„Prezydent wszystkich Polaków” - to chyba największy i najczęściej używany przez kandydatów startujących w wyborach prezydenckich frazes. Sięgają po niego wszyscy. Zarówno ci z „lewa”, jak i „prawa”. Czy rzeczywiście Robert Biedroń może być prezydentem Grzegorza Brauna, a Szymon Hołownia Barbary Nowackiej?
Wszyscy pamiętamy wypowiedź Andrzeja Dudy, który w jednym z wywiadów przyznał, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, bo „nie został przez wszystkich Polaków wybrany”. Czy Andrzej Duda powiedział coś, o czym byśmy wszyscy nie wiedzieli? A może powiedział coś, o czym wiedzieliśmy, ale nie mówiliśmy o tym głośno? Czy jego kontrkandydaci, którzy wypominają mu dziś te słowa, faktycznie mają predyspozycję, aby zostać „prezydentem wszystkich Polaków”?
Zacznijmy od „lewa”, gdzie mamy Roberta Biedronia, który co rusz przekonuje, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, choć nigdy dokładnie nie wytłumaczył co przez to rozumie. Dokładnie za to wyjaśnił, jakie ma poglądy i jaka rewolucja społeczna mu się marzy. Czy niosąc na sztandarze hasła o konieczności przeprowadzenia społecznej rewolucji na lewacką modłę, naprawdę wierzy, że zjednoczony pod nim blisko 40 milionowy kraj? Czy osoby, którym bliżej do tradycyjnych wartości, znajdą w nim swoje prezydenta? Czy postulując rozdział kościoła od państwa, często go przy tym opluwając, chce być także prezydentem wiernych Kościoła katolickiego? Ktoś powie, że Biedroń może przecież zostawić swoje najbardziej radykalne przekonania w przedsionku Pałacu Prezydenckiego, a swoją prezydenturę „dla wszystkich” oprze o rozmowy ze wszystkimi. Tak, z całą pewnością prezydent powinien wsłuchiwać się w głosy płynące z najróżniejszych środowisk. Ale powinien również odpowiedzieć wprost na pytania o aborcję, eutanazję czy adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Czy Biedroń w tych kwestiach zechce wsłuchać się w głos środowisk pro-life? Jak chce pogodzić Kaję Godek z Barbarą Nowacką? A swojego partnera z Grzegorzem Braunem? Gdzie tu miejsce na kompromis?
Czyżby bycie „prezydentem dla wszystkich” miało zakończyć się jedynie na rozmowie ze wszystkimi? To ważne, ale decyzje trzeba podejmować. Czy jednak można zadowolić wszystkich?
Nie można również abstrahować również od tego, że prezydent wywodzi się z konkretnego środowiska. Startując w wyborach przedstawia konkretną wizję swojej prezydentury, często składa obietnice, które są tożsame z jego zapleczem politycznym. Czy ma się ich wyprzeć wprowadzając do Pałacu Prezydenckiego?
Więcej od Roberta Biedronia o tym, że będzie „prezydentem wszystkich Polaków” mówi jedynie Szymon Hołownia. Choć publicysta nie ma za sobą zaplecza politycznego i nie ma za sobą prezesa partii, to sam się coraz częściej wpada w pułapki własnej opowieści o swojej kandydaturze.
Wróćmy znów do kwestii aborcji, o którą Hołownia pytany był wielokrotnie. Choć wydaje się, że jego stanowisko powinno być jasne i może takie jest, jako osoby prywatnej, to już Hołownia jako prezydent, zaczyna się w tym gubić. Oto jeden z przykładów:
Nie będę wetował ustaw niezgodnych z moją religią. Prezydent ma słuchać wszystkich: i feministek, i wyborców lewicy czy prawicy. Na podstawie tych rozmów ma podejmować decyzje. Mam swoje poglądy ws aborcji czy tabletki. Ale nie będę ich nikomu narzucać
—napisał wczoraj na Twitterze Hołownia.
Co ciekawe, w swojej najnowszej książce „Teraz albo nigdy”, pisze:
Słowo daję, że gdybym był prezydentem (bo z innej pozycji zrobić się tego nie da), ogłosiłbym pięcioletnie moratorium na wszelkie spory światopoglądowe, wetował wszystkie ustawy choćby o centymetr zmieniające status quo (w jedną albo w drugą stronę) w tematach takich jak aborcja czy LGBT.
W jaki sposób Hołownia chce być zarówno prezydentem Marty Lempart i Kai Godek? Tego nie wie chyba nawet on sam, a próby zrobienia coraz większego szpagatu przez Hołownię, mogą skończyć się nie tylko dotkliwą kontuzją, ale i bezbarwną prezydenturą.
Ciekawy model prezydentury, w którym poglądy prezydenta nie mają żadnego znaczenia. Żadnego
—skomentował Piotr Pałka.
Ale nie trzeba sięgać po przykład dotyczący kwestii światopoglądowych. Wystarczy cofnąć się do 1 marca, kiedy obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Jak w taki dzień zachowałby się Biedroń? Przecież Lewica otwarcie atakuje pamięć o polskich bohaterach walczących z komuną. A jak na Paradę Równości zareagowałby Szymon Hołownia? A inne reformy? Czy da się je tak przeprowadzić, aby móc powiedzieć, każdy jest usatysfakcjonowany od lewa do prawa?
Również Małgorzata Kidawa-Błońska nie jest tą kandydatką, która mogłaby zostać prezydentem „wszystkich Polaków”. Dlaczego? Sama codziennie dostarcza temu mnóstwa argumentów. O jednym z nich pisali ostatnio w tygodniku „Sieci” Marcin Wikło i Marek Pyza. Trudno, aby Kidawa-Błońska mogła zostać prezydentem wyborców Andrzeja Dudy, gdy dziś w swoim sztabie ma hejtera skupionego na tym, aby w jak najpodlejszy sposób uderzyć w kandydata PiS.
CZYTAJ WIĘCEK: „SokzBuraka” ramię w ramię z Kidawą-Błońską! W nowym numerze „Sieci”: Jak podła może być rywalizacja o Pałac Prezydencki
A Andrzej Duda?
Kandydat Zjednoczonej Prawicy już na ten temat się wypowiedział. I choć powiedział niewygodną prawdę, to swoją prezydenturą pokazał, że można zadbać o interesy wielu, nie tylko własnego środowiska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489512-kandydaci-na-prezydenta-wszystkich-polakow