Głos szczery i cenny
Kandydatka Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska zabrała głos w sprawie programu 500+. Głos to i szczery, i cenny:
Ludzie, którzy pracują, czują się w jakiś sposób upokorzeni, że ktoś jest wspierany, a nie pracuje. (…) Bo w każdym społeczeństwie są osoby, którym musimy pomagać, bo sobie nie dają rady. Ale pomagać w taki sposób, żeby je wyciągać z tego, że nie pracują, żeby miały szanse normalnie się rozwijać
— mówiła Kidawa-Błońska, rozwijając myśl tak oto:
Bo skoro oni zamykają się w tych domach, nie pracują, taki przykład dają swoim dzieciom. To jest kolejne pokolenie, które będzie wychowywane dokładnie w taki sam sposób. Państwo powinno wspierać ludzi pracujących.
Podkreśliła, że Polacy „zgubili szacunek do pracy”.
Wmówiono ludziom, że bierzesz pieniądze, to już wystarczy, nie musisz się rozwijać. Gdzieś edukacyjnie straciliśmy to budowanie w ludziach aspiracji, że trzeba pracować, rozwijać się, starać się, by dzieci miały zapewnioną lepszą przyszłość.
To wypowiedź szczera i cenna, bo przecież potwierdza to, co wszyscy doskonale wiemy: po zmianie władzy program 500+ zostanie najpierw zdemolowany, a później zlikwidowany. Czy po tak druzgocącej krytyce w wydaniu kandydatki KO jego utrzymywanie przez rząd KO miałoby jakikolwiek sens? Oczywiście nie.
Wszystko było OK?
Ale w tej wypowiedzi jest coś jeszcze, coś jeszcze ważniejszego. Otóż Kidawa-Błońska w istocie uważa, że system ekonomiczno-społeczny panujący w Polsce przed rokiem 2015-ym był w zasadzie prawidłowy. Skoro minimalne, wciąż niż niż na zachodzie transfery socjalne są w jej opinii takim skandalem, to znaczy, że powinniśmy wrócić do tego, co było. A więc do świata, w którym niektórym grupom wiedzie się doskonale, a los całej reszty jest w istocie nie ważny. Do świata, w którym nikt nawet nie myśli o solidaryzmie społecznym, o wyrównywaniu różnic, zarówno pomiędzy różnymi grupami społecznymi, jak i regionami.
To jest świat, w którym tacy ludzie jak Małgorzata Kidawa-Błońska Polskę znają albo z telewizji, albo z trasy samochodu pędzącego gdzieś na Mazury lub do Zakopanego. To jest świat, w którym bieda i brak szans są winą niezaradnych maluczkich. To jest świat, w którym, jeśli masz kłopoty, to powinieneś „wziąć kredyt i zmienić pracę”. To jest świat Bronisława Komorowskiego.
Do tego teza o tym, że „Polacy zgubili szacunek do pracy”. Gdzie? Kiedy? Czyżby normalnością był czas lat 90. i późniejszych, gdy po najlichszą pracę ustawiały się długie kolejki? Gdy Polacy rzeczywiście żyli w strachu przed bezrobociem? Gdy alternatywą było albo wyjechać, albo tkwić w nędzy? Owszem, usługi i służba były wówczas bardzo tanie, i klasa społeczna pani Kidawy-Błońskiej obficie z tego korzystała, ale był to czas dla większości społeczeństwa dość podły.
„Kto nie pracuje, ten nie je?”
W sumie Małgorzata Kidawa-Błońska mówi nam, że „kto nie pracuje, ten nie je”. Wizja społeczeństwa jak z neoliberalnej broszurki, nieaktualnej już momencie jej pisania. A co z dzietnością, z kryzysem demograficznym? Co ze spójnością społeczną, równie ważną jak dobrobyt? Wreszcie, co z solidarnością i sprawiedliwością?
No i ta koszmarnie fałszywa teza, że programy socjalne zabijają w Polsce aspiracje ludzi. Jest dokładnie odwrotnie: one te aspiracje uruchamiają i umożliwiają!
Jeśli Małgorzata Kidawa-Błońska wygra, to będzie nie tyle „prawdziwym prezydentem”, co prezydentem nielicznych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/488506-kto-nie-pracuje-ten-nie-je-bylaby-prezydentem-nielicznych