Strategia sztabu kandydatki Platformy musi być podobna do tego, co umożliwiło Platformie Obywatelskiej przetrwanie mimo że wiele osób wskazywało na perspektywę upadku tej partii po poprzednich wyborach parlamentarnych z 2015 roku, to znaczy przedstawianie siebie jako głównego oponenta, w tym wypadku obecnej głowy państwa i w tym sensie niczego nowego nie obserwujemy, co najwyżej ze strony wizerunkowej, marketingowej, technicznej. Trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek inną strategię w sytuacji Platformy i ta strategia gwarantuje tej partii status ugrupowania nr 2., natomiast przynajmniej na razie nie daje rękojmi pokonania Andrzeja Dudy na poziomie II tury wyborów prezydenckich
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jest już po konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jakie są pierwsze wnioski? Czy mamy do czynienia z jakąś spójną strategią, czy raczej zlepkiem aktów desperacji?
Prof. Rafał Chwedoruk: Nie. Myślę, że do desperacji daleko. Było oczywiste od wielu, wielu miesięcy, że kandydatka czy kandydat opozycji, w tym PO jako największej partii, faworytem wyborów nie będzie i rozpad Koalicji Europejskiej w ubiegłym roku pokazywał, że istotna część podmiotów opozycyjnych najbardziej orientuje się na swoją własną przyszłość, aniżeli przyszłość opozycji jako takiej. To z kolei oznaczało, że wybory prezydenckie zostaną potraktowane jako element wewnętrznej rywalizacji wśród opozycji. Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że nie doceniono faktu rozpadu Koalicji Europejskiej, ponieważ jej istnienie oznaczałoby, że trzy największe podmioty opozycji wystawiłyby wspólnego kandydata, co siłą rzeczy oczywiście powodowałoby, że jego notowania sondażowe – choć też niższe od Andrzeja Dudy – byłyby niższe w wartościach jednocyfrowych w procentach, a nie tak jak to jest w chwili obecnej.
Strategia sztabu kandydatki Platformy musi być podobna do tego, co umożliwiło Platformie Obywatelskiej przetrwanie mimo że wiele osób wskazywało na perspektywę upadku tej partii po poprzednich wyborach parlamentarnych z 2015 roku, to znaczy przedstawianie siebie jako głównego oponenta, w tym wypadku obecnej głowy państwa i w tym sensie niczego nowego nie obserwujemy, co najwyżej ze strony wizerunkowej, marketingowej, technicznej. Trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek inną strategię w sytuacji Platformy i ta strategia gwarantuje tej partii status ugrupowania nr 2., natomiast przynajmniej na razie nie daje rękojmi pokonania Andrzeja Dudy na poziomie II tury wyborów prezydenckich.
A zmiana retoryki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w kwestii przyjmowania migrantów to nie jest w pewnym stopniu akt desperacji? Dotychczas PO była za ich przyjmowaniem, teraz kandydatka na prezydenta z ramienia tego ugrupowania mówi dokładnie odwrotnie.
To jest stary problem PO i jest to też problem wielu partii należących do EPP w państwach Europy Zachodniej, gdzie są one zawieszone pomiędzy sprzecznymi oczekiwaniami różnych segmentów swojego elektoratu, pomiędzy działaczami własnej partii niższych szczebli spotykających się niejednokrotnie ze społeczną niechęcią do zaakceptowania liberalnego modelu polityki migracyjnej, a z drugiej strony – Komisji Europejskiej i całego unijnego modelu. W tej materii, czego by PO nie powiedziała, to będzie trudne, bo albo narazi się tym wyborcom, którzy są mniej zaangażowani w polityce, o których warto walczyć w drugiej turze, którzy są raczej sceptyczni wobec powtórki z prób wdrożenia w życie niemal nieograniczonego prawa do migracji, a z drugiej zaś strony olbrzymia część literalnego spektrum w życiu społecznym wielu wielkomiejskich wyborców a priori akceptuje niegdysiejszy niemiecki model polityki migracyjnej i od początku w zasadzie obserwowaliśmy w tej materii pewną niespójność w wykonaniu PO. Ale w tej materii, jak sądzę partia i w tym wypadku jej kandydatka po prostu nie mają wyjścia. Jednoznaczność w którąkolwiek ze stron kosztowałaby politycznie zbyt wiele, zwłaszcza że w tej chwili tak naprawdę Małgorzata Kidawa-Błońska po drugie rywalizuje z Andrzejem Dudą, a po pierwsze walczy z kontrkandydatami opozycji o to, by utrzymać póki co dość wysoką przewagę w sondażach nad Kosiniakiem-Kamyszem, Hołownią i Biedroniem.
Ale tej jednoznaczności brakuje też w innych obszarach. Wystarczy spojrzeć na to, co Małgorzata Kidawa-Błońska mówi o świadczeniach socjalnych. Ona się wyraźnie miota…
Platforma jako partia tak naprawdę od swoich początków była jednoznaczna tylko w jednym, czyli miała bardziej liberalne podejście do gospodarki w stosunku do średniej w polskim społeczeństwie. To później też uległo osłabieniu, a w miarę trwania rządów i rozpoznawania nastrojów, chęci poszerzania elektoratu a także kryzysu światowego, który też wymuszał różnego rodzaju działania w gospodarce, to sądzę jest największym problemem opozycji, było to, jak ustosunkować się do prospołecznych reform wdrożonych w minionej kadencji Sejmu, w sytuacji, w której trzon liberalnych wyborców jest niechętny aktywnej polityce społecznej, dystrybucyjnej, egalitarnej itd., a zarazem większość wyborców akceptuje te reformy. I analogicznie, jak z imigrantami – jednoznaczna krytyka 500 + jakby zamyka w tej niszy, w której niegdyś była Nowoczesna w czasach Ryszarda Petru jeśli chodzi o wielkomiejskich liberalnych wyborców. Jednoznaczna aprobata z kolei będzie się nie podobała tym wyborcom, a i tak trudno byłoby przelicytować Prawo i Sprawiedliwość, a nawet podmioty lewicowe w aprobacie tego. Jeśli PO zatem chciałaby przetrwać w polskiej polityce, a Małgorzata Kidawa-Błońska utrzymać status głównej kandydatki po stronie opozycyjnej, to owa jednoznaczność jest nieodzowna. Natomiast ona oczywiście będzie tworzyła przestrzeń ze strony Prawa i Sprawiedliwości do zadawania pytań o to w zasadzie, jakie jest stanowisko kandydatki w wymienionych kwestiach.
Tak naprawdę nie obserwujemy niczego nowego, poza tą sytuacją, że mimo wszystko chyba nikt się nie spodziewał, że po stronie liberalnej opozycji będzie de facto aż czterech kandydatów, którzy nawzajem będą sobie zabierali istotne segmenty wyborców, co powoduje, że notowania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, mimo że przecież ma za sobą wysoki wynik w wyborach do Sejmu jako kandydatka, jest niższy obecnie w sondażach, aniżeli notowania PO jako partii w większości badań.
Mówi Pan Profesor, że nie obserwujemy niczego nowego. Rzeczywiście nawet te chwyty stosowane podczas kampanii są powtórzeniem poprzednich kampanii wyborczych, chociażby kampanii Donalda Tuska. Wystarczy przytoczyć chwyt ze znajomością cen, który Tuskowi bardzo podbił swego czasu liczbę popierających go wyborców. Czy w przypadku Kidawy-Błońskiej będzie tak samo?
Myślę, że nasze podziały są w ogóle bardzo utrwalone i wiara w to, że jakieś zabiegi marketingowe jakościowo zmienią notowania kandydata czy kandydatki są absolutnie naiwna. W coraz większym stopniu wyborcy kierują się własnym interesem ekonomicznym, a nie są tak bardzo podatni na medialne zabiegi, jak to bywało w latach, w których marketing polityczny w Polsce dopiero kiełkował.
W przypadku Andrzeja Dudy bezpośredni kontakt z wyborcami, pokazywanie się na ulicach, jarmarkach i bazarach jest wręcz niezbędne z tego powodu, że struktura elektoratu wskazuje, że tam są często wyborcy nieufni wobec oficjalnego przekazu. W przypadku obozu liberalnego, to myślę, że to jest trochę mniej istotne, dlatego, że trzon liberalnych wyborców raczej jest uczestnikiem polityki za pośrednictwem mediów różnych segmentów rynku medialnego w wielkich miastach. Mniej liczy się bezpośredni kontakt z wyborcą, bo styl życia wyborcy, jego doświadczenie jest jednak inne, aniżeli w sytuacji mniejszych miejscowości. Jest to oczywiście bardzo ryzykowne. Nie jeden raz w tych, a także w kampaniach ubiegłego roku bazarkowe chwyty kończyły się różnie. A to, że kwestie społeczne, ekonomiczne są przedmiotem kampanii, to jest zupełnie oczywiste, ponieważ większość wyborców tego oczekuje. Problem opozycji polega na tym, że te oczekiwania elektoratu innego niż ten, który popiera PiS nie są wewnętrznie spójne i różne części tego elektoratu czego innego w kwestiach ekonomicznych, tak jak to była mowa przy kwestii 500 + oczekują.
Wracając jeszcze na chwilę do liberalno-lewicowych mediów, o których Pan Profesor wspomniał, to zdaje się, że one mają poważny problem z Małgorzatą Kidawą-Błońską, bo już nawet one nie są w stanie przemilczeć rozdwojenia przekazu tej kandydatki, która z jednej strony zarzeka się, że jest za zgodą i pojednaniem, a z drugiej – gdzieś z tyłu – pojawiają się hejterzy w dosyć znacznej liczbie. W tym momencie chyba mają z nią poważny problem…
Myślę, że to jest generalna niespójność naszych oczekiwań względem kandydatów na prezydenta i potem – prezydenta. Z jednej strony chcielibyśmy jako obywatele, by prezydent mógł być bezstronnym arbitrem, będącym ponad bieżącymi konfliktami. Z drugiej strony prezydent, biorąc pod uwagę wysokość frekwencji lepszą niż w wyborach sejmowych - chodzimy na wybory, kandydat na prezydenta przechodzi przez piekło wyborów powszechnych, kampanii wyborczej - musi składać obietnice, a zatem nie może potem w żaden sposób być owym niezależnym arbitrem. Natomiast myślę, że w obozie liberalnym raczej problemem jest mnogość interesów i sympatii, które powodują, że wiele różnych osób, publicystów, byłych polityków itd. faworyzuje różnych kandydatów. To też jest w pewien sposób nowa sytuacja w polskiej polityce w tym sensie, że pojawiła się dopiero w poprzedniej kadencji Sejmu, że niektóre osoby, media i środowiska w kampanii wspierają dwa podmioty rywalizujące ze sobą u podobnego wyborcy - absolutnie dysfunkcjonalna. Jeśli coś jest w polskiej polityce zaskakującego, to waśnie spory i podziały wewnątrz opozycji, są jednym z najważniejszych czynników, wbrew tej strategii, którą niegdyś niektóre środowiska próbowały całej opozycji przedstawić, to znaczy, że wszyscy muszą być przeciwko PiS-owi, a nie przeciwko sobie. Życie polityczne okazało się w tej materii być o wiele bardziej skomplikowane.
W tej chwili to, co najciekawsze przez I turą, to nie to, kto ją wygra, bo sondaże są w tej materii jednoznaczne, ale raczej jakie wyniki uzyskają ci kandydaci, którzy są w tej chwili w przedziale od 3. do 5. miejsca, bo to będzie miało bardzo duże znaczenie dla przyszłego kształtu opozycji.
Zdaje się, że strategia sztabu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej raczej polega na tym, żeby z jak najmniejszymi stratami dotrwać do II tury i liczyć na to, że tak jak się zdarzało w niektórych poprzednich wyborach uruchomią się efekty kumulacji większości wyborców niezwiązanych z PiS-em, którzy głosują wtedy na kandydata, który pozostał.
Warto przy tym zauważyć, że specyfika tej kampanii polega na tym, że absolutnie nie widać – przynajmniej na razie - jakiejś innej kandydatury nr 3., a takie kandydatury odgrywały pewną rolę, nadawały inne kontury kampanii. Tak było z Pawłem Kukizem, tak było z Grzegorzem Napieralskim, tak było z Andrzejem Lepperem.
W tym roku nikogo takiego nie widać. Zamiast osoby nr 3. są trzy różne osoby i to jest jednym z czynników, który stabilizuje przewagę Andrzeja Dudy, ale paradoksalnie pod pewnymi względami można się zastanawiać, czy coś co obniża teraz notowania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nie okaże się być w ostatecznym rozstrzygnięciu I tury dla niej korzystne, bo gdyby wcześniej ktoś będąc numerem 3. wyraźnie w sondażach przewyższał kandydata nr 4. i 5., to być może zaostrzyłoby wtedy walkę pomiędzy PO a komitetem kandydata nr 3., który zacząłby mieć nadzieję na to, żeby wejść do II tury i stanąć w szranki z Andrzejem Dudą.
Czy w świetle tych sondaży można zaryzykować tezę, że po I turze wyborów prezydenckich nastąpi poważne rozdrobnienie na polskiej scenie politycznej?
Nie. Natomiast jedno nie ulega wątpliwości, że jeśli nic się nie zmieni w sondażach, jeśli wybory przyniosą takie wyniki, jak pokazują obecne sondaże, biorąc pod uwagę także interludium dość długie dotyczące wyborów, to na pewno spowoduje, że zostaną podjęte jakieś próby przemeblowania dotychczasowej opozycji i w tym sensie wyniki poszczególnych kandydatów, od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej począwszy a na Robercie Biedroniu skończywszy będą bardzo bardzo istotne. Ktoś, kto dostanie słabszy wynik, będzie miał pewnie mniej do powiedzenia i w tym sensie być może czekają nas nowe zjawiska. Czy to będzie rozdrobnienie, czy różne środowiska uwierzą we własne siły, czy też odwrotnie – zwiększy się chęć jakiejś konsolidacji. To będzie zależało od całego wyniku wyborów, od ewentualnej skali zwycięstwa Andrzeja Dudy, ale także od wyników pierwszej tury i dystansu pomiędzy poszczególnymi kandydatami, a warto pamiętać, że niektóre wybory prezydenckie w naszych dziejach, na przykład w 2000 roku stawały się w istocie kanwą tworzenia nowych partii wśród tych, tej części, która była wtedy w polityce słabsza i tak może stać się – zwłaszcza, gdyby wynik kandydatki PO był per saldo niższy od potencjału głównej partii opozycyjnej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489709-prof-chwedoruk-kidawa-blonska-gra-na-przetrwanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.