Chociaż Robert Biedroń domagał się zwołania przez prezydenta Rady Bezpieczeństwa Narodowego w związku z zagrożeniem koronawirusem, a nawet straszył „możliwą tragedią”, sam wybiera się ze swoim partnerem Krzysztofem Śmiszkiem do… Chin.
Byliśmy ostatnio w Kenii, a w sumie odbyliśmy już około 60 podróży zagranicznych! Nasze plany podróżnicze to teraz Chiny. Jedziemy tam. Jest tanio, bo nikt tam teraz nie kursuje z uwagi na koronawirusa a my tam pojedziemy
— powiedział kandydat Lewicy na prezydenta w rozmowie z „Super Expressem”.
Zapytany o to, czy nie obawia się koronawirusa, odpowiedział, że nie, choć przyznał, że „oczywiście trzeba uważać”.
Biedroń apeluje o trzymanie kciuków
Choć jak się zna świat, to on jest jedną małą wioską. Trzymajcie za nas kciuki
— zaapelował.
Wcześniej polityk zamieścił na swoim profilu na Facebooku wpis, w którym zaapelował do Andrzeja Dudy o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Apeluję do wszystkich polityków, ze wszystkich ugrupowań. Nie zbijajcie kapitału politycznego na możliwej tragedii! Potencjalna epidemia to problem, który nie ma barw politycznych. Potrzebujemy wszystkich rąk na pokładzie, a nie politycznej rywalizacji.
— pisał Biedroń na Facebooku.
Patetyczne apele
Apeluję do Andrzeja Dudy, by zwołał jak najszybciej Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Potrzebujemy spotkania, w którym będą uczestniczyć politycy ze wszystkich ugrupowań
— podkreślał parlamentarzysta.
Apeluję do rządu, by zorganizował jak najszybciej kampanię informacyjną - obywatele i obywatelki muszą wiedzieć jak nie zarazić się wirusem, jakie niesie za sobą zagrożenia, jakie są grupy ryzyka. W szkołach, w mediach, w miejscach publicznych
— grzmiał Biedroń.
I jak mają się jego płomienne hasło do beztroskich wypowiedzi dla „Super Expressu”? Najwyraźniej Robert Biedroń postanowił powtórzyć casus Ryszarda Petru, który wyjazdem na Maderę podważył przekaz własnej formacji suflowany od dłuższego czasu.
gah/Super Express
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/488959-biedron-straszyl-ws-koronawirusa-a-sam-jedzie-do-chin