Przy dostatecznym zasobie sił i środków można wielu ludzi przerobić w maszynki do głosowania, po uprzednim wypraniu im mózgów.
Mylą się ci, który bagatelizują kolejne wybuchy histerii Krystyny Jandy, przypisując je jej neurozom, idiosynkrazjom czy typowym dla artystów emocjonalnym odlotom. W tym samym czasie i w podobny sposób Krystyna Janda mówi to, co Małgorzata Kidawa-Błońska. I na odwrót: Kidawa Błońska mówi Jandą. To jest ten sam świat, podobne wartości i podobny opis rzeczywistości. Bo też obie panie nie tylko należą do tego samego towarzystwa, ale też są rzecznikami tych samych sił, tej samej wizji Polski. Nieprzypadkowo rozmowa z Krystyną Jandą pojawiła się w „Gazecie Wyborczej” (też ważnym elemencie tego samego świata) w tym samym dniu, w którym na konwencji wyborczej lansowano Małgorzatę Kidawę-Błońską. Oba te wystąpienia są mówione, żeby pokazać emocje, nawet jeśli w jednym wypadku wyuczone, a w drugim zagrane. Emocje mają wskazywać na autentyzm zaangażowania i na dramat sytuacji, o których opowiadają. To jest wszystko skoordynowane, zgrane czasowo i nastawione na efekt synergii. Błąd popełniają więc ci, którzy uważają psychodramę odegraną przez Krystyną Jandę za indywidualny wyskok. Tu nic nie jest przypadkowe.
I Janda, i Kidawa-Błońska zaczynają od strasznego, czarnego obrazu życia w Polsce pod rządami PiS. Samo pytanie o to, jak się obecnie żyje w Polsce to, wedle Jandy, „killer”, jakby ktoś ją „uderzył w głowę tasakiem”. Kidawa-Błońska nie stosuje takiej emfazy, ale w jej wystąpieniu na konwencji wyborczej „tasak” wisiał nad tym wydarzeniem i nad Polską. Dla tego obie panie protestują: Kidawa Błońska w Sejmie, na wiecach i spotkaniach, Janda po „przebudzeniu i zasypianiu” śledząc to, „co się stało, jak się stało, dlaczego się stało”. I wniosek jest wspólny: „koszmar”. I ten koszmar zaczął się jesienią 2005 r. Dwa lata później wydawało się, że koszmar minął, a tu w 2015 r. wrócił ze zdwojoną siłą i trwa do dziś. I to jest „niemożliwe”, to „obłęd”, to „wielka niesprawiedliwość”. Jak Polacy mogli sobie, ale przede wszystkim takim postaciom jak Janda i Kidawa-Błońska to zrobić? Za te wszystkie poświęcenia, za niesienie pod strzechy kaganka oświaty i lampy wrażliwości. A potem niektórzy („to nie ludzie, to wilki” – jak mawiał Wacław Jarząbek, trener drugiej klasy) opisują to wszystko w kategoriach symetryzmu. Słusznie Janda go „nienawidzi”, „doprowadza ją do szału”, a Kidawa-Błońska uznaje za straszą potwarz wobec jej „czułej” formacji.
Przecież to oczywiste, że mówiąc o „czułości” Olga Tokarczuk w swoim wykładzie noblowskim miała na myśli Platformę Obywatelską. I to jest koronny dowód nie tylko na wyżyny ducha, na jakich PO, Kidawa-Błońska oraz Janda przebywają, ale też na wrażliwość i empatię. To nie PO przez osiem lat sprawowała rządy spod znaku skrajnego społecznego darwinizmu, priorytetu wskaźników i tabelek nad ludźmi i ich potrzebami, ośmieszania potrzeb tych, którzy sobie nie radzą (przecież z własnej winy). To wszystko PiS. Dlatego Małgorzata Kidawa-Błońska nie pozwoli, by PiS zaprzepaściło zdobycze socjalne dane społeczeństwu, z 500+ na czele. Nie pozwoli odebrać miliardowych transferów społecznych, w tym 13 emerytur. PiS może to wszystko zniszczyć, PO i Kidawa-Błońska uratować. Dlatego Krystyna Janda alarmuje: „Przecież tu chodzi o nasze życie, o wszystko, co będzie, o nasze dzieci, naszych chorych, wykluczonych. Nasi staruszkowie - przecież ci ludzie są i będą w przerażającej sytuacji”. I to wszystko przez społeczny darwinizm PiS.
Mógłby ktoś zapytać, czy tak ordynarny kit i tak ewidentne łgarstwo można wcisnąć Polakom. Otóż można, skoro obie panie go wciskają, nie mając przy tym najmniejszych oporów. Licząc na to, że manichejski podział na dobą PO i zły PiS tak zalewa umysły jakimś ługiem, że miliony przyznają rację Kidawie-Błońskiej i Jandzie. Że to PiS dybie na zdobycze socjalne, a PO i Kidawa-Błońska, z pomocą Jandy, dzielnie walczą, choć mają wszystko przeciw sobie. A to „wszystko” to przede wszystkim terror: Krystyna Janda jako obiekt terroru wskazuje wspaniałego, dzielnego i niezawisłego sędziego Igora Tuleyę, zaś Małgorzata Kidawa-Błońska – generalnie sędziów. Krystyna Janda unika potencjalnych aktów terroru „rzadziej chodząc po ulicy”, „nie bywając w publicznych miejscach”. A gdy już musi wyjść na zakupy, „to w Milanówku, w koszuli nocnej, w szlafroku”. Bo „tam jest u siebie”. Aktorka cierpi ponadto „z powodu lasów, zwierząt”. Doprowadza ją to do „absolutnej rozpaczy” i nie rozumie, „dlaczego my wycinamy te drzewa”. Jacy my? Oni.
Krystyna Janda jest tak przerażona tym, co się dzieje pod rządami PiS, że „gdyby mogła, toby po prostu stała i cały czas krzyczała”. Małgorzata Kidawa-Błońska jako kandydatka na prezydenta tak nie może, ale jej mowa na konwencji 29 lutego 2020 r. to też był ciągły krzyk. Ale kto by nie krzyczał, jeśli, jak mówi aktorka, „ma uczucie, że śni”. Że „żyje w świecie, gdzie już nie ma ani sprawiedliwości, ani prawdy, ani logiki. Jest tylko jakiś zakręcony szał. Jakieś tsunami, które nas zagarnia i które nie ma końca”. W efekcie pojawia się wielka, obezwładniająca trauma i fundamentalne pytania: „Czy świat się tak zmienił? Co to w ogóle teraz jest?”. Podobne pytania zadaje Małgorzata Kidawa-Błońska. I obie panie ważne źródło zła odnajdują w publicznej telewizji. Tej, która chce zmarnować 2 mld zł, podczas gdy uratowałyby one tysiące chorych na raka. A TVP nic się nie należy, gdyż Krystyna Janda „od czterech lat nigdy nie włączyła kanału telewizji publicznej”. Ale ktoś życzliwy jej podpowiada: „A wiesz? Wczoraj włączyłem przypadkiem i myślałem, że jestem gdzie indziej, w jakimś innym kraju, w jakimś koszmarnym śnie”. Dlatego aktorka „ostatnio nie oddała nawet swojej piosenki do telewizji”.
Krystyna Janda dobrze oddaje ducha przemówienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na konwencji wyborczej, gdy mówi, że „cała Polska stanęła na zakręcie i w ogóle nie wiadomo, jak się z tego wyjdzie, i już się kręci tak w kółko. Zaczęliśmy się tak obracać na naszym rondzie i niedługo już nie będzie żadnego wyjazdu”. Nie byłoby, gdyby nie Małgorzata Kidawa- Błońska jako nadzieja, nie tylko dla Krystyny Jandy: „Teraz wybór prezydenta jest dla nas warunkiem sine qua non. Jeżeli pan Duda zostałby prezydentem na kolejną kadencję, to nadziei nie ma żadnej. To byłby tunel bez światełka”. Tym bardziej że „niewiedza się stała normą, brak wykształcenia, to jakby nie jest żaden wstyd, że się czegoś nie wie, nie rozumie”. I mamy „nobilitację nieuctwa, chamstwa, nobilitację bardzo powierzchownego życia i powierzchownego spojrzenia na świat i ludzi”. Nie to, co Krystyna Janda i Małgorzata Kidawa-Błońska: wiedza głęboka jak Rów Mariański, ogromny bagaż kulturowy wyłaniający się z każdego zdania, a nawet z każdej wpadki (przy ogromie wiedzy czasem się coś pokićka - wiadomo), szlachetność i tak pogłębione spojrzenie na świat i ludzi, że dna nie widać.
Krystyna Janda wie, skąd nadejdzie zmiana, a Małgorzata Kidawa-Błońska tę zmianę przeprowadzi. I to mimo że, jak mówi Janda, „cenzura jest”, np. w „zapisach na nazwiska w mediach”. Ale przede wszystkim cenzura wynika z tego, że „wszystkie media należą do partii rządzącej”, zapewne na czele z TVN, Polsatem, Onetem, Interią, Wirtualną Polską, „Faktem”, „Gazetą Wyborczą”, „Polityką”, „Newsweekiem” itd. A skoro wszystkie media są reżimowe, Krystyna Janda nawet nie chce mówić „na rzecz ilu gazet, czasopism i wydawnictw wolnych, niezależnych mediów się opodatkowała, żeby przetrwały”. Dzięki temu można będzie zatrzymać pisowski plan zamachu na elity. Ale ci apologeci „nieuctwa” i „chamstwa” nawet nie wiedzą, że to „utopijna idea stworzenia nowych artystów, nowych elit, nowych ludzi, którzy mają nas zastąpić i niby mówić do narodu jak z krzaka gorejącego”. „Nas” nie da się nikim zastąpić, choćby się nawet starali tysiąc lat. Ta pula genów jest dla chamów i nieuków zwyczajnie niedostępna.
Racjonalnie myśląca osoba może zwątpić, czy da się tak wszystko odwrócić, przekręcić i załgać, żeby wyborcy ukarali przy urnie PiS i Andrzeja Dudę, a społeczny darwinizm, chamstwo, nieuctwo i wszelkie zło, jakie można wymyślić im właśnie przypisali. Tu nie chodzi jednak o racjonalność, lecz o społeczną inżynierię. A przy dostatecznym zasobie sił i środków można wielu ludzi przerobić w maszynki do głosowania, po uprzednim wypraniu im mózgów. I o takie wielkie pranie mózgów w tym wszystkim chodzi. Głosy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Krystyny Jandy, dość precyzyjnie zestrojone, są zapowiedzią, w którą stronę to pójdzie. Pranie już się zaczęło.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489237-kidawa-blonska-i-janda-realizuja-ten-sam-plan
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.