-Duda nie spełnia wymagań Pierwszej Damy, nie jest samodzielna, jest bo jest. Czytaj: jest tak samo niesamodzielna i konformistyczna jak jej mąż – prezydent RP. Kandydat na Pierwszego Męża bierze udział w dość bezmyślnej akcji deprecjonowania i stygmatyzowania obecnego prezydenta i jego żony. To samo robili w Jasionce Władysław Kosiniak-Kamysz i jego żona Paulina. W domyśle: Kidawa-Błońscy i Kosiniak-Kamyszowie są samodzielni i niezależni i tacy będą, gdyby Małgorzata albo Władysław wygrali wybory. Dotychczas ani jedno, ani drugie tych cech nie ujawniło sprawując funkcje państwowe, podobnie jak współmałżonkowie temu towarzysząc, ale fakty są nieważne. Ważna jest „gęba”, choć to kompletna bujda na resorach. I o ile Paulina Kosiniak-Kamysz robi to raczej taktycznie (co nadal ładne nie jest), o tyle Jan Kidawa-Błoński zdaje się w to wierzyć. A to już jest cokolwiek ambarasujące, no bo przecież elita, tradycja, salony, maniery, elegancja Francja. A tu schemat na schemacie i typowo poprawniacki sznyt, czyli banał i trywialność. No i ewidentne zakłamywanie rzeczywistości. Ale najgorsze jest to dowartościowywanie się kosztem Pierwszej Damy. Prawdziwy Gentleman nawet by na to nie wpadł. No, ale to by trzeba być prawdziwym gentlemanem.
Jan Kidawa-Błoński daje się uwieść marzeniom o swoim niemilczeniu, gdyby został Pierwszym Mężem i on ma „swoje zdanie na wiele ważnych tematów”, a nie ma „obawy przed tym, że się coś chlapnie”. Może niesłusznie ma to zdanie i nie ma tych obaw. Podobnie jak jego żona, kandydatka na prezydenta. Wielu niemądrych sytuacji i słów dałoby się uniknąć, a Polacy nie dowiedzieliby się, z kim tak właściwie mają do czynienia. A mają z wzorcem z Sevres intelektualnej niesamodzielności, za czym stoją myślowe kalki, uproszczenia, trywializmy i odkrycia na miarę tego, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny. W kwestii „praworządności” jak Kidawa-Błoński „krzyknąłby”, bo „za tym się kryje łamanie konstytucji”. I to jest „szalenie istotne”, bowiem „wszystkich nas obywateli obowiązuje konstytucja”. Odkrywcze? Niebywale! Tym bardziej że takie samo zdanie mieliby i Małgorzata, i Jan Kidawa-Błoński jako Pierwszy Mąż. Albo o TVP: „oni w telewizji publicznej zawsze mówią to samo, już się na to jakoś uodporniłem. Tylko badawczo to traktuję. Jednak nie mogę udawać, że żyję w świecie, którego nie ma. Ten świat nas otacza i żeby się jakoś odpowiedzialnie do niego odnosić, trzeba mieć wiedzę na jego temat. Jesteśmy bombardowani informacjami, jest ich w tej chwili zdecydowanie za dużo, więcej, niż właściwie potrzebujemy”. Niesamowite? Bardzo!
Kandydat na Pierwszego Męża Jan Kidawa-Błoński jest „twórcą”, więc nawet w roli towarzyszącej nie porzuciłby tworzenia. Oraz „wspierania jakoś młodych polskich talentów. Ze wszelkich dziedzin”. Inny słowy, odnalazłby się w rolach mentora, łowcy talentów i mecenasa. To oczywiste, skoro odnalazł taki talent jak kandydatka na prezydenta. W dodatku nie miałby takich kłopotów jak minister kultury Piotr Gliński, który „stawiał na nowe elity” ale to się „nie do końca udało”. Ale jak się miało udać, skro elita jest jedna i to jest dokładnie to towarzystwo, do którego należą Małgorzata Kidawa-Błońska i kandydat na Pierwszego Męża. I z „takim faktem pan minister [Gliński] musi się po prostu pogodzić”. Elitarność ma się w genach, a jeśli ktoś tego nie uznaje, to może się tylko ośmieszyć - tak jak komuniści, którzy mieli koncepcję, że „inteligencję starą wycinamy w pień i tworzymy nowe elity. I niby tworzono - z ludzi pochodzenia chłopskiego, proletariackiego i tak dalej”. Ale to wszystko jak krew w piach, bowiem „te nowe elity zbliżały się do tych starych, bo tam były te wartości, tam było to ciekawsze”. Dlatego „pewnych rzeczy po prostu nie da się zrobić”.
Z perspektywy „genetycznej” elity (co podkreśla jeszcze zamieszkiwanie w domu - dworku pamiętającym czasy słynnych pradziadków) „prezydent, który siedzi na peronie kolejowym” wygląda „niepoważnie”. Bo „z jednej strony mówimy o majestacie prezydenta, a z drugiej - jakiś peron kolejowy, jakiś stolik”. Elita patrzy na to z niesmakiem i politowaniem, bo to takie plebejskie, a plebs to nie jest punkt odniesienia. Chyba że jako marne tło dla wspaniałej elity. I jako przedstawiciel elity oraz depozytariusz jej kanonu wartości Jan Kidawa-Błoński będzie „robił wszystko, żeby jak najlepiej wypełniać moją rolę [Pierwszego Męża]”. Chociaż „nie ma nigdzie właściwie żadnych norm czy procedur, co może, a czego nie może robić małżonek prezydenta. Nie wiadomo tego”. Kokieteria. Na pewne elitarne geny coś podpowiedzą i będzie Francja elegancja. Co najmniej na miarę Jolanty Kwaśniewskiej. Co najmniej, bo przecież nawet ona nie ma tak dobrych elitarnych genów jak Małgorzata i Jan Kidawa-Błońscy. Jak widać, niedaleko rośnie jabłoń od spadającego jabłka czy jakoś tak.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/490142-jan-kidawa-blonski-jak-ulal-pasuje-do-swojej-zony