Bóg mi świadkiem, chciałbym piać peany, ale jeśli mam pozostać w zgodzie z samym sobą, nie mogę. Czekałem, czekałem, nie tylko ja czekałem, i się doczekałem… Niestety, akurat nie tego, nie tak i nie w ten sposób. Odsłona projektu pomnika Bitwy Warszawskiej to wręcz żenujący spektakl…
Liche to było nad wyraz: kawał szmaty, bieda-stelaż, parę plansz i paru gości z rękami splecionymi na podbrzuszach. Aż chciałoby się dodać: „To jest miś na skalę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane”…
Długo to trwało, stanowczo za długo, zanim wreszcie coś się wykluło. Jaki jest efekt, każdy widzi. Na stulecie Bitwy Warszawskiej, która wedle historyków była jedną z decydujących o losach świata, która uchroniła Europę od czerwonej zarazy, a nasz kraj odrodzony po 123 latach przed bolszewicką okupacją, Polska funduje sobie w sercu stolicy okazały, 23 metrowy, skręcony obelisk… – no, tośmy się doczekali, nawet parę milionów władze na ten szczytny cel wyskrobią.
I tak oto ma przybyć Warszawie kolejny monument, nieco mniejszy od wciąż górującym nad nią „patykiem”, czyli Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina! Czyż nie cudne zestawienie? Na Kremlu pewnie to jakoś przełkną. O to chodzi? O symbole właśnie. Co jest świętem narodowym dzisiejszej Rosji, ustanowionym już po upadku komunizmu? Dzień Jedności Narodowej, obchodzony hucznie 4 listopada, a upamiętniający przepędzenie Polaków z Kremla w 1612 roku. Film był nawet specjalnie na te okazje nakręcony, za ciężkie miliony… My na upamiętnienie wypędzenia bolszewików będziemy mieli… fajfusa z fontanną. Na nic apele, dygresje, że np. w Berlinie mają rozpoznawalną na całym świecie Bramę Brandenburską z kwadrygą, która nawiązuje do czasu świetności Prus i króla Fryderyka II, gdy wespół z Rosją i Imperium Habsburgów podjęli dzieło wymazywania Polski z mapy, że Paryż ma Łuk Triumfalny, dla uczczenia ofiar rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, że za oceanem stoi nowojorska Statua Wolności, dar Francuzów dla Amerykanów, aby zachować w pamięci ich sojusz w walce o niepodległość Stanów Zjednoczonych… - my będziemy mieć, zaiste, pałę na skalę naszych możliwości?
Wstyd! Wiele jest znanych w świecie łuków triumfalnych i różnorakich budowli na cześć, ale żadna z nich, ani jedna nie upamiętnia zdarzeń, które decydowałyby o losach świata, za jaką uznana jest Bitwa Warszawska. Dla kogo właściwie ten obelisk? Czy twórcy i kierujący go do realizacji sądzą, że Warszawiacy marzą o tym właśnie marzą, że Polacy na to właśnie czekali i zachłysną się z podziwu?!
Zamiast rozgłaszania naszych historycznych i dzisiejszych dokonań z pomocą takich obiektów, które przyciągną turystów, mamy cieszyć się z ogłoszenia rezultatu konkursu, i że 15 sierpnia, na stulecie Bitwy Warszawskiej, może zostanie podjęta budowa czegoś tak mizernego - oto jaskrawy przykład deprecjonowaniu przez nas samych naszych własnych, wielkich dokonań. Nie, nie chodzi o kolejny pomnik, lecz architektoniczną formę, która mogłaby stać się nowym symbolem stolicy, jej wizytówką, która przyćmiłaby koszmarny „pałac” - cyniczny prezent sowietów, notabene nadzorowanego podczas budowy przez Wiaczesława Mołotowa - tak, tak, tego, który z Joachimem Ribbentropem dogadał czwarty rozbiór Polski. W idei upamiętnienia Bitwy Warszawskiej chodzi o coś więcej, niż obelisk, o coś epokowego, zaprojektowanego z rozmachem, efektownego, niepowtarzalnego, a nie o skręcony monument.
Że powtórzę: liche to było nad wyraz - kawał szmaty na bieda stelażu, parę plansz i paru gości z rękami splecionymi na podbrzuszach. Rządy mijają, nie chciałbym, aby pokazany właśnie – nie da się ukryć - bez entuzjazmu, wręcz wstydliwie efekt „konkursu” kwitowano po wsze czasy złośliwością, jaki rząd, taki upamiętnienie. Bóg mi świadkiem, chciałbym piać peany…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489063-polski-nie-stac-na-godne-upamietnienie-zwycieskiej-bitwy