Od chwili wybuchu tzw. arabskiej wiosny prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan robił co w jego mocy by doprowadzić do upadku reżimu Baszara al-Asada w Damaszku oraz zapobiec powstaniu na syryjskiej ziemi kurdyjskiej autonomii. W tym celu nie stronił od egzotycznych sojuszy – najpierw z dżihadystami (m.in. z al-Kaidy), a potem z Rosją. W Ankarze snuto już nawet wizje wielkiego imperium neo-osmańskiego, które obejmowałoby północną część Syrii.
Trzy tureckie operacje militarne - Tarcza Eufratu, Gałązka Oliwna (przeciwko Kurdom) i Źródło Pokoju – doprowadziły do stworzenia na jesieni u.r. strefy buforowej na kontrolowanych dotychczas przez Kurdów terytoriach. Prowincja Idlib pozostała w rękach sunnickich rebeliantów, wpieranych przez Ankarę, i wrogich wobec reżimu Asada. W ramach formatu z Astany Rosja, Turcja i Iran negocjowały przyszłość Syrii, zawierając kolejne umowy o „deeskalacji” i zawieszenia broni. Operacje militarne jednak dalej trwały i mimo deklaracji o współpracy stało się coraz bardziej widoczne, że Turcja i Rosja mają w Syrii sprzeczne interesy. Celem prezydenta Rosji Władimira Putina jest bowiem odzyskanie przez państwo syryjskie kontroli nad całym terytorium kraju. Tymczasem Erdogan chce zachować swoje wpływy oraz militarną obecność w Syrii, a ta obejmuje także prowincję Idlib.
Gdy syryjskie siły rządowe ze wsparciem Rosji oraz sił irańskich usiłowały przykręcić rebeliantom w Idlib śrubę, doszło do eskalacji konfliktu. W syryjskich nalotach zginęło 33 tureckich żołnierzy. To bolesny cios dla Erdogana, bo oznacza, że jego polityka w Syrii jest nieskuteczna. Odbiła się od twardej ściany Kremla. Choć Turcja ma potężną armię, drugą co do wielkości w NATO, nie jest w stanie przeprowadzić zakrojoną na dużą skalę ofensywy w Idlibie bez wsparcia militarnego zachodnich sojuszników, jak dobitnie pokazał czwartkowy atak. Rosja kontroluje przestrzeń powietrzną w regionie, a Turcja nie posiada systemów uzbrojenia, które pozwoliłyby ją złamać. Już dziesięć dni temu Ankara zabiegała dyskretnie w Waszyngtonie o przeniesienie baterii Patriot na turecką granicę z Syrią. Bezskutecznie.
Można powiedzieć, że Erdogan płaci cenę za złe relacje z Zachodem, a przede wszystkim z USA. Amerykanie mają do Ankary pretensję m.in. o zakup rosyjskiego systemu obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej S-400 (w odpowiedzi Waszyngton zatrzymał sprzedaż F-35 do Turcji), o utrudnianie walki z ISIS (jeszcze za prezydentury Obamy), torpedowanie polityki USA wobec Iranu, oraz wspieranie (także finansowe) Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie. Rosja tymczasem, z którą Erdogan zawarł okolicznościowe partnerstwo, okazała się niezbyt stała w uczuciach. Sojusz z Erdoganem był dla Putina ewidentnie tylko etapem na drodze do odzyskania przez Asada (z pomocą Rosji) całkowitej kontroli nad Syrią. A sunniccy partnerzy Turcji w postaci krajów arabskich nie kwapią się do tego by nieść jej pomoc w Syrii.
Pozostał więc ten parszywy Zachód. Tyle, że on się też do pomocy nie kwapi. W Syrii jest w końcu Rosja, a na militarne starcie z Moskwą nikt w NATO nie ma szczególnie ochoty. Upokorzenie w Idlib może Erdoganowi bardzo zaszkodzić na froncie domowym. Aby wymusić więc na NATO wsparcie, Turcja otworzyła granice z Grecją oraz Bułgarią, a tureckie służby specjalne zaczęły zwozić tam migrantów. Na przejściu Pazarkule/Kastanies na granicy z Grecją zgromadziło się kilkanaście tysięcy osób. Doszło do przepychanek, w końcu grecka straż graniczna zastawiła przejście autobusami i odepchnęła migrantów za pomocą gazu łzawiącego. Ci rzucali w stronę płotu granicznego kamieniami. Ilu migrantów udało się w drogę do Europy nie wiadomo, ale zarówno greckie jak i bułgarskie władze zadeklarowały, że są zdeterminowane aby ich powstrzymać.
Niemniej jednak Europa po raz kolejny stała się zakładnikiem tureckiej polityki w Syrii. Erdogan ma wprawdzie rację gdy mówi, że na terytorium Turcji znajduje się obecnie 3,6 mln syryjskich uchodźców a Turcja ponosi główny ciężar niesienia im humanitarnej pomocy. To Ankara jednak, za sprawa swoich działań militarnych w Syrii, miała znaczny udział w powstaniu tego problemu. W 2016 r. Unia Europejska zawarła z Turcją umowę ws. uchodźców. 6 mld euro pomocy w zamian za powstrzymanie napływu migrantów do Grecji i Bułgarii. Od początku umowa ta była bardziej dziurawa niż ser szwajcarski. W u.r. kilkanaście tysięcy osób mimo jej istnieniu i tak przedostało się do Grecji, co doprowadziło do całkowitego przepełnienia obozów dla uchodźców na greckich wyspach.
Ankara twierdzi, że Unia nie trzyma się wspólnych ustaleń, bo zamiast przekazać obiecane 6 mld euro bezpośrednio tureckim władzom przekazała je organizacjom humanitarnym działającym na miejscu. A zaostrzenie sytuacji w Syrii wywoła zapewne napływ kolejnych uchodźców, co może zaostrzyć sytuację wewnętrzną w Turcji, bowiem Turcy są coraz bardziej niezadowoleni z obecności syryjskich uciekinierów. A to z kolei może odbić się na notowaniach samego Erdogana. Tyle, że przystanie na żądania tureckiego prezydenta doprowadziłoby do ich dalszej eskalacji - początkowo pomoc miała wynosić trzy miliardy euro, potem została zwiekszona do sześciu, a teraz Europa ma zapłacić za ochronę granic wsparciem dla imperialnych ambicji sułtana z nad Bosforu. Dziś Erdogan zadeklarował, że otwarcie granic nie zakończy się po 72 godzinach, jak zapowiadał, tylko będzie trwało do odwołania, a turecka telewizja bezustannie transmituje obrazy tłoczących się przy autobusach migrantów, wiedząc, jaki strach takie obrazy wywołują w Europie, doświadczonej kryzysem migracyjnym lat 2015/16.
Czy Erdoganowi uda się wymusić szantażem wsparcie Zachodu dla swojej polityki w Syrii? To bardziej niż wątpliwe. Nie jest jednak wykluczone, że uda mu się zmusić UE do wyłożenia kolejnych miliardów na „pomoc humanitarną” dla uchodźców w Turcji. A może uzyska nawet dyplomatyczne poparcie dla kontrowersyjnych planów osiedlenia części z nich na terenach na wschód od Eufratu. Szantaż cy nie, Erdogan znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Czy wyjdzie z niej z twarzą zależy w dużej mierze od gotowości Rosji do kompromisu. Polityka Erdogana w Syrii w każdym razie legła całkowicie w gruzach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489175-w-pulapce-erdogana-unia-znow-stala-sie-zakladnikiem-turcji