Sąd konkursowy pod przewodnictwem architekt miasta, Marleny Happach, jednomyślnie – jak głosi komunikat – wybrał projekt pomnika, który ma upamiętnić Bitwę Warszawską 1920 roku i jest „wertykalnym gnomonem w połączeniu z koncentryczną formą platformy dla elementów wodnych”.
Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego, Piotr Gliński tak skomentował to wydarzenie:
Mamy dziś do czynienia z gestem spóźnionym, czyniącym za dość zaniechaniom wielu dekad.
Pierwotny pomysł zbudowania łuku tryumfalnego „na Wiśle” bądź też łączącego oba jej brzegi, pełniącego w tym drugim przypadku dodatkowo funkcję mostu, został odłożony ad acta i w lipcu 2019 roku Rada Warszawy poparła projekt uchwały o budowie pomnika Bitwy Warszawskiej 1920 roku na placu na Rozdrożu.
I oto mamy projekt, którego koszt budowy wyniesie 3 miliony złotych. Projekt nie tyle kontrowersyjny, ile po prostu beznadziejny. Bryła, która gdyby nie napis na jej zwieńczeniu „Bitwa Warszawska 1920” mogłaby być pomnikiem-symbolem wszystkiego.
Według przewodniczącej sądu konkursowego „forma ta umiejętnie podkreśla cywilizacyjną, a nie tylko militarną rolę Bitwy Warszawskiej”.
Trzeba dużo dobrej woli i wyobraźni, by w zwycięskim projekcie zobaczyć tę „cywilizacyjną i militarną” rolę Bitwy Warszawskiej.
Internauci zauważyli w nim przede wszystkim coś, co już kiedyś widzieli, na przykład bryłę Cayan Hotelu w Dubaju
albo „The Object”, statuetkę promocyjną albumu Presence (1978) zespołu Led Zeppelin, znajdującą się na okładce płyty, zaprojektowaną, aby reprezentować „siłę i obecność” grupy. Wraz z wydaniem albumu wytwórnia Swan Song, wyprodukowała 1000 indywidualnie numerowanych replik miniaturowego monolitu, które miały być wykorzystane jako artykuły promocyjne.
Jak mógłby wyglądać łuk tryumfalny nad Wisłą? A choćby tak, jak pomnik Zobywców Dzikiego Zachodu w Saint Louis.
To właśnie z tego miasta pierwsi osadnicy wyruszali na Zachód, przeprawiając się przez rzekę Missisipi. Budowa łuku-pomnika o wysokości 192 metrów rozpoczęła się w 1963 roku, trwała nieco ponad dwa lata, a jej koszt wyniósł ok. 15 mln dolarów.
Warszawa ze swojego budżetu na 2020 rok, który wynosi ponad 21 miliardów złotych, wysupłała 3 miliony na pomnik, który miał być nie tylko upamiętnieniem jednej z najważniejszych bitew Europy, decydujących o jej przyszłości, ale też swoistą klamrą spinającą obchody odzyskania niepodległości, trwające cały ubiegły rok.
Już lokalizacja, delikatnie mówiąc, dość peryferyjna, choć na Osi Królewskiej, łączącej Stare Miasto z Wilanowem budziła wiele wątpliwości, a kwota przeznaczona na realizację pomnika – gorzki śmiech, skoro za jej równowartość można kupić średniej wielkości willę w Konstancinie. Jednak efekt, jaki przyniósł konkurs ogłoszony przez warszawski Ratusz, można skomentować krótko – wstyd, jeżeli Polskę stać tylko na taki pomnik!
Poziom wrażliwości estetycznej urzędników Ratusza kończy się mniej więcej w paździerzowej Strefie Relaksu na placu Bankowym ( n. b. kosztującej 1/3 tego, co przeznaczono na pomnik Bitwy Warszawskiej), ale fakt, że przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, uczestnicząc w sądzie konkursowym wespół z delegowanymi pracownikami Rafała Trzaskowskiego, przyłączyli się do jednomyślnego rozstrzygnięcia i wybrania tego właśnie obiektu musi budzić głęboki smutek i troskę o to, w jakich rękach znajduje się polska kultura w jej ministerialnym obszarze.
W założeniach pomnik miał „podkreślić zjednoczenie polskiego społeczeństwa mimo głębokich podziałów politycznych w decydującym momencie wojny polsko-bolszewickiej, a także zaakcentować niepodległościowy charakter bitwy”. Jak na razie projekt zjednoczył wielu Polaków, delikatnie mówiąc oburzonych tym, w jakiej formie chce się uczcić tych, którzy w Bitwie Warszawskiej walczyli i ginęli.
Minister kultury i dziedzictwa narodowego wspomniał o dekadach spóźnienia, nie tylko związanych z tym, że planowaną po 1920 roku budowę pomnika Bitwy przerwał wybuch wojny, ale także faktem, że w powojennych realiach realizacja tego pomysłu nie była możliwa. Czym teraz wytłumaczyć to, że na ostatnią chwilę, przy tak mizernym budżecie, chce się postawić monument, który nie przyniesie chwały bohaterom Bitwy, a nam, współczesnym, nie da okazji do zadumy nad historią naszego kraju i dumy z tych, którzy o niepodległość Polski walczyli? Czasy, kiedy czczono różne święta oddawaniem inwestycji, które natychmiast po uroczystym otwarciu trzeba było zamykać i poprawiać dawno minęły, choć chyba w mentalności niektórych nadal silnie tkwią.
Ubrać w słowa emocje i symbole jest trudno, a jeszcze trudniej – zmaterializować je w postaci pomników. Andrzej Pityński, twórca Pomnika Katyńskiego wniesionego w Jersey City, to potrafił. Ten niewielki, bo zaledwie dwunastometrowy pomnik, budzi takie emocje i skojarzenia, jakich w jednej tysięcznej nie wywoła coś, co już internauci określają mianem „świdra”.
Jeżeli 15 sierpnia 2020 roku chcemy uczcić 100-lecie Bitwy warszawskiej, jest jeszcze dzisiaj czas, by zastanowić się, czy akurat w takiej formie. Tyle dekad czekaliśmy, możemy jeszcze poczekać. A jak Warszawy nie stać na budowę naprawdę godnego tej rocznicy monumentu, to Polacy ją wyręczą. Przed Bitwą Warszawską oddawali na zbrojenie wojska swoje złote obrączki. Dzisiaj możemy wspomóc budżet miasta. W końcu kiedyś cały naród odbudowywał stolicę, teraz tym bardziej stać nas, Polaków na to, by zbudować w niej pomnik, z którego i my, i nasi potomkowie będą mogli być dumni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/489003-cos-na-ksztalt-swidra-upamietni-bitwe-warszawska